środa, 30 maja 2012

Noriko Yamaguchi – Peppermint Mother


Zapraszam do zapoznania się z wystawą japońskiej artystki Noriko Yamaguchi Peppermint Mother, którą można oglądać do końca czerwca we WRO Art Center. Artystka wykorzystuje różne techniki przekazu (fotografię, video instalacje, rysunki) do sformułowania myśli odnoszących sie do "komunikacji i relacji ciała wobec natury, tradycji, kultury i technologii". Jej prace można podejrzeć między innymi tutaj, a wywiad z artystką tutaj. Polecam!

piątek, 25 maja 2012

Jiro śni o sushi.

"Even at my age I haven't reached perfection."

W końcu nadszedł dzień premiery w kinach. Oboje z L. nie mogliśmy się doczekać. Uwielbiamy sushi i często robimy je w domu, choć kiedyś wcale miłośnikami sushi nie byliśmy. A przynajmniej ja. :) Może do sushi trzeba dojrzeć...? ;) Na pewno do tak wysublimowanych smaków, jakie serwuje swoim klientom 85-letni Jiro Ono. Niepozorna wydawać by się mogło maleńka sushiya na kilka miejsc cieszy się tak ogromną popularnością, że miejsce trzeba sobie zarezerwować co najmniej kilka miesięcy wcześniej. Sukiyabashi Jiro to miejsce uhonorowane trzema gwiazdkami Michelina, gdzie zjeść można jedynie sushi. Ale za to jakie - ponoć najlepsze na świecie. Za jedyne 30tyś. jenów...


Dokument jest świetnie zrealizowany, piękne zdjęcia sushi i wspaniali ludzie, którzy opowiadają o swojej pasji, trudach z nią związanych i odpowiedzialności. Momentami wzrusza, zaskakuje, zachwyca, a nad całością czuwa Jiro Ono - raz z poważną, zadumaną miną, a raz z uroczym uśmiechem. Nie sposób go nie lubić. Opowiada, że praca to ciągłe doskonalenie się - nie ma ono końca, jest celem życia, a nikt nie jest nigdy wystarczająco dobry, aby spocząć na laurach.



To film o wielkiej pasji i zaangażowaniu, o pokonywaniu trudności i spełnianiu marzeń. Pobieżnie, ale jednak, poruszony zostaje także problem niekontrolowanego połowu ryb, szczególnie tuńczyka. Prawdziwi shokunin (職人), czyli ogólnie rzecz ujmując "rzemieślnicy", zgadzają się, że regulacje prawne to konieczność - bez ryb ich praca nie ma racji bytu. W tym miejscu warto wspomnieć o innym dokumencie, który szerzej zajmuje się tym problemem - Sushi: The Global Catch (szkoda, że tego dokumentu nie zobaczymy w polskich kinach).




Jiro śni o sushi pokazuje piękno sushi, elegancję i wyjątkowość tego dania, które, pomimo wielu "susiarni" na całym świecie, wciąż potrafi zachwycać. Zaleca, aby jeść je świadomie. I delektować się, każdym kęsem. Polecam!

Więcej informacji znajduje się na oficjalnej stronie filmu. Polecam!

środa, 23 maja 2012

miso&gyoza.


Jest takie, dość ukryte, miejsce we Wrocławiu, w którym co jakiś czas zaopatrujemy się w gyozę. Uwielbiamy. :) Powoli dojrzewamy do próby zrobienia gyozy samodzielnie (choć wykorzystując gotowe ciasto w postaci krążków), ale pewnie minie jeszcze trochę czasu zanim to nastąpi. :) We wspomnianym sklepiku zakupiliśmy także koreańską pastę miso, tofu oraz wodorosty, aby przygotować zupkę miso-shiru (味噌汁).


Co potrzebujemy:

paczka pierożków
pasta miso
wodorosty (najlepiej wakame)
tofu
sos sojowy

Tym razem gyoza z farszem z kimchi. Ten koreański dodatek (?) do potraw to zazwyczaj kiszona kapusta pekińska lub chińska z pastą z ostrych papryczek, która ma mocny pikatny smak. Kimchi jest idealne na przystawkę. Gyozę smażymy na patelni aż sie zarumieni - nie trzeba wcześniej pierożków gotować, co bardzo ułatwia ich przygotowanie. Z kolei wodorosty płuczemy, a następnie dodajemy do zupki miso razem z tofu, które kroimy na małe kawałki. Lepsze będzie bardziej twarde tofu, aby kawałki zachowały swój kształt. Miso-shiru podajemy na ciepło, a do pierożków zawsze dobry będzie sos sojowy.


Itadakimasu!

wtorek, 22 maja 2012

Noren.


Noren (暖簾) to materiałowa "zasłonka", podzielona rozcięciami na kilka frgamentów, którą dostrzec można najczęściej przed wejściem do restauracji czy sklepu, w łaźniach publicznych, ale czasami także w prywatnych domach, wewnątrz części mieszkalnej. Noren wieszany wewnątrz najczęściej oddziela dwa pomieszczenia od siebie lub dzieli większą przestrzeń na mniejsze części. Pełni również funkcję estetyczną, czasami jest zawieszany np. na ścianie jako ozdoba. Noren zawieszany przed wejściem chroni wnętrze przed pyłem, kurzem i deszczem. Służy również jako reklama danego miejsca oraz informuje, czy jest ono otwarte - jeśli noren wisi nad wejściem oznacza to, że tak. Po dniu pracy jest zwijany i chowany do środka. Jeśli noren "znika" w ciągu dnia znad wejścia do restauracji, oznacza to, że akurat w danym momencie przygotowywane jest jedzenie.

Noren jest wizytówką danego biznesu, symbolem jego reputacji i dobrego imienia, dlatego czasami, jeśli dochodzi do sprzedaży sklepu, restauracji etc., noren jest także częścią transakcji i należy za niego dodatkowo zapłacić. Ponadto jeśli uczeń osiagnął odpowiednie umiejętności w danej dziedzinie mógł używać tego samego norenu, co jego mistrz. "Podzielenie norenu" (noren wake 暖簾分け) oficjalnie go do tego uprawniało. Obecnie dotyczy to w głównej mierze filli restauracji, które działają pod jednym szyldem-norenem.

Sklepik z wyrobami z tradycyjnych materiałów, Uji.

Najstarsze miejsce serwujące taiyaki, Tokio.

Noreny miały być już używane w starożytnej Japonii, w okresie Jomon, pełniąc wtedy rolę ochrony przed wiatrem. Popularne stały się w epoce Heian, kiedy zaczęto ich używać na co dzień do odgradzania przestrzeni wewnątrz domów oraz zawieszano je przed wejściem, aby chroniły pzred wiatrem, kurzem i deszczem. Już w okresie Muromachi noreny funkcjonowały jako reklamy sklepów i restauracji i coraz częściej były zawieszane przed wejściem. Pojawiały sie na nich także nazwiska rodowe.

Sklepik z ceramiką, Nikkō.

Enoshima.

Noreny mogą mieć różną formę, najczęściej są to kwadratowe lub prostokątne kawałki materiału. Zwykle jest ich trzy, pięć lub siedem. Nie mają określonej długości - niektóre noreny zakrywają jedynie połowę drzwi lub okna(takie często zawieszane sa w sushi barach), inne są od nich dłuższe. Tradycyjnie noreny wytwarzano z białym lub kobaltowym wzorem i także dzisiaj są one popularne. Często motywy umieszczane na norenach nawiazują do japońskiej tradycji. Najczęściej wykonuje się je z lnu, konopii i bawełny. Współczesny design także wpływa na ich produkcję - są takie z koronkami, z papieru, z motywami popkultury nie tylko japońskiej, ale i zachodniej. Do wyboru, do koloru.

Sklepik z cudami z matcha, Uji.

Restauracja z fugu, Tokio.

A na koniec filmik (nie nasz, niestety), na którym zobaczyć można różne rodzaje norenów. Polecam!

piątek, 18 maja 2012

Sengaku-ji.

