niedziela, 27 lipca 2008

miyajima

Z samego rana wyruszyliśmy na Miyajimę, wyspę położona niedaleko Hiroshimy, znanej głownie ze swojej "pływającej" torii. Mimo że podróż obejmowała przejazd tramwajem, pociągiem, a na koniec promem, nie zajęła nam więcej niż godzinę.


W porcie Miyajimy byliśmy już o 10 rano. Jak się okazało nasz ryokan Momiji-so oferował transport z portu. Skwapliwie postanowiliśmy z tej opcji skorzystać. Po rozszyfrowaniu instrukcji obsługi telefonu, za którymś razem udało nam się dodzwonić. Łamaną angielszczyzną i jeszcze bardziej łamanym japońskim jakoś się dogadaliśmy. Chyba. Do końca nie mogliśmy być pewni, czy rzeczywiście ktoś po nas przyjedzie, ale po kilku minutach pojawił się samochód z nazwą naszego ryokanu.


Okazało się to być prawdziwym błogosławieństwem, kiedy z okien samochodu zobaczyliśmy trasę, którą musielibyśmy pokonać z bagażami na piechotę. Pan kierowca podniósł nam odrobinę adrenalinę swoją brawurową jazda wąskimi, stromymi i krętymi uliczkami.

Momiji-so położone jest w samym centrum parku Momijidani. Blisko stąd wszędzie na piechotę. Właściciele przywitali nad zimną matchią i łakociem w postaci tradycyjnych japońskich ciasteczek Momiji. Warto dodać, że momiji oznacza w języku japońskim "klon", a tych tutaj sporo, dlatego w wielu nazwach na wyspie występuje to słowo. Stąd nasz ryokan Momiji-so, park Momijidani czy właśnie ciasteczka Momiji.

Po krótkim odpoczynku i pozostawieniu bagażu, ruszyliśmy na wybrzeże. Po kilku minutach zobaczyliśmy znaną ze wszystkich folderów o Japonii torii. Jednak akurat "nie pływała", ponieważ był odpływ. :) Jak się okazało, codziennie rano morze cofa się ukazując mnóstwo glonów i małych krabików, aby po południu wrócić.




Na Miyajimie, spotkać można jelonki i sarenki. Nie są aż tak natarczywe, jak te w Narze, ale i tak jeden połakomił się na naszą mapę. :) L. dzielnie walczył i większość odzyskaliśmy. :)


Główną uliczką handlową jest tutaj Omotesando. Praktycznie każdy sklepik sprzedaje ciasteczka Momiji własnej produkcji. Połasiliśmy się na "kilka" - spróbowaliśmy chyba wszystkich rodzajów, od nadziewanych czekoladą po te bardziej tradycyjne o smaku zielonej herbaty.


Nawet sklep Hello Kitty produkuje własne Momiji! Są one oczywiście droższe niż pozostałe ciasteczka, ale i smakują bardziej "zachodnio" - w środku mają masę przypominającą swojski budyń waniliowy. :)





Ten pierwszy dzień na wyspie był dość leniwy. Właściwie poza spacerowaniem i jedzeniem tutejszych specjałów, np. wędzonych węgorzy, nie robiliśmy nic konstruktywnego. :) Ponownie przepłynęliśmy promem na drugi brzeg, aby zrobić zakupy w markecie (na wyspie bowiem żadnego nie udało nam się znaleźć). Dzięki JR Pass można sobie pływać promami do woli. :)
Trzeba jednak pamiętać, że dotyczy to tylko promów JR.



Późnym popołudniem wróciliśmy do ryokanu. Pokój był dla nas zaskoczeniem, ale całkowicie pozytywnym. Duży, w japońskim stylu. Z naszą własną łazienką! A do tego herbata i kolejne tradycyjne ciasteczka.



Mieliśmy również okazję posmakować japońskiej telewizji, ponieważ i na telewizor znalazło się miejsce w naszym pokoju. Ostrzegałam L., że to rozrywka raczej uwsteczniająca, ale w końcu trafiliśmy na jakiś amerykański film z chińskim gwiazdorem Jackie Chanem dubbingowanym po japońsku. Uśmialiśmy się na całego. :) Oyasuminasai, czyli dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz