piątek, 11 września 2020

Dzieci z Hamamatsu, czyli książka nie tylko dla dzieci


Kiedy jakiś czas temu zobaczyłam zapowiedź Dzieci z Hamamatsu autorstwa Ka Mochi, wiedziałam, że muszę zajrzeć do tej książki. Uwielbiam ilustracje, nieważne czy dla Małych czy dla Dużych, a jeszcze bardziej uwielbiam, kiedy ilustracje oddają ducha i subiektywne spojrzenie autora. Na Japonię. :) To jedna z tych książek, które poznaje się niespiesznie - rozdział po rozdziale, ilustracja po ilustracji. Takimi książkami należy się delektować! 



Dzieci z Hamamatsu to opis życia w Japonii widziany oczami 6-letniej Laury, która wraz z Mamą i Tatankiem trafia do Kraju Kwitnącej Wiśni. Musi się od początku borykać z wieloma trudnościami, bo przecież w Japonii nie ma w przedszkolu ani pierwszego, ani drugiego śniadanka, a kiedy już można jeść, to na talerzu lądują gluty i patrzące na nas rybki. I jest bardzo zimno. I śnieg wcale nie jest śniegiem a płatkami wiśni, a tornistry czaruje się w świątyni, aby wszystko w szkole szło gładko. Do tego wszystkiego Laura zaczyna uczęszczać do przedszkola, ale szybko zyskuje nowych przyjaciół, z którymi staje się nierozłączna. Czas spędzany w towarzystwie bliźniaków Uso i Zen oraz Miyu pełen jest przygód, niespodzianek i  zwrotów akcji.

"Lecieliśmy pięć dni i osiem nocy. Albo jakoś tak. Bajki w telewizorkach samolotowych były po japońsku. Oglądałam je i zastanawiałam się, dlaczego wszyscy mówią o deskach. No i jeszcze koko i koko. Nie wiedziałam wtedy, że "koko" po japońsku znaczy "tutaj", a "desu ka" kończy każde pytanie."

Wizualnie książka urzeka. Już sam format i papier są dla mnie świetnie dobrane, a w środku duże ilustracje, ładnie zaakcentowany podział na rozdziały oraz słowniczek na końcu, który ma ułatwić zrozumienie tekstu osobom nie znających realiów japońskiego życia (słówka w nim zebrane są w tekście książki zaznaczone na niebiesko). Ilustracje idealnie wpasowane są w treść książki, bardzo podoba mi się kreska i kolory oraz sposób w jaki Ka Mochi pokazuje Japonię.


W książce przeplatają się ze sobą wydarzenia realne z magicznym światem japońskich baśni, folkloru i duchów. Fantazyjne kimona i roboty, dom ze zjeżdżalnią i ten urządzony w samolocie, a do tego wszystkiego piknik z Hello Kitty i Totoro. Japonia jest dla małej Laury nowym światem, który odkrywa każdego dnia. Czasami nie bez obaw i lęków, a czasami z dziecięcą radością i nadzieją. Niesamowite było spojrzeć na Japonię oczami dziecka i w maleńkim stopniu spróbować poznać Kraj Kwitnącej Wiśni z tej innej, czasami przez nas już zapomnianej, perspektywy. W książce nie brakuje humoru, a każdy rozdział czyta się z przyjemnością i zainteresowaniem.

"Następny dzień przyniósł mi tuż po przebudzeniu odkrywczą myśl, że życie jest wspaniałe. Wszystko w Japonii, w Hamamatsu było dla mnie nowe i niezwykłe, jak na wakacjach, a to przecież teraz moje normalne życie i nigdzie stąd nie wracam." 

Jedyne, co nieco mnie niemile zaskoczyło, to koniec książki. Nie tylko dlatego, że chciałoby się czytać dalej, ale również dlatego, że cała historia tak jakby nagle się urywa. Ostatni rozdział nie jest klamrą spinającą całość, ale daje wrażenie, że będzie nam dane doświadczyć czegoś jeszcze. Że na kolejnych stronach czekają na nas nowe przygody. Że ta historia ot tak nie może się po prostu skończyć. A jednak...

Aha, książka ma oznaczenie 6+, więc jak nic się łapię. :)  

(Cyt. za: Ka Mochi, Dzieci z Hamamatsu, 2020, s. 10.)
(Cyt. za: Ka Mochi, Dzieci z Hamamatsu, 2020, s. 46.)