Sengaku-ji (泉岳寺) to buddyjska świątynia znana w głównej mierze z pochowanych tutaj 47 samurajów, którzy w 1702 roku popełnili rytualne samobójstwo (seppuku). Pochowany jest tutaj także ich pan Asano Naganori, któremu wiernie służyli do końca. Te historię zna niemal każdy Japończyk, a także wielu ludzi spoza Kraju Kwitnącej Wiśni, między innymi dzięki kulturze popularnej - książkom, komiksom, filmom, nie będę więc jej przytaczać. Zainteresowanych odsyłam między innymi tutaj.

Sanmon (główna brama).

Hondō (główna hala).

Świątynia zbudowana została przez Tokugawę Ieyasu, a raczej na jego polecenie :), w 1612 roku. W epoce Edo stanowiła jedną z trzech najważniejszych świątyń buddyjskich w dawnym Tokio. Doszczętnie spłonęła po 30 latach istnienia, ale odbudowano ją - w miejscu, w którym stoi do dziś.

Sawaki Kōdō (沢木興道), mistrz buddyzmu zen.

Baku (獏), pożeracz złych snów i strażnik pokoju.

Suikinkutsu (水琴窟), naczynie wydające dźwięk podobny do japońskiego koto (箏).

Teren świątynny nie jest zbyt duży, ale bardzo dobrze utrzymany i widać, że jest to zadbane miejsce. Byliśmy tam z L. około ósmej rano i raz po raz wchodziliśmy w drogę pomocnikom świątynnym, którzy zamiatali, wycierali i sprzątali każdy zakątek Sengaku-ji. Było bardzo spokojnie, co pozwoliło nam bez pośpiechu obejść teren świątyni i w ciszy przyjrzeć się grobom sławnych roninów. Polecam więc wybrać się do Sengaku-ji z samego rana - już około dziewiątej bywa tłoczno, nawet w dni powszednie.


Rozpiska grobów 47 samurajów.



Na terenie Sengaku-ji można udać się po wpis goshuinchō, który tutaj kosztuje "co łaska", a także zapalić kadzidełko (senkō 線香) okazując w ten sposób szacunek dla miejsca i pochowanych samurajów. Każdego roku 14 grudnia odbywa się festiwal upamiętniający ich poświęcenie i honorowy czyn. Festiwal przyciąga masę ludzi. Nic dziwnego, ponieważ Sengaku-ji jest miesjce z historią, prawdziwą historią, która do dziś porusza.


Informacje praktyczne.

Website: http://www.sengakuji.or.jp/
Czynne: codziennie od 7:00-18:00 (do 17:00 od października do marca)
             muzeum od 9:00 do 16:00
Wstęp: wolny
            muzeum - 500 jenów 
Dojazd: JR Yamanote do stacji Shinagawa lub Tamachi
            Toei Asakusa do stacji Sengakuji
Mapa: http://www.gojapango.com/tokyo/tokyo_poi_map.php?poi_id=3032



wtorek, 15 maja 2012

Zapasy z życiem.


"Wybuchnąłem śmiechem. I naprawdę śmiałem się długo, szczerze. Jeżeli cokolwiek było dla mnie pewne, to to, że nigdy nie pójdę na turniej sumo - bo to szczyt wszystkiego, czego nienawidziłem w Japonii, góra złego smaku, Fudżi odrazy."

Zapasy z życiem to historia chłopaka mieszkającego na ulicach Tokio. Codziennie spotyka on na swej drodze mężczyznę, który powtarza mu, że widzi w nim grubego gościa i namawia na obejrzenie zawodów sumo. Chłopak początkowo stawia opór, ale z czasem wybiera się na zawody, które robią na nim ogromne wrażenie. Do tego okazuje się, że spotykany mężczyzna jest trenerem zawodników sumo. Chłopak staje się jego podopiecznym i z każdym treningiem zaczyna mocniej wierzyć we własne siły. Przyjemnie się czyta, jak to u Schmitta bywa, dosłownie można połknąć tę ksiażkę na raz, także z powodu jej małej objętości. Opowieść wciąga, nie ma w niej jednak zaskakująych zwrotów akcji, a i przesłania są dosć naiwne i banalne. Może jednka warto je sobie przypomnieć od czasu do czasu. Ot, taka powiastka filozoficzna z Japonią w tle. :)

Więcej informacji na stronie wydawnictwa oraz samego autora.

(Cyt. za: Eric-Emmanuel Schmitt, Zapasy z życiem, Kraków 2010, s.13.)

niedziela, 13 maja 2012

Murakami i jego Tokio.


Kiedy w końcu ta wyczekiwana książka dotarła do mnie, przeczytałam ją w dwa dni. Wciągnęła mnie od razu, bo mogłam raz jeszcze pospacerować po Tokio, które znam, ale odkryć także miejsca jeszcze mi nieznane, które na pewno chciałabym odwiedzić następnym razem. A poza tym przewodnik ten umożliwił mi przypomnienie sobie twórczości Murakamiego, jego książek, które przeczytałam dawno temu, a ich treść nieco uleciała już z pamięci.

"Jednym z aspektów pisarstwa Murakamigo, najbardziej przemawiającym do jego japońskich czytelników, jest umiejętność uchwycenia atmosfery życia w Tokio w późnych latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych - czasach powoli zacierających się w pamięci."

Myślę, że bardziej adekwatnym tytułem byłby "spacerownik" niż "przewodnik", ponieważ autorka opisuje Tokio, a raczej miejsca związane z bohaterami książek Murakamiego, głównie spacerując po określonej okolicy. Wyszczególnia tam miejsca znane z książek japońskiego pisarza, takie, które istnieją (lub istniały) naprawdę, oraz takie, które mogą stanowić odpowiednik miejsc opisywanych w Kronice ptaka nakręcacza czy Norwegian Wood. Dodatkowo przywoływane są cytaty opisujące restauracje, ulice, osiedla występujące w książkach Murakamiego. Mnie taki sposób narracji bardzo się spodobał.

Z książki możemy dowiedzieć się nieco również o samym pisarzu. Jego podejściu do życia, latach spędzonych w Tokio, prowadzeniu baru jazzowego, a to dzięki jego esejom, których fragmenty także zostały w przewodnik wplecione oraz pytaniom od czytelników, które kończyły każdy rozdział. A te bywały przeróżne - od listy ulubionych reżyserów Murakamiego po życie mrówek i dziewczęcość dziewczyn.

Czytając Haruki Murakami i jego Tokio momentami odnosiłam wrażenie, że książka była składana w lekkim pośpiechu - zdarzają się literówki, niejasne oznaczenia zdjęć, a czasami końcowe zdania rozdziałów wydają się być nieco sztuczne, jakby służyć miały jedynie szybkiemu zakończeniu myśli. Bardzo spodobało mi się to, że wszystkie zdjęcia zamieszczone w książce zostały zrobione przez autorkę. Są wśród nich zdjęcia mniej i bardziej udane, jednak dla mnie najważniejsze jest to, że są prawdziwe, tzn. nie "podrasowane" (chyba?) i zrobione przez osobę, która ten przewodnik/spacerownik sobie wymyśliła, spacerowała opisywanymi przez siebie trasami - była tam, widziała i uwieczniła na zdjęciu. :)

Podsumowując. Haruki Murakami i jego Tokio moim zdaniem jest książka wartą przeczytania. Nie ukrywam, że chyba jednak przede wszystkim spodoba się osobom, które lubią twórczość Murakamiego, oraz tym, które znają trochę Tokio.

Więcej na stronie wydawnictwa. Polecam!

(Cyt. za: Anna Zielińska-Elliott, Haruki Murakami i jego Tokio, Warszawa 2012, s. 280.)

środa, 9 maja 2012

Water children.


Już za kilka dni w ramach Planete+ Doc Film Festival będzie okazja zobaczyć nagradzany holenderski dokument Water children. Mianem wodnych dzieci określa się w Japonii dzieci nienarodzone. Poświęca się im specjalne rytuały w świątyniach, a niedoszłe matki ubierają posążki bóstwa Jizō w dziecięce ubranka, aby ten otaczał opieką dusze ich nienarodzonych dzieci.

Jak czytamy na stronie festiwalu:

"W Japonii nienarodzone dzieci określane są mianem „wodnych dzieci” i czczone specjalnym religijnym rytuałem. Nigdy w życiu nie miały okazji dokonać dobrych uczynków i dlatego nie są w stanie przekroczyć mitologicznej podziemnej rzeki. Ich dusze uwięzione są w kamiennych figurkach, które umieszcza się na brzegu rzeki.

Reżyserka Aliona van der Horst śledzi losy Tomoko Mukuiyamy - niekonwencjonalnej, japońsko-holenderskiej pianistki, która przechodzi okres menopauzy, uświadamiając sobie, że nigdy już nie będzie mogła mieć dzieci. W jednej z japońskich wiosek Mukuyiama tworzy multimedialną instalację, za pomocą której opowiada o uczuciach, związanych z życiem i śmiercią. Instalacja, określana przez nią mianem „katedry”, zbudowana została z 12 000 białych jedwabnych sukien, które wiszą wysoko nad głowami widzów, tworząc białą kopułę, w środku której widać strumień światła. To jak sklepienie katedry, w której na nowo tworzy się życie. Odwiedzające wystawę kobiety mogą założyć jedną z sukien, poplamić ją menstruacyjną krwią, którą zresztą Mukuyiama poetycko nazywa „księżycową”, a następnie odwiesić ją z powrotem.

Kamera rejestruje szczere wypowiedzi kobiet, które opowiadają historie o płodności, niepłodności, seksualności, a także utracie dziecka. Reżyserka przedstawia nam też własny punkt widzenia tych zagadnień, bowiem, jak się okazuje, ma osobisty powód do nakręcenia tak zjawiskowo poetyckiego filmu."




Więcej na oficjalnej stronie dokumentu. Można również zajrzeć na stronę Tomoko Mukuiyamy. Polecam!

poniedziałek, 7 maja 2012

Inspirująca i inspirowana. Popkultura japońska


"(...) kultura japońska ulega swoistej >>mumifikacji<<: niektóre zjawiska czy obiekty, np. kaligrafia, ceremonia herbaciana czy kimono, zyskują status odwiecznych tradycji, mających reprezentować jej autentycznego ducha. Z drugiej strony, japońska popkultura równie często funkcjonuje na zasadzie kontrastu - jako swoiste kuriozum, które ma zaspokajać potrzebę egzotyczności. Fascynuje, ponieważ jest inna: szalona, dziwaczna, drastyczna, zaskakująca."

Z ciekawością zaczęłam czytać tę pokonferencyjną publikację, ponieważ temat wydał mi się interesujący. Przenikanie się kultur jest zjawiskiem, które nieustannie mnie fascynuje i sama lubię szukać japońskich wpływów w nam bliskiej kulturze tzw. europejskiej, a także przyglądać się temu, jak Japonia czerpie z Zachodniego kręgu kulturowego i jak przekształca niektóre jego elementy tworząc z nich nową japońską jakość.

Jednak książka ta do mnie nie przemówiła. Mogę polecić chyba tylko osobom, które akurat zajmują się/interesują się przedstawionymi w książce zagadnieniami. Być może tematy w niej poruszone nie do końca mnie przekonały, chociaż rozdział o filmie Shimotsuma monogatari oraz o współczesnym plakacie japońskim przykuły nieco moją uwagę, ale te opisujące Rosję sowiecką z punktu widzenia japońskiej popkultury czy japoński hip-hop już nie.

Więcej informacji na stronie wydawnictwa.

(Cyt. za: Artur Szarecki, Popkultura poza dualizmami: ubiór, ciało i konsumpcja w filmie Shimotsuma monogatari, [w:] Inspirująca i inspirowana. Popkultura japońska, Toruń 2011, s. 79-80.)

sobota, 5 maja 2012

goshuinchō.

O istnieniu goshuinchō dowiedziałam się przypadkiem. Odwiedzając liczne w Japonii chramy shintō i świątynie buddyjskie co jakiś czas widziałam Japończyków z małymi książeczkami w dłoniach, pod pachą, wystające z plecaka. Okładki zawsze przykuwały wzrok, ponieważ nawet najprostsze wzory wyglądały przepięknie.

Goshuinchō zakupione na terenie chramu Meiji w Tokio.

