poniedziałek, 31 października 2011

tokyo! again!


Już jesteśmy. Nawet jakiś czas. :) Po baaardzo długiej podróży na lotnisku oszczędzono nam formalności, ale zdjęcie i tak musiało być zrobione, a odciski palców pobrane. :) Lot był spokojny, rosyjskie linie dały radę, a i lotnisko w Moskwie nie takie straszne, jak je malują. Udało nam się wypatrzeć Fuji - zdjęcie powyżej, trochę kiepskiej jakości, ale tylko takie udało nam się zrobić przez okno samolotu. Tak jak przed trzema laty i tym razem spotkaliśmy na swej drodze ciekawą osobę - Janusza, który jest pasjonatem kyūdō, czyli łucznictwa japońskiego (dla zainteresowanych tematem strona). Matane Janusz-san! :)

Wieczór upłynął nam na spacerowaniu po Asakusie, gdzie mieści się nasz hostel, oraz na zajadaniu się pysznościami, jak takoyaki czy dango. :) Nie omieszkaliśmy rzucić okiem na "złotą kupę", czyli dzieło Starcka zdobiące budynek browaru Asahi (przez miejscowych nazywany jest także unko-biru, うんこビル, czyli "kupkowy budynek") oraz Sky Tree, wieżę, która góruje nad całą Asakusą.

Sky Tree

Browary Asahi ze słyną "złotą pianką".


Zahaczyliśmy także o nasza ulubioną Yoshinoyę. Może i dania mało wyszukane - micha ryżu z mięsiwem - ale smakuje wybornie. I cena bardzo przystępna, a najeść się można. L. potwierdza. :)

A teraz Drodzy czytelnicy, Przyjaciele i Bliscy idziemy w kimono. :D

sobota, 29 października 2011

nimotsu 荷物

I znowu jesteśmy w stolicy. :) Cały bagaż nadal z nami. A bagaż gaijina wybierającego się za ocean wygląda tak:

I jak przed rokiem noc przed wylotem spędzamy w towarzystwie. Kotów. :) Jeszcze tylko krótki lot, przesiadka w Moskwie i dłuższy lot i w końcu postawimy stopy dwie na japońskiej ziemi. Hej Przygodo! Że aż zacytuję D. :) Matane!

p.s. kubala, jak się dobrze przyjrzeć, to znajdziesz nawet swojego nowego animowanego przyjaciela... :)

czwartek, 27 października 2011

song na dziś #28



Tokyo, I’m on My Way!
In my brand new auto, it’s not so far away

Tokyo, I’m on My Way!
I’m going to be in love!

Tokyo, I’m on My Way!
In my brand new auto, it’s not so far away

Tokyo, I’m on My Way!
I’m going to be in love!

We’re racing down the highway,
That’s always on our mind

We’re thinking about tomorrow,
And going back in time

Our final destination is really so sublime,
It’s home!

Our hands are out the window,
The miles are counting down

Just waiting for the moment,
When we get back in town

We’ll meet up with our friends and we’ll turn it upside down,
It’s home!

Tokyo, I’m on My Way!
In my brand new auto, it’s not so far away

Tokyo, I’m on My Way!
I’m going to be in love!

Tokyo, I’m on My Way!
In my brand new auto, it’s not so far away

Tokyo, I’m on My Way!
I’m going to be in love!

We kick it with our friends,
And we scare our enemies

We’re laughing at the world,
Just like Thelma and Louise

The ones that cross our paths,
Well we’ll bring them to their knees Yeah so

No more sorrow now it’s on for me and you

We’re together now,
We’ll always make it through

All our cares are gone when we get back again,
Oh Yeah

Tokyo, I’m on My Way!
In my brand new auto, it’s not so far away

Tokyo, I’m on My Way!
I’m going to be in love!

Tokyo, I’m on My Way!
In my brand new auto, it’s not so far away

Tokyo, I’m on My Way!
I’m going to be in love!

Tokyo, I’m on My Way!
In my brand new auto, it’s not so far away

Tokyo, I’m on My Way!
I’m going to be in love!

I’m going to be in love!

niedziela, 23 października 2011

polskie kōyō


W związku z tym, że wylot już za 7 dni (!!!), postanowiliśmy oswoić się z klimatem i poszukać japońskiej jesieni we wrocławskim ogrodzie. Wybraliśmy się na kōyō, czyli podziwianie mieniących się różnymi kolorami liści. Jak możemy przeczytać na stronie Lonely Planet: "kōyō is to autumn what cherry blossoms are to spring in Japan". I wszystko jasne - takie jesienne hanami, czyli kolejna okazja, aby nacieszyć się przyrodą w gronie przyjaciół oraz pretekst, aby wyjść z domu i zjeść (wypić pewnie też) coś dobrego pod drzewem. :) I żeby nie było, że sprawa jest niepoważna, tak, jak w przypadku kwitnących wiśni, mamy do czynienia z raportami (do podejrzenia między innymi tutaj) - jak i gdzie się mieni najbardziej. A podobno najlepiej pojechać między innymi do Nikko czy wspiąć się na górę Takao, co też mamy w planach uczynić. :)


Ogród prezentuje się pięknie jesienią. Trochę zabrakło nam słońca, ale za to były domowe wypieki (dzięki P.!) i inari-zushi. :) Polecam wybrać się z samego rana - cisza i spokój. Brakowało tylko pluskających się rybek i gorącej zielonej herbaty. Ogród można odwiedzać do końca października. Choć, jak głosi legenda, niektórym udało się tu zajrzeć i zimą... ;)


Więcej informacji na stronie Ogrodu Japońskiego.

piątek, 21 października 2011

Dzień Japoński w Muzeum Narodowym


Już jutro we wrocławskim Muzeum Narodowym będzie można przybliżyć sobie japońską kulturę. W programie:

godz.12.00 − Mini kurs języka japońskiego - prowadzi Hajime Watanabe

godz.13.00 − Japońska estetyka złota - po wystawie „Złota Japonia” oprowadza Dorota Róż-Mielecka

godz.14.00 − Jesienna ceremonia picia herbaty - zabawa dla dzieci, prowadzi Sławomir Ortyl (zbiórka przed kawiarnią, zapisy tel.: 71 372 51 48)

godz.15.00 − Wykład na temat teatru nō oraz pokaz tańców w wykonaniu Yōko Fujii Karpoluk i Jakuba Karpoluka

czwartek, 20 października 2011

Laurie Simmons and Love Dolls


Laurie Simmons w jednym ze swoich fotograficznych projektów postanowiła przyjrzeć się bliżej niecodziennemu raczej zjawisku jakim sa japońskie Love Dolls. To jeden z tych aspektów japońskiej (pop?) kultury, który może budzić kontrowersje, chociaż z moich obserwacji wynika, że częściej chyba jednak wzbudza zainteresowanie albo śmiech. Japońskie Love Dolls, czy "plastikowe panie do towarzystwa", które się kupuje, wypożycza, można z nimi nawet wziąć ślub, a na koniec wyprawić im pogrzeb.


Laurie Simmons pokazała Love Dolls w całkiem zwyczajnej oprawie, jednak fakt, że modelki są z plastiku, a ich przeznaczenie jest takie, a nie inne, sprawia, że całość wcale już taka zwykła nie jest. Mnie spodobały się zdjęcia Love Doll jako gejszy. Stylizację robiła Hiromi Asai, o której pisałam już na blogu jakiś czas temu.


A że w temacie, to jeszcze taka informacja - powstał także film Air Doll o lalce, która ożywa, odnajduje prawdziwą miłość, a następnie uchodzi z niej powietrze...




Cały fotograficzny projekt Laurie Simmons do obejrzenia tutaj. A dla zainteresownaych tematem kilka artykułów: tutaj, tutaj i tutaj.

wtorek, 18 października 2011

dangoooooooooooooo.


L. zrobił mi dziś niemałą niespodziankę. :) Wchodzę do domu, a tam dango! :) Krótko mówiąc kulki z mąki ryżowej w słodkawym sosie. Istnieje wiele rodzajów dango, na przykład botchan-dango (trójkolorowe). Mnie chyba jednak najbardziej smakuje takie "zwykłe" dango sprzedawane w każdym sklepie i na każdym niemal rogu za 105 jenów. :) Ostatnim razem będąc w Tokio miałam nawet swój ulubiony sklepik, gdzie każdego wieczora po dniu pełnym wrażeń kupowałam je od Kowalskiego-sana.

Już od jakiegoś czasu miałam ochotę spróbować domowych dango. Niektórzy znajomi również próbowali - jednym wyszło bardziej innym mniej, ale liczą się chęci. :) L. wyszło w miarę dobrze, jak na pierwszy raz. Sos sie trochę za bardzo skrystalizował (mirin jednak jest potrzebny, a nie jego substytut w postaci białego wina), poza tym w przepisie wyraźnie napisano, że tofu powinno byc jak najbardziej jedwabiste, a my mieliśmy tylko zwykłe. Więc wyszło, jak wyszło - dla mnie było zjadliwe i przypominało japoński smak. Nastepnym razem będzie lepiej. :)

A przepis zaczerpnięty z tej strony. Smacznego!

I jeszcze coś muzycznego w tym temacie. :)



"Hana yori dango!" (花より団子) :)

niedziela, 16 października 2011

Tu i teraz. Opowieści z Japonii


Jeszcze do 1 grudnia można w Muzuem Ziemi Kłodzkiej oglądać wystawę autorstwa Małgorzaty Olejniczak, właścicielki pensjonatu Terra Sudeta (do którego w końcu zamierzam kiedyś dotrzeć). Wszystkie eksponaty pochodzą z prywatnych zbiorów p.Olejniczak, która od lat zafascynowana jest Japonią i oraganizuje między innymi cykliczne spotkania Planeta Azja oraz przybliża Kraj Kwitnącej Wiśni swoim gościom oferując specjały kuchni japońskiej. Wystawa ma także służyć temu celowi - odkryć trochę przed nami ten tejemniczy świat. :)

Już na dziedzińcu Muzeum dostrzec można mały japoński akcent w postaci kamiennej latarenki. :)


Nastepnie możemy podejrzeć tradycjne japońskie wnętrza.

Kontemplować cztery pory roku.

Podziwiać przepiekne pasy obi

oraz ślubne kimona.


Przyjrzeć się bliżej tradycyjnemu obuwiu


oraz zajrzeć w świat gejsz (szkoda, że akurat peruka była w renowacji...).



Na koniec pozostaje świat ceremonii herbacianej, gdzie podziwiać można tradycyjne untensylia

oraz japońskie słodycze.

Więcej na stronie Muzeum. Polecam!

sobota, 15 października 2011

słowa #4

"Gdy mówię, że mija dwadzieścia sześć lat, odkąd zamieszkałam w Japonii, ludzie pytają, dlaczego wybrałam właśnie ten kraj. Sprawiły to pasja i potrzeba. W Japonii czuję się swobodnie, codziennie rano odczuwam radość na myśl o nowych odkryciach."

(Cyt. za: Dominique Loreau, Sztuka prostoty, Warszawa 2009, s.11.)

środa, 12 października 2011

plakaty w metrze

Od wielu już lat każdego roku w tokijskim metrze pojawiają się plakaty dotyczące swoistego savoir vivre'u oraz bezpieczeństwa, zagubionych parasolek, wypadków na torach itp. Każda taka kampania ma swoje hasło przewodnie, design i bohaterów. Temat ten poruszyła już jakiś czas temu M. z Matsumi. Mnie najbardziej wbiły się w pamięć plakaty z serii Do it at home. Mała próbka:




Temat plakatów w metrze poruszył także ostatnio autor bloga Pinktentacle.com, na który co jakiś czas zaglądam. Niemal za każdym razem się zachwycam. Nie wiem skąd autor wynajduje takie rzeczy jak te plakaty z metra traktujące między innymi o zasadach dobrego zachowania. Wiele z nich nawiązuje do kultury Zachodu. Poniżej kila przykładów, naprawdę vintage. :)

Clearly show your train pass (September 1976)


Three annoying train monsters (October 1982)

Coughing on the platform (January 1979)

When the bell chimes, it's too late (April 1977)

Shimatta (March 1977)

Nie wiem, czy na Japończykach takie plakaty robią wrażenie, ale wiele osób wydaje się je respektować. Zdarzało mi się widzieć malujące się w metrze nastolatki, ale nigdy nikt nie słuchał głośno muzyki czy opowiadał historię swojego życia tak, aby każdy, nawet ten, kto nie chce, musiał jej słuchać, jak to często bywa u nas... Generalnie mnie w tokijskim metrze udawało się złapać kilka chwil oddechu albo nawet się zdrzemnąć. Choć to już nie należy do dobrego tonu - patrz "śpiący potwór z metra". :)

I jeszcze kilka plakatów z tego roku. Nie mogłam się powstrzymać. :) Gdyby ktoś chciał podejrzeć plakaty także i z innych lat, zapraszam na tę stronę.