Kilka osób bardzo polecało mi ten film, a i internetowe rekomendacje nie pozostawiały złudzeń, że to naprawdę dobry kawałek japońskiego kina.W końcu znalazłam czas, żeby obejrzeć Kitsutsuki to ame, czyli The Woodsman and the Rain.
Dwóch głównych bohaterów, niedawno owdowiały Katsuhiko, który jest drwalem, oraz młody zagubiony reżyser, spotykają się przypadkiem i kontynuują znajomość na planie kręconego właśnie filmu o... zombie. Dla Katsuhiko będzie to wyrwanie się z codziennej rutyny, a dla młodego reżysera próba odnalezienia siebie i wiary we własne możliwości. Już od pierwszych scen
historia mnie ujęła, a już na pewno postać Katsuhiko, który od śmierci żony
codziennie rano przygotowuje dla siebie bento do pracy. Podobnych bohaterów kino miało już wielu - nieco zgorzkniałych, żyjących dzień po dniu i powtarzających mechanicznie te same czynności, nie potrafiących znaleźć wspólnego języka ze swoim synem/żoną/przyjacielem. Dopiero dzięki młodemu reżyserowi oraz zaangażowaniu w pracę nad filmem o zombie, Katsuhiko trochę się otwiera - także na samego siebie.
Film toczy się niespiesznie i muszę przyznać, że momentami nieco się
niecierpliwiłam. Nie jest aż tak zabawny, jak się spodziewałam, ale
momentami można się uśmiechnąć - szczególnie, gdy do akcji zostają włączenie
mieszkańcy wioski, aby pomóc w produkcji o zombie. Przyjemny film na chłodny jesienny wieczór. Polecam!
zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńCiekawam Twojej opinii. :)
Usuńoj, nieprędko pewnie zobaczę, moja kolejka filmów do obejrzenia niebezpiecznie się wydłużyła :/
Usuń