sobota, 30 sierpnia 2008

prawie jak w Japonii...

Stęsknieni za NIPPON-em jakoś tak trafiliśmy dziś do Ogrodu Japońskiego. Ta mała enklawa japońskości powstała we Wrocławiu w 1913 roku. Można odwiedzać go niestety tylko od kwietnia do października, jednak z pewnych źródeł wiem, że o każdej porze roku wygląda przepięknie. :) Znajduje się tu uroczy drewniany mostek oraz pawilon herbaciany. Kilka ciekawych zakątków oraz dwa źródła: męskie i żeńskie. Ogród spełnia wymogi japońskiej sztuki ogrodowej, o której więcej można przeczytać w artykule dr Moniki Szyszki.







Miejsce to odwiedzam przynajmniej raz na rok. :) Tym razem, aby wyłapać ostatnie letnie promienie słońca i przypomnieć sobie, że jeszcze nie tak dawno podobne widoki podziwialiśmy na drugim końcu świata...

czwartek, 28 sierpnia 2008

tokidoki

W 2005 roku powstało tokidoki. Marka stworzona przez włoskiego artystę Simone Legno. Zainspirowany Japonią, tą tradycyjną i nowoczesną, projektuje ubrania, dodatki, gadżety, które, moim zdaniem, są bardzo kawaii! :)



Tokidoki w języku japońskim oznacza "czasami". Oto co na ten temat ma do powiedzenia sam twórca:


Tokidoki współpracuje z innymi firmami, między innymi z amerykańską LeSportsac - firmą od lat 70' produkującą świetne torby:



Będąc w Japonii nie załapałam się na taką kolekcję, ale i tak udało mi się kupić całkiem fajną torebeczkę. Nie wiem, czy tokidoki można gdzieś nabyć w Polsce. Jeżeli ktoś coś wie, to proszę dać znać. :)

piątek, 15 sierpnia 2008

polskie drogi

"Teraz tam, w obcym kraju, czujemy się bardziej u siebie,
a w domu zaczynamy czuć się obco."


Wrocław nadal stoi i ma się dobrze. :) Trochę dziwne to uczucie chodzić po ulicach i rozumieć, co ludzie do siebie mówią. Trzeba także siebie samego bardziej pilnować. :) Aklimatyzacja ciągle trwa - jetlag tym razem nie pozwala jeszcze przestawić się na polski czas.

W psychologii międzykulturowej istnieje termin "szok powrotny" odnoszący się do trudności w adaptacji we własnym kraju po powrocie z zagranicy. Szok powrotny powoduje, iż patrzymy na wszystko i wszystkich z punktu widzenia naszych kontaktów z obcą nam kulturą i jej nosicielami — przez pryzmat doświadczeń przez nas zebranych. Szok to słowo może zbyt silne w mojej sytuacji, ale na pewno jeszcze chwilę potrwa zanim zacznę znowu na wszystko patrzeć "po polsku". :)

(cyt. za: H. Grzymała-Moszczyńska, Obcy u siebie, czyli tam i z powrotem, "Charaktery" 2004, nr 5, s.19.)

wtorek, 12 sierpnia 2008

welcome home.

Lot i w ogóle cała podróż powrotna przebiegła bez żadnych niemiłych niespodzianek. Kilkoro Japończyków postanowiło odwiedzić Warszawę, więc mała zorganizowana grupa towarzyszyła nam aż do wyjścia z lotniska Okęcie. :)


A my od razu zaczęliśmy marudzić i się denerwować. Że wszyscy się pchają do autobusu, zamiast grzecznie ustawić się w kolejce. Że pociągi są drogie i obskurne, a do tego często się spóźniają. I że nie możemy zjeść obiadu w naszej ulubionej Yoshinoyi. Człowiek bardzo szybko przyzwyczaja się do dobrego.. :)


Już tęsknimy. :) Do pewnych miejsc, smaków, do uprzejmości, nawet tej wymuszonej konwenansami, tych wszystkich ludzi, których praca pomaga lepiej żyć innym.


Planujemy, chcemy i na pewno jeszcze wrócimy do NIPPON-u. Może za rok lub za dwa, a może tylko palcem po mapie, ale kiedyś na pewno. :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

sayōnara japonio!


Będziemy tęsknić. To wiemy na pewno.
Może nie do upałów i ciężkiego powietrza, ale do pewnych miejsc, zdarzeń i smaków.
Wiele udało nam sie zobaczyć, dotknąć i poczuć w czasie tego miesiąca. Czasami trudno jest ubrać w słowa rzeczy oczywiste lub wspólne wielu różnym ludziom.
Mam nadzieję, że chociaż chwilami NIPPON stał sie przez to miejsce bardziej namacalny, bliższy i bardziej realny niż pagoda czy gejsza z pocztówki.
Moja przygoda z tym miejscem i Japonią pojawiajacą się tutaj nie dobiega końca. Jest jeszcze wiele do opowiedzenia i pokazania. Irasshaimase!

niedziela, 10 sierpnia 2008

akiba&ghibli

Postanowiliśmy ponownie odwiedzić Akihabarę, tym razem bez deszczu. Ograniczyliśmy swoje wędrówki jedynie to ogromniastych sklepów.



Wypatrywaliśmy cozplayerów, ale chyba mamy pech albo się znowu wszyscy pochowali, bo marniutko było. :)


Za to wszędzie wkoło można zaopatrzyć się w najróżniejsze przebrania, kostiumy, uniformy... Niestety zwykle w takich sklepach nie wolno robić zdjęć. I bardzo się tego pilnuje - sprawdziliśmy. :)


Naszym głównym celem było dziś jednak Museum of Contemporary Art Tokyo z powodu tej wystawy:


Wszystkim miłośnikom twórczości pana Hayao Miyazakiego nie trzeba nic więcej dodawać. :) Osobom, które nie zetknęły się wcześniej z tym nazwiskiem, polecam zbadanie tematu. :)






Miyazaki nazywany jest czasami "japońskim Disney-em". Jego anime Tonari no Totoro czy Sen to Chihiro no kamikakushi stały się już niemal kultowe i cieszą się niesłabnącą popularnością.
Świadczą o tym między innymi tłumy na dzisiejszej wystawie. Można było na niej zobaczyć ponad tysiąc layoutów z wielu anime Studia Ghibli - od tych najstarszych po najnowszą Gake no ue no Ponyo.


Samo muzeum prezentuje się ciekawie. Jest to nowoczesny budynek, na dziedzińcu którego rośnie drzewko ze specjalnym przesłaniem artystki Yoko Ono.



Wracając już na stację metra, usłyszeliśmy rytmiczne dźwięki dochodzące z małej bocznej uliczki. Zaciekawieni oczywiście rzuciliśmy okiem.





Okazało się, że trafiliśmy na próbę generalną lokalnego matsuri. Nie wiemy, kiedy dokładnie miał się odbyć festiwal ani jakiej świątyni dotyczył, ale i tak wyglądało to fantastycznie. :) Takich niespodziewanych spotkań i chwil na japońskich ulicach będzie nam na pewno brakować...

sobota, 9 sierpnia 2008

rybki i ginza

Przedostatni dzień w Japonii. Mimo że staramy się jeszcze nie myśleć o poniedziałku, czyli dniu wyjazdu, czasami w ciągu dnia dopada nas jakaś przelotna myśl o możliwym nadbagażu, pociągu na lotnisko czy godzinie odlotu... Staramy się jednak korzystać z tych ostatnich chwil. Choć zwolniliśmy tempo, bo świątynie, ulice czy odwiedzone sklepy już nam się czasami zlewają w jedno. :)

Wybraliśmy się dziś do Tsukiji, aby zobaczyć słynny targ rybny.


Aukcje ryb i innych stworzonek morskich odbywają se bardzo wcześnie rano, więc gdy dotarliśmy na miejsce mogliśmy podziwiać jedynie porządkowanie ogromnego terenu targu.


