poniedziałek, 18 stycznia 2021

Smutna Stacja Tokio Ueno...


 
 

Lata temu odwiedzając Park Ueno po raz pierwszy zetknęłam się z problemem bezdomności w Japonii. Po jednej stronie parku wzdłuż ogrodzenia stały jeden za drugim prowizoryczne namioty. Nakryte charakterystyczną niebieską folią odcinały się na tle otaczającego ich krajobrazu. Nie mogłam dostrzec ich mieszkańców, z namiotów nie wydobywał się żaden dźwięk, ale widać było ślady obecności drugiego człowieka. Szczególnie zapamiętałam jeden obraz, który mam wciąż przed oczami - schnącą na słońcu białą koszulę powiewającą na wietrze wywieszoną przed jednym ze schronień. Zdziwiło mnie to trochę i zapytałam o to znajomych Japończyków. Odpowiedź również nieco mnie zaskoczyła. Okazało się, że niektórzy bezdomni mimo że nie mają dachu nad głową (między innymi z powodu bardzo wysokich cen w Tokio, jak mi powiedziano) nadal codziennie pracują. Stąd potrzeba posiadania białych koszul, co często jest wymogiem przy podejmowaniu pracy. 


"Nie chodzi o tęsknotę, nostalgię czy inny sentymentalizm, ja nie mogłem znieść teraźniejszości, a przyszłość wzbudzała we mnie strach, dlatego ciągle odruchowo wracałem do przeszłości, do czasu, który nigdzie nie ucieknie, bo już minął (...)."


Bezdomność ma wiele twarzy, często wiąże się z biedą i niemożnością lub niechęcią dopasowania się do zastanej rzeczywistości. W Japonii bardzo ceni się wartości rodzinne i bezdomność bywa odczytywana również jako niechęć lub niemożność założenia rodziny (o tym między innymi tutaj). Bohater Stacji Tokio Ueno jest bezdomnym z wyboru. A raczej był, ponieważ poznajemy go już nie jako człowieka z krwi i kości, ale ducha, który po śmierci wraca do Parku Ueno i przygląda się jego mieszkańcom. Kazu doświadczył w swoim życiu wiele złego. Śmierć syna i inne tragiczne wypadki mocno odcisnęły się na jego psychice. Dodatkowo wiele lat swojego życia spędził poza domem imając się różnych prac, aby móc wyżywić rodzinę. Wracał do domu, do swoich bliskich bardzo rzadko i na krótko. Ostatecznie porzucił rodzinne strony, wrócił do Tokio, gdzie zamieszkał w parku Ueno. 

Z jego opowieści przebija przede wszystkim smutek. Nie żal czy złość, ale ogromne przygnębienie. Kazu po śmierci nie zastaje ukojenia. Jego duch błąka się po parku i wraca niejednokrotnie do czasów minionych. Wspomina swoje życie, ale również losy innych bezdomnych. Będących częścią społeczeństwa i jednocześnie żyjących obok niego. Wspomnienia Kazu przeplatają się ze skrawkami rozmów osób przechodzących przez park. Dla nich bezdomni stanowią tylko tło, są częścią krajobrazu. Dobitnym wyrazem tego są tzw. 'polowania', które co jakiś czas odbywają się w parku. Na kilka dni przed, ale bywa że i na kilka godzin, na każdym namiocie policja pozostawia informację. Kiedy i na jak długo bezdomni muszą opuścić parkowe tereny i poszukać schronienia gdzieś indziej.

Przy wejściu do szałasu znalazłem przyczepiona kartkę. 
Specjalne sprzątanie parku odbędzie się zgodnie z poniższymi wytycznymi. Proszę przenieść namioty i rzeczy osobiste. 
Data: 20.11.2006 (poniedziałek) bez względu na pogodę
Do godz. 8:30 należy opuścić dotychczasowe miejsce (Wstęp do parku wzbroniony w godz. 8:30-13:00).