Okazało się, że książeczki te służą pielgrzymom do kolekcjonowania specjalnych wpisów z odwiedzanych miejsc kultu. Obecnie wpisy zbierane są również przez turystów, nie tylko japońskich. Zwykle moja osoba pytająca o goshuinchō spotykała się z niemałym zdziwieniem. Nigdy jednak nie odmówiono mi wpisu, za który zresztą się płaci. :) Najczęściej opłata wynosi 300 jenów, a czasami, "co łaska", a po wpisy trzeba udać się do specjalnego budynku na terenie chramu lub świątyni.


Wpis składa się z wykaligrafowanej nazwy danego chramu lub świątyni, a czasami także zawiera imiona bóstw. Dodatkowo wpis stemplowany jest kilkoma czerwonymi pieczęciami. W niektórych chramach lub świątyniach do wyboru jest kilka wzorów. Całość jest zwykle nie do odczytania dla przeciętniej gadziny, ale z estetycznego punktu widzenia wpisy zachwycają. Zazwyczaj wpisami zajmują się mnisi, miko lub pomocnicy świątynni.

Goshuinchō wyglądają podobnie. Mogą różnić się okładką, która czasami przedstawia motyw danego chramu lub świątyni. Bywają i okładki drewniane, czego przykładem są goshuinchō z Kōya-san. Tutaj podejrzeć można przepiękne okładki z najważniejszych miejsc kultu w Japonii. A to przykład w Enoshimy:


Podczas ostatniej podróży udało mi się zebrać wpisy z trzynastu miejsc. Oto kilka przykładów:

Tōshō-gū, Nikkō

Kanda-myōjin, Tokio

Fushimi Inari-taisha, Inari

Tō-ji, Kioto

Enoshima-jinja, Enoshima

A na koniec filmik z otrzymywania wpisu w Sensō-ji w Tokio.

piątek, 4 maja 2012

nius.

JaponiaBliżej ma wreszcie swój kanał na YouTube. Filmików naszej produkcji jest na razie niewiele. Mamy nadzieję, że z czasem kolekcja będzie się powiększać o filmiki prosto z Japonii (oby!) oraz wydarzeń japonistycznych odbywających się w Polsce. A może nawet jakaś prywata się wkradnie. :) Zapraszamy.

wtorek, 1 maja 2012

fake food.

Jadąc do Japonii bez znajomości języka japońskiego damy radę zjeść. Poza barami szybkiej obsługi i znanymi także i u nas fast foodami, poradzimy sobie i w bardziej tradycyjnych restauracjach. Niemal w każdym miejscu. Kore hitotsu, kudasai* oraz palec wskazujący nam wystarczą. :) Na wielu bowiem witrynach lokali gastronomicznych znajdziemy plastikowe odwzorowanie dan zawartych w menu. W skali 1:1, w tych samych kolorach, czasami nawet z buchającą dookoła parą. Az ślinka leci?


W Japonii istnieje wiele firm specjalizujących się w tworzeniu sztucznego jedzenia, między innymi Replica Foods czy Nagao Sample. Wiele próbek robionych jest ręcznie z dbałością o najmniejszy szczegół. Klient ma mieć złudne wrażenie, że to, co widzi za szybą pięknie pachnie, wygląda smakowicie i na pewno zaspokoi głód. Na wielu filmikach dostępnych w sieci można podpatrzeć proces tworzenia plastikowych smakołyków.




Aby podziwiać te kulinarne dzieła, wystarczy pozaglądać w witryny barów i restauracji. A jeśli ktoś miałby ochotę zakupić sztuczne sushi czy pucharek z owocami, najlepiej udać się na Kappabashi-dōri. Znajdziemy tu wszystko, co potrzebne jest w kuchni i lokalach gastronomicznych - od produktów spożywczych, po ceramikę, sztućce, garnki, patelnie i, oczywiście, plastikowe próbki jedzenia.


A z plastiku można zrobić wszystko - lody, makaron, sałatki owocowe. A nawet... dzieło sztuki. ;)


A na koniec jeszcze kilka zdjęć fake food. Smacznego! ;)




* Dosłownie "To jedno poproszę".