niedziela, 3 sierpnia 2008

shoppingu

Przeżyliśmy pierwszy dzień bez JR Passa. Okazało się, że jeżdżenie metrem nie jest takie najgorsze, tylko ciągle wieje. :) Ale można się dostać bardzo łatwo z jednej części miasta do drugiej. Na stacjach są podane kwoty, jakie trzeba zapłacić za jazdę do kolejnych miejsc. Nazwy podane są również "po naszemu", więc problemu brak. :)

Pojechaliśmy dziś do Shibuya - dzielnicy nastolatków, zakupoholików i rozrywek wszelakich. Zwierzak na zdjęciu to bardzo bohaterski psiak. Historię Hachikō zna chyba każdy mieszkaniec Japonii. Nieskromnie dodam, że pisałam już między innymi o nim tutaj. To miejsce spotkań, podobnie jak nasz wrocławski Fredro. :)




Budynek na zdjęciu to mekka japońskich nastolatków płci żeńskiej. Nie radzę wchodzić tam, gdy właśnie trwa wyprzedaż. Chyba że ktoś ma fantazję bycia zadeptanym przez milion szpileczek albo zakrzyczanym na śmierć piskliwymi głosikami. Niedawno otworzono "męski" odpowiednik sklepu. Strach się bać. :)


Niedaleko niezliczonych sklepów znajduje się Yoyogi Park, w którym w każdą niedzielę zbierają się młodzi ludzie prezentujący swoje mniej lub bardziej udane talenty. Można posłuchać muzyki, popatrzeć na tancerzy czy po prostu pospacerować wśród zieleni. Nam akurat było dane zobaczyć wycinek z trwającego Festiwalu Przyjaźni Japonia-Bangladesz.


Można było spróbować kuchni z Bangladeszu, posłuchać muzyki, a nawet kupić sobie sari. Na scenie występowały na przemian dwie grupy taneczne - żeńska i męska. Barwne stroje, dość ciekawa choreografia i momentami niebagatelna muzyka, np. Ennio Morricone. :)















Warto polecić również Muzeum Mieczy Japońskich. Znajduje się ono niedaleko parku i obejrzeć tam można przepiękne ostrza. Zdjęć nie można robić, ale dla zainteresowanych strona tutaj. L. wyszedł z wystawy z wyrazem błogiej zadumy na twarzy. :)

Na sam koniec wybraliśmy się do Harajuku i było to ogromne rozczarowanie. Kto nie zna tego miejsca, może się o nim trochę dowiedzieć tutaj. :) W porównaniu z tym, co działo się tu trzy lata temu, obecne Harajuku wypada bardzo, bardzo blado. Na palcach jednej ręki można było policzyć "przebierańców". Za to dużo "białych twarzy" nie do końca chyba wiedzących, o co chodzi... Jeżeli tak teraz wygląda Harajuku, to jest to zapowiedź jego końca. Wybierzemy się jeszcze tutaj w następną niedzielę - może dziś był jakiś feralny dzień. A to jedyne zdjęcie:


Aby trochę osłodzić sobie tę porażkę, przeszliśmy się deptakiem handlowym Omotesandō. Jest tu pełno sklepów ze wszystkim. Od kilkopiętrowego sklepu z zabawkami Kittyland po salony Louisa Vuittona czy Chanel. Wśród turystów popularny jest Oriental Bazaar, gdzie kupić można pamiątki chyba "na każdy temat" - od ceramiki po kimona i tradycyjne zabawki, pocztówki czy kadzidełka. Omotesandō ciągnie się w nieskończoność i przyciąga tłumy ludzi. Podobnie jak oni, tak i my zostawiliśmy tu dziś kilka jenów. :)

2 komentarze:

  1. Piekne zdjecia! Pamietasz jak zachwycalem sie "Fruits" ? :)

    /kiniec

    OdpowiedzUsuń
  2. pamiętam, pamiętam :) ale muszę Ci powiedzieć, że coś mało tych "fruitsów" na ulicach...

    OdpowiedzUsuń