Kazu nie wszystko mówi wprost i podaje nam na tacy. Część jego smutku jest zawoalowana, skryta pod warstwami, których odkrywanie boli tym bardziej, im bliżej jego jesteśmy. Smutek i samotność człowieka stanowią główny motyw tej powieści, a Kazu jest człowiekiem/duchem opisującym życie, którego już nie ma. Próżno szukać w tej książce nadziei czy ukojenia. Kazu mając rodzinę, praktycznie nie znał swoich dzieci i nigdy nie narodziła się między nimi silna więź. Pracował ciężko daleko od swoich najbliższych przez większą część swojego życia. Jego sensem było zarobienie na chleb, nawet kosztem czasu spędzanego z rodziną. Mimo wszystko Kazu snuje swoją opowieść spokojnie, można odnieść wrażenie, że momentami wręcz beznamiętnie. Nie wydaje mi się jednak, aby był pogodzony z tym wszystkim, co go spotkało. Myślę, ze jest to wyraz rezygnacji i wspominanego już smutku. Smutku, który otępia i nie pozwala już dłużej żyć...



Cyt. za: Yu Miri, Stacja Tokio Ueno, Kraków 2020, s.19.
Cyt. za: Yu Miri, Stacja Tokio Ueno, Kraków 2020, s.129.


niedziela, 3 stycznia 2021

Izumo taisha, czyli miejsce, gdzie spotykają się bóstwa

 

Raz do roku 8 milionów shintoistycznych bóstw udaje się do chramu w mieście Izumo. Spotykają się tam w dziesiątym miesiącu kalendarza księżycowego, zwanego w Izumo kamiaritsuki ('miesiąc, w którym bóstwa są obecne') oraz kannazuki ('miesiąc bez bóstw'), jak czas ten nazywany jest w pozostałej części Japonii. Izumo taisha (出雲大社) to jeden z najważniejszych chramów shintō (出雲大社) i drugi najstarszy chram shintō w Japonii (o pierwszym, czyli Ise Jingū pisałam tutaj).

Izumo-taisha od dawna chodziła mi po głowie i koniecznie chciałam odwiedzić to miejsce, kiedy nadarzy się okazja. Podczas ostatniej podróży do Japonii udało nam się pojechać do Matsue, skąd wybraliśmy się na kilka godzin do Izumo, miasta w prefekturze Shimane. Po 30-minutowej jeździe pociągiem, czekała nas jeszcze podróż autobusem, który zatrzymuje się tuż przed bramą torii prowadzącą na tereny chramu. My jednak zdecydowaliśmy się wysiąść wcześniej i przejść się wzdłuż ulicy handlowo-usługowej z licznymi kawiarniami i restauracjami.


Tuż przy wejściu na teren Izumo taisha stoi brama torii, za którą rozpoczyna się ścieżka umiejscowiona pomiędzy majestatycznymi drzewami. Po drodze mija się wiele mniejszych chramów/kapliczek, a przy niektórych dostępne są informacje w języku angielskim oraz kody QR, dzięki którym można dowiedzieć się więcej, jeśli coś nas zainteresuje. Po przekroczeniu bramy zostaliśmy również pouczeni łamanym angielskim przez odwiedzającego to miejsce mężczyznę, że znajdujemy się w miejscu szczególnym, gdzie należy zachować cisze okazując mu szacunek. I ze warto tym pomniejszym chramom/kapliczkom również poświęcić trochę czasu. Niestety, nie mając zbyt wiele czasu (chcieliśmy zdążyć na zachód słońca nas jeziorem Shinji, o czym jeszcze kiedyś napiszę) tylko pobieżnie przyjrzeliśmy się temu, co mijaliśmy po drodze.


 
 
 
A wszędzie dookoła króliki! Single, w parach, stadami buszują na terenie chramu. Każdy z nich jest inny, ale wszystkie są tak samo urocze. Przy niektórych odwiedzający chram pozostawiają szyszki, co ma przynieść pomyślność, a może i szczęście w miłości...



