piątek, 27 lutego 2015

Kyoto Tower


To dzięki Mamie udało mi się w zeszłym roku odwiedzić kilka miejsc na wysokościach, że się tak wyrażę. Poza Umeda Sky Building w Osace i Tokyo Sky Tree w Tokio, wjechałyśmy również na Kyoto Tower (京都タワー). Mijałam tę wieżę co najmniej kilkanaście razy, a i zawsze witała mnie, gdy przyjeżdżałam do Kioto. I jakoś tak zawsze odkładałam ją "na później", a w rezultacie nigdy nie wystarczało na nią czasu. Tym razem się udało. :)



Bilety kupuje się w kasie na dole, która ukryta jest między milionem sklepików z pamiątkami i przysmakami z Kioto. Następnie windą lub schodami można dostać się na wysokość 131 metrów. Na górze wita nas między innymi figura maiko w charakterystycznym dla Miyako Odori stroju. Obsługa jest bardzo miła, wręcz przemiła nawet jak na japońskie warunki. :) Być może tak dbają o odwiedzających również dlatego, że chyba nie przychodzą tu tłumy. Miałam wrażenie jakbyśmy się cofnęły kilkanaście lat wstecz - trochę do innej epoki. Fakt, wieża została otwarta w 1964 roku, ale i tak do końca nie wiem, z czego wynikało takie moje wrażenie. :)



Wieża początkowo wzbudzała niemałe kontrowersje, ponieważ jej przeciwnicy twierdzili, że jest zbyt nowoczesna na tak w tradycji miasto i nie wpisze się w krajobraz Kioto. Mimo że Kyoto Tower nie jest bardzo wysoka, widok, który się z niej rozciąga jest przecudowny, a przy dobrej pogodzie widać ponoć nawet Osakę. 





Panorama Kioto w całej okazałości. Niebo było nieco przymglone, ale i tak widok robił wrażenie. Najbardziej chyba podobały mi się widoczne z góry dachy świątyń Kioto. I mimo że Kyoto Tower nie jest już może tak popularna jak kiedyś, moim zdaniem warto tu zaglądnąć. Kiedyś chciałabym mieć jeszcze okazję, aby zobaczyć Kioto z góry nocą. 

Widok na Kioto i Kyoto Tower ze świątyni Kiyomizu



Informacje praktyczne.

Website: https://www.kyoto-tower.co.jp/kyototower/en/index.html
Czynne: codziennie od 9:00 do 21:00
Wstęp: 770 jenów
Dojazd: Należy wysiąść na głównej stacji JR Kyoto, a wieża znajduje się po północnej stronie dworca. 
Mapa: http://www.gojapango.com/travel/japan_poi_map.php?poi_id=1403

niedziela, 15 lutego 2015

Nakagin Capsule Tower


Odkąd pamiętam, ten budynek mnie fascynował i za każdym razem, jak byłam w Japonii, obiecywałam sobie, że w końcu się wybiorę go zobaczyć. Nigdy jednak nie było mi drodze. A w zeszłym roku trafiłam tam zupełnie przypadkiem. Wychodząc z ogrodów Hama-rikyū w oddali dostrzegłam charakterystyczną bryłę.



Budynek Nakagin Capsule Tower (Nakagin Kapuseru Tawā 中銀カプセルタワ) powstał najpierw w głowie japońskiego architekta Kisho Kurokawy, który był jednym z założycieli ruchu metabolizmu w architekturze. Prace budowlane zakończono w 1972 roku, a Nakagin Capsule Tower służyć miał jako kompleks kapsuł mieszkalnych oraz biurowych. Składa się z dwóch połączonych wież, w których łącznie znajduje się 140 kapsuł. Cała konstrukcja została pomyślana tak, aby w razie potrzeby kapsuły mogły być wymieniane/usuwane. Nigdy jednak nie zastosowano tego rozwiązania w praktyce.




Modelową kapsułę można było zobaczyć kilka lat temu w Roppongi w ramach wystawy Metabolism, the City of the Future. Na sama wystawę nie udało nam się zajrzeć, ale do kapsuły już tak.




W sieci pojawiają się sprzeczne informacje - jeszcze do niedawna utrzymywano, że budynek ma zostać rozebrany, jednak coraz częściej pojawiają się głowy, że nie można tak świetnego przykładu grupy Metabolism po prostu się pozbyć. Poza tym ponoć około 30 kapsuł wciąż jest zamieszkanych. Ciężko stwierdzić, czemu ma służyć tak zabezpieczająca siatka. Czy są to przygotowania do rozbiórki, a może raczej do renowacji...? Oby to drugie. :)


czwartek, 12 lutego 2015

Kokosowe naleśniki z anko


Już jakiś czas nie było żadnego przepisu. A że niedawno doszło do udanej improwizacji, dzielę się jej efektem końcowym - kokosowymi naleśnikami z anko. W sumie to nie wiem, czy nie bliżej im do omletów. A to wszystko przez to, że okazało się, że w lodówce mam tylko mleko kokosowe. Postanowiłam jednak zaryzykować. I wyszło. :)


Co potrzebujemy:

3 jajka
skrobia ziemniaczana
mleko kokosowe
sól
anko (użyłam gotowej koreańskiej pasty)
oliwa


Co robimy:

W misce łączymy jajka, 2 kopiaste łyżki skrobi ziemniaczanej, szklankę mleka kokosowego i szczyptę soli. Ciasto, jeśli można w ogóle tak powiedzieć, jest bardzo płynne - gdyby okazało się za gęste, należy dolać mleka. Następnie smażymy naleśniki na patelni z niewielką ilością oliwy. Zwykle robię dosyć grube te naleśniko-omlety, aby po usmażeniu przeciąć je wpół. Takie połówki smaruję pastą z fasolki azuki, a potem składam na pół, aby powstały swego rodzaju trójkąty. Najlepiej smakują jeszcze ciepłe. :)

piątek, 6 lutego 2015

The Kingdom of Dreams and Madness


Dawno już nie widziałam tak dobrze zrealizowanego i wciągającego dokumentu. Świetny, zabawny, refleksyjny i co najbardziej interesujące odsłaniający rąbka tajemnicy Studia Ghibli. Jako że nie od dziś wiadomo, że jestem wielką fanką ich animacji, to z niecierpliwością czekałam na ten film. 


Hayao Miyazaki, trochę niesłusznie moim zdaniem nazywany przez niektórych japońskim Disneyem, odkrywa przed nami samego siebie. W świadomości widzów kojarzy się zwykle z dobrotliwym staruszkiem w fartuchu, który tworzy magiczne światy. I mimo że doceniamy kunszt jego pracy, do końca chyba nie zdajemy sobie sprawy, ile ta praca wymaga wysiłku, jak dużej systematyczności i czasami walki ze znużeniem. W The Kingdom of Dreams and Madness zaglądamy do warsztatu Miyazakiego. Miejsca, gdzie wraz z kilkuset innymi osobami, tworzy animacje znane na całym świecie. I dostrzegamy, że to mozolna praca wymagająca skupienia i samodyscypliny. Szczególnie, że mistrz Miyazaki patrzy i ocenia każdy nasz (narysowany) krok. 


Trafiamy do Studia Ghibli w trakcie tworzenia dwóch animacji: Zrywa się wiatr i Opowieści o księżniczce Kaguya. Studio po raz pierwszy zdecydowało się na wypuszczenie dwóch filmów jednocześnie - już teraz wiemy, że się to nie udało. :) Możemy nie tylko podglądać fascynujący proces tworzenia animacji, ale również poznać rozterki samego Miyazakiego, co do fabuły oraz samego podejścia do swojego życia i pracy. I tu możemy się nieraz zaskoczyć, ponieważ Miyazaki okazuje się być czasami zmęczony animacją, a nawet wątpi w sens tworzenia filmów i oświadcza, że nie jest do końca szczęśliwy w swoim codziennym życiu. Wyznania te często kwituje szerokim uśmiechem, więc do końca nie możemy być pewni, co się za nimi tak naprawdę kryje.


