czwartek, 17 lipca 2008

gion matsuri #2

Dzień przywitał nas błękitnym niebem. Nareszcie. :) Jak większość osób podążyliśmy na festiwal, aby zobaczyć jego kulminacyjny moment, czyli procesję tradycyjnych platform. Gion Matsuri pierwszy raz odbył się bardzooo dawno temu. Wywodzi się ze strachu przed gniewem bóstw, które powodowały w Kioto wiele nieszczęść - epidemie, trzęsienia ziemi, powodzie. Aby złagodzić ten gniew, zaczęto organizować festiwale, które miały chronić przed kapryśnymi bóstwami. Platformy pojawiły się pod koniec okresu Kamakura (1185-1333). Zamożne rodziny i kupcy rywalizowali w ten sposób w okazywaniu swego bogactwa.
Procesja zaczęła się punktualnie o 9:00, a my byliśmy już na miejscu. Zwarci i gotowi. :) Widok niesamowity.





Każda z trzydziestu dwóch platform była inna. Udało nam się zobaczyć je wszystkie, ale kosztowało nas to sporo wysiłku. Cała procesja trwała ok. dwóch godzin. W tłumie Japończyków i upale mieliśmy chwile zwątpienia. :) Jednak widowisko godne polecenia przede wszystkim ze względu na wartości estetyczne.

Cały festiwal, w tym i platformy, obsługiwany był przez rzesze ludzi. Oglądających było oczywiście znacznie więcej. W tym całkiem sporo gaijin-ów. Można było podziwiać przepiękne yukaty i inne stroje.











Najważniejszą postacią festiwalu jest mały chłopiec wybierany każdego roku, aby reprezentować sobą boskiego posłańca. Do dnia siedemnastego lipca nie może on dotknąć stopami ziemi. Dopiero w dniu dzisiejszym schodzi z platformy na ziemię. On też przecinając szarfę decyduje o rozpoczęciu procesji.





Tradycyjną pamiątką z festiwalu jest chimaki. To ryżowe ciastka, których jednak się nie zjada, a wiesza w widocznym miejscu przy wejściu do domu. Mają one chronić przed epidemią. Każdego roku w czasie festiwalu wymienia się je na nowe.

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy blog, trafilam tu zupelnym przypadkiem ,gratuluje.
    Sama wybieram sie pod koniec sierpnia do Tokyo i z niecierpliwoscia bede czytac kolejne wpisy.

    Pozdrowienia elodie :)

    OdpowiedzUsuń