 

 

A skąd te króliki? Zwierzęta te są częścią opowieści o bóstwie Ōkuni-nushi (大国主), dosłownie 'Wielki Pan Ziemi', które odpowiedzialne było za stworzenie ziemi w czasie kreacji świata i które czczone jest w chramie Izumo taisha. Ōkuni-nushi uratował pewnego królika przed okrutnym losem, a opowieść o zającu/króliku z Inaby można przeczytać między innymi tutaj. Ōkuni-nushi uważany jest za opiekuna rolnictwa i małżeństw/związków, bywa nazywany bóstwem miłości. Wiele osób przyjeżdża do Izumo taisha, aby prosić o znalezienie dobrego partnera. Z tego powodu również sposób składania modlitwy różni się tutaj od innych chramów shinto. W Izumo taisha klaszczemy cztery a nie dwa razy, kiedy chcemy przywołać bóstwa, aby wysłuchały naszych próśb. Po dwa klaśnięcia dla siebie oraz przyszłego partnera. Bardzo znany chram Ōkuni-nushi znajduje się także na terenie świątyni Kiyomizu w Kioto. 



Idąc wytyczoną ścieżką i przechodząc przez kolejną bramę torii widzieliśmy już ze znacznej odległości świętą linę shimenawa. Bardzo szybkim krokiem pokonaliśmy resztę drogi i w końcu dało nam się stanąć przed, jak nam się wydawało, największą świętą liną w Japonii... Zrobiliśmy trochę zdjęć i obserwowaliśmy z zachwytem zadzierając głowy do góry. Kręciliśmy się wokół niej dobrych parę minut, następnie postanowiliśmy obejść teren chramu, odstać swoje w kolejce po wpis w goshuinchō oraz podziwialiśmy drewniane zabudowania, przepięknie zdobione i odcinające się na tle zielonego lasu.

 
Jakież było spore nasze zdziwienie, gdy tak spacerując przeszliśmy przez niemalże szparę w płocie chciałoby się napisać, i stanęliśmy oko w oko z TĄ właściwą znaną nam z setki zdjęć świętą liną. Okazało się, że ta największa i wyjątkowa shimenawa znajduje się nad wejściem do świętej hali tanecznej (kaguraden), która umiejscowiona jest po lewej stronie głównych zabudowań chramu. I faktycznie jest ogromna!
 

Charakterystyczna ogromna oshimenawa oddzielająca świat bóstw od naszego, pojawia się na folderach, pocztówkach, pamiątkach z podróży. Ta święta lina jest największą tego typu w Japonii i mierzy 13,5m oraz waży 4,5 tony. Co kilka lat shimenawa jest wymieniana na nową, kilkadziesiąt osób bierze udział w tworzeniu nowej liny, co trwa około trzech miesięcy, a aby je wymienić potrzebny jest specjalny dźwig.


Wszystkie te zachwyty oraz eksplorowanie terenu chramu sprawiło, ze zaczęliśmy myśleć o rzeczach bardziej doczesnych. Nie ma lepszego dania na pusty żołądek, jeśli akurat jesteśmy w Izumo niż Izumo enmusubi donburi. Enmusubi (縁結) oznacza związek małżeński i niekończącą się miłość, więc takie danie ma również wspomóc nasze starania i dopomóc szczęściu w miłości. Ogromna micha pełna pysznego grzybowego bulionu z ryżem, warzywami, mięsem, a na samym dnie jeszcze do tego wszystkiego naleśnik. Najeść można było się już od samego patrzenia. :)


Zaraz po posiłku musieliśmy ruszyć w drogę powrotną mając w głowach, bo nie w brzuchach, pewien niedosyt. Jeśli zdarzy Wam się kiedyś wybrać do Izumo, na pewno warto na to miejsce poświęcić cały dzień, a nie kilka godzin. Szczególnie mając na uwadze, ze tereny Izumo taisha są spore, a w niedalekiej odległości znajduje się również przepiękna plaża oraz świątynka dedykowana bogini Benzaiten. Tam nie udało nam się już jednak dotrzeć... Więc mamy po co wracać!