piątek, 31 maja 2013

Skośnie w Dusseldorfie

Tytułem wstępu. :) W Dusseldorfie mieszka ponad 8 tysięcy Japończyków. Mają tutaj swoje szkoły, firmy, sklepy, restauracje, kluby, a nawet świątynię buddyjską, o której więcej za chwilę. To taka mała Japonia w środku Europy. :) Nic dziwnego, że co roku organizowany jest tutaj Japan Tag, czyli Dzień Japoński, na który przyjeżdża mnóstwo ludzi. Więc kiedy jakiś czas temu pojawiły się promocje na bilety do Japonii i kusiło mnie, żeby jechać, ale nie dało rady, postanowiłam odwiedzić Dusseldorf i poczuć się prawie jak w Japonii. :)


Już po przylocie zauważymy, że coś jest na rzeczy, bowiem na lotnisku niektóre znaki są także w języku japońskim. Działa tam również restauracja Kikaku, a w informacji turystycznej przewodniki i mapki także dostępne są po japońsku. 


W Dusseldorfie można nocować w japońskim stylu w Hotelu Nikko lub Asahi, które jednak do tanich nie należą. W związku z tym, że mieszka tu tak wielu obywateli japońskich, także dużo z nich przyjeżdża do Dusseldorfu np. w celach biznesowych - działa tutaj ponad 400 japońskich firm. Stąd też pomysł na hotele pod bardziej japoński gust. Hotel Nikko oferuje między innymi tradycyjne japońskie posiłki w restauracji Benkay. Tuż obok hotelu mieści się Centrum Niemiecko-Japońskie.


W "japońskich" miejscach można się porozumiewać po niemiecku i japońsku, z angielskim było dużo gorzej. Polecam wybrać się na ulicę Immermann, która jest bardzo "japońska". A oto, co można na niej znaleźć.

Fryzjer

Biuro podróży

Pralnia

W mieście jest wiele restauracji japońskich. Ponoć najlepsza to Kushi-Tei Of Tokyo. Prawie udało nam się tam zjeść. Okazało się jednak, że restauracja jest czynna do 14:30, a następnie ponownie otwiera się o 18:00. Na lunch się spóźniliśmy, a wieczorem nie było już czasu. Może następnym razem się uda. :) Więcej o japońskim jedzeniu w Dusseldorfie także tutaj



Są sklepy z produktami japońskimi - można tu znaleźć prawie wszystko. Długo błądziliśmy między półkami nie wiedząc na co się zdecydować. Lody z zielonej herbaty, słodycze, sosy, makarony, napoje...


Polecam Shochiku, ponieważ asortyment jest niemalże taki sam, a chyba jednak jest trochę taniej niż w sklepie powyżej. I mają dango. :)


Polecam także zajrzeć do manga kissa Sphere Bay, gdzie można napić się nie tylko zielonej herbaty, ale również matcha latte i bubble tea z zieloną herbatą. Naprawdę pyszne. Matcha Latte i Frozen Matcha Latte bywa także w Starbucksach, ale tym razem nie mieliśmy okazji spróbować. 


Najczęściej jednak wracaliśmy do piekarni Taka. W środku można poczuć się jak w Japonii - są tu niemal wszystkie charakterystyczne wypieki, jak bułeczki melonowe, z nadzieniem z fasolki azuki czy wypieki z matcha. Można tu nawet kupić dango także z pastą z azuki. Skusiliśmy się na kilka rzeczy, między innymi babkę matcha. Pycha!


Gdzieś po drodze trafiliśmy także na mały sklepik sprzedający ciasteczka macarons i babeczki. W ofercie były matcha macarons, więc musieliśmy spróbować. L. był zadowolony, ja nie bardzo, bo ciasteczka, jak dla mnie, były bardzo mało matcha.


Po małym shoppingu i małych pysznościach udaliśmy się w drogę do świątyni buddyjskiej, czyli do centrum kultury japońskiej w Dusseldorfie zwanym EKO-Haus. Po drodze mija się mały market, w którym także dostępnych jest kilka produktów made in Japan


Dotarcie do EKO-Haus było naszym nadrzędnym celem. Znajduje się poza centrum, w małym parku - jest niemalże częścią jednego z osiedli mieszkaniowych. Poza japońskim przedszkolem, salą, gdzie można uczyć się między innymi tradycyjnego japońskiego tańca i ikebany, można także zobaczyć tradycyjny japoński dom oraz najprawdziwszą świątynię buddyjską. EKO-Haus organizuje także liczne wydarzenia, wystawy, ceremonie herbaciane oraz obrzędy buddyjskie.

 
Wstęp na teren centrum jest bezpłatny, chyba że chcemy wejść do japońskiego domu i zobaczyć wystawy. Bilet kosztuje 2,50 euro i warto wydać te pieniędze. Do japońskiego domu wchodzi się wprost z głównego korytarza w budynku znajdującym się tuż obok świątyni, należy wcześniej zdjąć buty. Od razu uderzył nas zapach świeżych tatami, co przywołało japońskie wspomnienia. :) Możemy zobaczyć kilka pomieszczeń między innymi pokój z widokiem na śliczny ogródek. Tutaj warto wspomnieć, że na terenie Nordparku również znajduje się ogród japoński, tym razem jednak nie wystarczyło nam już czasu, aby tam zajrzeć. 

 

Trafiliśmy również na wystawę lalek uosabiających uczestników japońskich festiwali Matsuri – Festivalszenen mit zeitgenössischen japanischen Puppen. Muszę przyznać, że niektóre były dość niepokojące, ale ich twórcy, Harumie Oshimie, nie można odmówić dbałości o szczegóły wykonania. Wystawę można oglądać jeszcze tylko do 2 czerwca.


Świątynia mnie zachwyciła, nie dlatego, że była szczególnie piękna czy imponująca, ale dlatego, że właśnie tam poczuliśmy się trochę jak w Japonii. Spędziliśmy tam dłuższą chwilę piknikując na ławce, podziwiając i robiąc zdjęcia. To dosyć popularne miejsce wsód turystów, ale tłumów nie ma.


Jeśli komuś tęskno za Japonią lub nie ma na razie możliwości zobaczenia Kraju Kwitnącej Wiśni na własne oczy Dusseldorf może być pewną alternatywą. Dzięki mieszkającej tam japońskiej społeczności oraz takim wydarzeniom jak Japan Tag namiastka Japonii jest właściwie w zasięgu ręki. Prawie. :)

wtorek, 28 maja 2013

Japan Tag 2013


O Japan Tagu, który co roku organizowany jest w Dusseldrofie, dowiedziałam się przypadkiem. I postanowiłam zgłębić temat. :) Kiedy okazało sie, że w Dusseldorfie jest wiele japońskich miejsc i mieszka tam najwięcej Japończyków w Europie, postanowiliśmy z L., że jedziemy.


W całym mieście widać było znaki, że Japan Tag już blisko. Plakaty, ulotki, a nawet wystawy niektórych sklepów informowały o tym wydarzeniu. Jest to popularna impreza - w tym roku uczestniczyło w niej ponad 600 tysięcy osób. Japan Tag zorganizowano już po raz dwunasty raz. 


Japan Tag odbywa się głównie na promenadzie nad Renem. Wzdłuż rzeki ustawione są liczne standy z jedzeniem, japońskimi towarami, a także namioty, w których odbywają się warsztaty. Najbardziej spodobało mi się stoisko ze starymi japońskimi książkami oraz z yukatami. Można było zakupić także gadżety z mang i anime, herbatę, czekoladę matcha firmy Keiko (najlepsza, jaka w życiu jadłam, jak do tej pory) i inne japońskie dania, jak sushi, takoyaki i yakitori. Jednak nie polecałabym posilania się tutaj - wszystko smaczne, owszem, ale dość drogie, a porcje mniejsze niż normalnie.


W czasie Japan Tag dużo się działo. Można było ubrać kimono, wziąć udział między innymi w warsztatach ikebany i kaligrafii, zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia w kaohame, poczytać o Japonii w rozdawanym za darmo magazynie Japan Digest i posłuchać gry na japońskich bębnach.


A nawet zrobić sobie portret u Midori Harady.


Najwięcej zainteresowania wzbudzali jednak cosplayerzy. Było ich całe mnóstwo, a niektóre kostiumy naprawdę robiły wrażenie. Nie jestem fanką mang i anime, więc wielu postaci nie rozpoznałam, ale to nie przeszkodziło mi podziwiać. Było też wielu przedstawicieli różnych stylów japońskiej mody ulicznej, między innymi kolorowe dziewczyny nurtu decora. Wszyscy bardzo chętnie pozowali do zdjęć.


Więcej zdjęć kosupure do obejrzenia w albumie na FB. Zachęcam! :)

Kiedy tak przechadzaliśmy się między cosplayerami, nagle zaczęli oni tworzyć mur wzdłuż chodnika. Stawali jeden obok drugiego i czekali na... free hugs od przechodzącej akurat pary Pokemonów. Udało nam się nakręcić rozdawanie uścisków. Kawaii!



W czasie Japan Tagu działały również dwie sceny. Na jednej przez cały dzień można było japońskie sztuki walki, sumo, tradycyjne łucznictwo, a nawet spróbować swoich sił w niektórych dyscyplinach. Na głównej scenie prezentowały się dzieci z japońskiego przedszkola, można było podziwiać tradycyjne tańce i posłuchać współczesnej muzyki japońskiej. Nam najbardziej spodobał się pokaz Awa Odori.


Wśród tych wszystkich atrakcji najbardziej spodobała mi się jedna nie ujęta w programie. Kiedy na chwilę oddaliliśmy się od kolorowego tłumu, aby coś zjeść, usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk japońskiego bębna. Ruszyliśmy w jego stronę. Okazało się, że urocza starsza pani postanowiła z okazji Japan Tag sobie pograć na ulicy. Przystanęliśmy koło niej, a ona zagrała nam świetną solówkę. A potem dziękowała nam, a my jej. :)


A na koniec tradycyjnie już fajerwerki. Tuż przed samym pokazem zaczęło strasznie padać, ale deszcz nie wystraszył oglądających. Przez dwadzieścia pięć minut wystrzelono około 1500 fajerwerków, a pokaz pod haseł A Heart of Japan podzielony był na kilka tematycznych części między innymi "Japoński ogród" i "Manga". Udało nam się zrobić kilka zdjęć i krótki filmik, jednak na żywo hanabi prezentowały się o wiele lepiej.


Japan Tag można polecić wszystkim miłośnikom Japonii - to duża impreza, podczas której można zapoznać się z wieloma aspektami japońskiej kultury. To także niepowtarzalna okazja, aby spróbować japońskich specjałów, często niedostępnych w naszym kraju. Do zobaczenia na Japan Tag 2014! Być może. :)