The Kingdom of Dreams and Madness to nie tylko ciekawy dokument, ale i pięknie zrealizowany. Bardzo ładne zdjęcia, przejścia kamery i muzyka. Może nie jestem tutaj do końca obiektywna, bo muszę przyznać, że oczarował mnie ten świat animacji Studia Ghibli od kuchni i nie ukrywam, że zazdroszczę ludziom, którzy są jego częścią... Tymczasem pozostaje mi zachwycanie się animacjami Studia Ghibli. :)



Więcej informacji na oficjalnej stronie filmu. Polecam!

wtorek, 3 lutego 2015

Czarny zamek w Matsumoto


Zawsze lubiłam zamki, nie tylko ze względu na ich historię czy architekturę, ale również za jakąś taką romantyczną wizję, z którą zawsze je utożsamiałam. Co jest o tyle dziwne, że zamki częściej stanowiły pole walk, niż romantycznych uniesień. :) Matsumoto-jō (松本城), czy też Zamek Kruków, jak bywa nazywany z powodu swojego czarnego koloru, już nie raz przykuwał moją uwagę, ale dopiero podczas ostatnich odwiedzin w Japonii udało mi się do niego dotrzeć.


Powstały w XVI wieku do dzisiaj zachował się w niezmienionej formie i jest najstarszym drewnianym zamkiem w Japonii. Przyciąga masę turystów, również spoza Japonii, a także jest świetnym tłem do zdjęć ślubnych, szczególnie w porze kwitnienia wiśni. Mimo że trafiłyśmy tam z mama już właściwie po sezonie na hanami, w Matsumoto, ponieważ leży blisko gór i jest tam dużo chłodniej niż np. w Tokio, wiśnie jeszcze kwitły. Udało nam się uczestniczyć w yozakurze, czyli nocnym podziwianiu kwitnących wiśni, o czym piszę tutaj.




Wnętrza zamku są typowe dla japońskich budowli tego typu. Zamek zwiedza się na bosaka/w skarpetkach i trzeba uważać na wyślizganych podłogach i momentami bardzo stromych schodach. W zamku poza wnętrzami podziwiać można między innymi kolekcję broni oraz widoki z najwyżej szóstej (ukrytej) kondygnacji.


Plac zamkowy jest dopieszczony do granic możliwości, a każde drzewko odpowiednio przycięte. Widok z góry na kwitnące wiśnie i fosę na długo zapada w pamięć. Warto również zajrzeć do specjalnie wydzielonej części zamku, swoistej zadaszonej werandy służącej głównie do podziwiania księżyca.


Zamek w Matsumoto zawsze kojarzył mi się z poniższym obrazkiem - czarne mury i czerwony mostek do nich prowadzący. Na miejscu okazało się, że mostek jest akurat w remoncie i nie można było na niego wejść. Mimo to udało się mniej więcej odtworzyć fotografię z folderów. :) Sporo jeszcze czasu spędziłyśmy na spacerowaniu wokół zamku pod kwitnącymi wiśniami...



Informacje praktyczne.

Website: http://www.go-nagano.net/modules/contents07/index.php?id=1&mode=disdetailsisetu&cityid=2&junleid=3&indexid=5&kubuncode=1
Czynne: od 8:30 do 17:00, zamknięte od 29 grudnia do 3 stycznia
Wstęp: 610 jenów
Dojazd: należy dojechać linią Chuo do stacji JR Matsumoto, a stamtąd do zamku można dojść piechotą w około 15 minut
Mapa: http://www.gojapango.com/tokyo/tokyo_poi_map.php?poi_id=3032