Inną opcją było kupienie czegoś jeszcze żywego lub nie :) albo zjedzenie np. sushi w jednej z okolicznych restauracji. Można także chodząc po targu spróbować niektórych sprzedawanych tu produktów.


Tuż przy wejściu na teren targu znajduje się mała świątynka, w której podziwiać można głowy dwóch smoków. Widzieliśmy kilkoro pracowników Tsukiji modlących się tutaj. Może o wysoką sprzedaż? :)



Ciekawą budowlą jest znajdująca się kilka kroków od stacji metra Honganji, świątynia buddyjska. Wygląda dość specyficznie moim zdaniem i właściwie można się nie domyślić, że ze świątynią mamy tu do czynienia.


Następnie wybraliśmy się pieszo do Ginzy. Bardzo szykownej i drogiej dzielnicy (podobno nieruchomości osiągają tu ceny najwyższe na świecie). Jeżeli ktoś uwielbia zakupy i jest w posiadaniu masy wolnego czasu i pieniędzy (szczególnie chodzi o to drugie :)), to jest to miejsce dla niego.


Vuitton, Chanel, Hermes to tylko kilka znanych marek, które mijaliśmy po drodze. Nas jednak bardziej zainteresowała Galeria Nissana, o której za chwilę napisze L. :), oraz Sony Building.


Można tu podziwiać, wypróbować lub kupić najnowsze produkty tej firmy. Niektóre są naprawdę kuszące. :) Przed budynkiem znajduje się duże akwarium mieszczące ryby wprost z Okinawy. To już czterdziesta pierwsza "rybo-wystawa", którą prezentuje tutaj Sony.



Mieliśmy zamiar zobaczyć jeden akt sztuki teatru kabuki. Niestety, wszystkie bilety tego typu zostały już wyprzedane.


Kabuki to tradycyjny teatr japoński pochodzący z XVII wieku. Został zapoczątkowany przez Okuni, która zaprezentowała nowy taneczny styl w Kioto.


Początkowo wszystkie role grane były przez kobiety, ale zabroniono im występów na scenie z powodu ochrony moralności. Przedstawienia te były bowiem dość często frywolne i brutalne. Jednak popularność tego teatru nie dała o nim zapomnieć. Zamiast kobiet w role żeńskie zaczęli wcielać się młodzi chłopcy. Od tamtej pory wszystkie role w kabuki grane są przez mężczyzn.


To tylko powierzchowny opis tej japońskiej tradycyjnej sztuki. Zainteresowanych zachęcam do zgłębiania tematu na własną rękę. :)

Ostatnim naszym przystankiem był Nihonbashi, czyli "most Japonii". Pierwowzór zbudowany był z drewna na początku XVII wieku. Jego replika znajduje się w Edo-Tokyo Museum. Obecny, kamienny, pochodzi z 1911 roku.




Szkoda tylko, że przykrywa go teraz droga ekspresowa...

gieteer by L.

Jak chyba wszystkim wiadomo, Japonia jest potęgą technologiczną. Nikomu nie trzeba przedstawiać takich marek jaka Sony, Nikon lub Nissan. Salon tej ostatniej marki znalazł się na naszym szlaku.


Słyszałem wcześniej (tu ukłon w stronę S.), że Nissan wypuścił niesamowitego GT-R'a (310 km/h, 480 KM). Co innego jednak słyszeć, a co innego usiąść w tym aucie choćby tylko w salonie. :)



Każdy traktowany jest jak potencjalny nabywca - dostaje się na wejściu mnóstwo gadżetów, np. DVD, wachlarz czy katalog. Obsługa salonu sama zaprasza do spróbowania, czy kubełkowy fotel kierowcy jest wygodny. Cierpliwie czeka, aż klient przekona się, że jest, i z wyrazem błogości na twarzy wysiądzie. :) Wrażenia tego nie jest w stanie zepsuć niebagatelna cena.




Moim zdaniem auto jest warte każdego jena. Przed moją świnką-skarbonką ciężkie zadanie... :)