Dzisiaj postanowiliśmy trochę odpocząć. :) Nie do końca nam wyszło, ale staraliśmy się, choć, jak zwykle, upał pokrzyżował nam plany - gdy jest tak gorąco, ciężko się nie zmęczyć. :)
Pojechaliśmy do miasteczka Uji kilka minut pociągiem od Kioto. Miejsce to słynie z zielonej herbaty, której nie omieszkaliśmy spróbować. Trafiła nam się matcha (używana do ceremonii herbacianej) w wersji zimnej i na słodko, co było dla mnie małym zaskoczeniem. Nie licząc różnych mniej lub bardziej dziwacznych wynalazków robionych z matcha (od lodów po czekoladę), zawsze piłam ją na ciepło i na pewno nigdy nie była słodzona. Ten cukier nieco umniejszył ten wspaniały smak, który uwielbiam. Mimo to wspaniale ugasiła pragnienie.
Drugim znakiem charakterystycznym Uji jest książę Genji. :) Na każdym kroku można się tu natknąć na jego osobę. Powstało nawet nowoczesne muzeum poświęcone "Opowieści o księciu Genjim".
Postacie z tej najstarszej, jak się uważa, powieści są bohaterami między innymi mang i przedstawień teatru Takarazuka.
Uji jest dobrym miejscem na złapanie oddechu. Rwąca rzeka, daje chwilowe, ale jednak, ukojenie, gdy zanurzyć w niej stopę lub dwie... :)
Znaleźliśmy tez pierwszy polski akcent. W jednym ze sklepów z zieloną herbatą natknęliśmy się na to zdjęcie:
A oto, co miał do przekazania japoński duchowny między innymi na temat zielonej herbaty:
Ostatnim i głównym punktem dzisiejszego dnia był Byōdō-in, czyli buddyjska świątynia z okresu Heian (794-1185). Zachowana jako jedna z nielicznych i warta odwiedzenia, mimo że w rzeczywistości jest mniejsza niż wydawałoby się patrząc na zdjęcia. :) Świątynia znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
p.s. Jeżeli ktoś akurat znajduje się na Hawajach lub planuje wyjazd, może obejrzeć replikę tej świątyni na wyspie O'ahu. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz