środa, 23 grudnia 2009
Merry Kurisumasu
O synkretyzmie Świąt, jaki występuje w Japonii, pisano już wiele. Nie będę wiec zagłębiać się w temat. W zamian życzenia Cudownych Świąt oraz Jeszcze Lepszego Nowego Roku 2010 dla wszystkich Czytelników, Przyjaciół, Znajomych wpadających tutaj częściej lub rzadziej, ale zawsze wspierających.
Wraz z życzeniami kolęda w wykonaniu dwóch japońskich gwiazd (sic!) Ayumi Hamasaki oraz Gackta. Prosto (no może sprzed kilku lat :) z telebimu w Shibuya, znad największego podobno przejścia dla pieszych na świecie. Enjoy!
wtorek, 22 grudnia 2009
tatami w domu
Firma Ambi Pur dzięki swoim produktom pozwala poczuć nam Japonię w swoim domu. Dosłownie. I tak do wyboru mamy zieloną herbatę lub tatami (sic!). Nowa seria zapachów opracowana w kolaboracji z National Geographic (sic! po raz drugi) przenosi nas w różne krańce świata.
Postanowiliśmy więc wypróbować aromat tatami w niewypełnionych jeszcze wnętrzach. I... I nic. Zapach jest, ale z zapachem tatami (szczególnie, jeśli ktoś miał okazję przebywać w otoczeniu tych świeżutkich) ma niewiele wspólnego. Podobnie jest z zapachem zielonej herbaty. Czuć cytrusy i to by było na tyle.
A tatami są czymś bardzo szczególnym. W Japonii trudno ich nie zauważyć, bo są praktycznie w każdym wnętrzu, a już na pewno tym tradycyjnym. Gdyby ktoś zapragnął dywan na przykład zastąpić tatami, można je nabyć między innymi w sklepie Duch Japonii. Nie miałam okazji sprawdzić ich jakości. Może kiedyś. :)
Postanowiliśmy więc wypróbować aromat tatami w niewypełnionych jeszcze wnętrzach. I... I nic. Zapach jest, ale z zapachem tatami (szczególnie, jeśli ktoś miał okazję przebywać w otoczeniu tych świeżutkich) ma niewiele wspólnego. Podobnie jest z zapachem zielonej herbaty. Czuć cytrusy i to by było na tyle.
A tatami są czymś bardzo szczególnym. W Japonii trudno ich nie zauważyć, bo są praktycznie w każdym wnętrzu, a już na pewno tym tradycyjnym. Gdyby ktoś zapragnął dywan na przykład zastąpić tatami, można je nabyć między innymi w sklepie Duch Japonii. Nie miałam okazji sprawdzić ich jakości. Może kiedyś. :)
niedziela, 20 grudnia 2009
piątek, 18 grudnia 2009
wino śliwkowe
W końcu udało mi się dorwać tę książkę w bibliotece. :) Świetnie się czyta, akcja powieści bardzo wciąga. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Może również ze względu na to, że opisywane w niej są miejsca, które i mnie dane było zobaczyć.
Wino śliwkowe jest jedynie pretekstem do opowiedzenia o życiu głównych bohaterów. Życiu skomplikowanym, trudnym, ale nie pozbawionym i dobrych emocji, wzruszeń. Poznajemy opowieści ludzi, którzy przeżyli niemożliwe, czyli wybuch bomby w Hiroshimie. Zdarzenie to na trwałe wpisało się w ich życie i nie pozostaje obojętne również na relacje z innymi ludźmi. Problem hibakusha (osób, które przeżyły pamiętny dzień 6 sierpnia 1945 roku) oraz eta (czyli kasty niedotykalnych, ludzi zajmujących się, według japońskiej kultury, nieczystymi zajęciami związanymi na przykład ze śmiercią) jest do dziś żywy w Japonii.
Główna bohaterka, odwiedzając Hiroshimę, stwierdza, że jest to miasto spokojne, ale i dziwne. Miałam podobne odczucia. Niby życie toczy się dalej, wszystko jest nowe (łącznie ze starym zamkiem...), a niebo niebieskie, ale mając w pamięci dawne wydarzenia, miasto to wydaje się jakby mniej realne.
Książka opowiada także o odmienności ludzi Wschodu i Zachodu. Ich innym spojrzeniu na życie, związki międzyludzkie (w tym miłosne) oraz stosunek do działań wojennych jednej i drugiej strony. Nie można uciec od tematu inności, który pojawia się wszędzie tam, gdzie spotykają się kultury. Szczególnie tak różne.
"Gaijin. Ktoś z zewnątrz. Nie dawano jej o tym zapomnieć. Przynajmniej gaijinom wybaczano wszelkie omyłki, bo w końcu niewiele się po nich spodziewano."
A tak już trochę na marginesie polecam japońskie wino śliwkowe, czyli umeshu. Przepyszny smak, dostępny i w Polsce. Jest i przepis dla chcących zrobić domowe umeshu. :) Polecam zajrzeć też na stronkę jednego z najbardziej znanych producentów tego trunku firmy Choya.
(Cyt. za: Angela Davis-Gardner, Wino śliwkowe, Warszawa 2008, s. 90.)
Wino śliwkowe jest jedynie pretekstem do opowiedzenia o życiu głównych bohaterów. Życiu skomplikowanym, trudnym, ale nie pozbawionym i dobrych emocji, wzruszeń. Poznajemy opowieści ludzi, którzy przeżyli niemożliwe, czyli wybuch bomby w Hiroshimie. Zdarzenie to na trwałe wpisało się w ich życie i nie pozostaje obojętne również na relacje z innymi ludźmi. Problem hibakusha (osób, które przeżyły pamiętny dzień 6 sierpnia 1945 roku) oraz eta (czyli kasty niedotykalnych, ludzi zajmujących się, według japońskiej kultury, nieczystymi zajęciami związanymi na przykład ze śmiercią) jest do dziś żywy w Japonii.
Główna bohaterka, odwiedzając Hiroshimę, stwierdza, że jest to miasto spokojne, ale i dziwne. Miałam podobne odczucia. Niby życie toczy się dalej, wszystko jest nowe (łącznie ze starym zamkiem...), a niebo niebieskie, ale mając w pamięci dawne wydarzenia, miasto to wydaje się jakby mniej realne.
Książka opowiada także o odmienności ludzi Wschodu i Zachodu. Ich innym spojrzeniu na życie, związki międzyludzkie (w tym miłosne) oraz stosunek do działań wojennych jednej i drugiej strony. Nie można uciec od tematu inności, który pojawia się wszędzie tam, gdzie spotykają się kultury. Szczególnie tak różne.
"Gaijin. Ktoś z zewnątrz. Nie dawano jej o tym zapomnieć. Przynajmniej gaijinom wybaczano wszelkie omyłki, bo w końcu niewiele się po nich spodziewano."
A tak już trochę na marginesie polecam japońskie wino śliwkowe, czyli umeshu. Przepyszny smak, dostępny i w Polsce. Jest i przepis dla chcących zrobić domowe umeshu. :) Polecam zajrzeć też na stronkę jednego z najbardziej znanych producentów tego trunku firmy Choya.
(Cyt. za: Angela Davis-Gardner, Wino śliwkowe, Warszawa 2008, s. 90.)
poniedziałek, 14 grudnia 2009
the japanders
Wiadomo nie od dziś, że wiele gwiazd i gwiazdeczek Zachodniego świata pokazuje się w reklamie. Nie zawsze jednak są z tego bardzo dumni i zdarza się, iż reklamują (się) w krajach dalekich (ostatni przykład - Bruce Willis i jego upodobanie do jednego z polskich trunków) z zastrzeżeniem, iż poza granicami tego danego kraju reklama się nie pokaże. Jednak w dobie internetu mało co jest się w stanie schować i praktycznie wszystko wychodzi na światło dzienne. Jednym z takich krajów, gdzie Zachodnie celebrities są uwielbiane, jest Kraj Kwitnącej Wiśni. A na tym polu udzielają się gwiazdy wszelakie. Ostatnio jeden z moich najulubieńszych reżyserów, który z japońskiej pop kultury czerpie garściami. Quentin Tarantino.
Zjawisko to, a raczej jej wykonawcy, są określani mianem japander. I jest, rzecz jasna, miejsce w sieci, gdzie poczynania takich celebrities można sobie pooglądać. Strona http://www.japander.com/ prezentuje mnóstwo reklam zrobionych w Japonii z udziałem Zachodnich twarzy znanych niemal na całym świecie. Niektóre z gwiazd pojawiają się nie jeden raz. :) A że taka praca wcale nie musi być łatwa i przyjemna, wystarczy przypomnieć sobie zmagania bohatera z japońskim światem reklamy (i nie tylko) w Lost in Translation:
Już trochę odchodząc od tematu reklam, pragnę nadmienić, że Lost in Translation to chyba mój ulubiony film. Znalazłam dziś w sieci scenę, która nie znalazła się w ostatecznej wersji filmu. To już tak na koniec dzisiejszego posta. Enjoy!
Zjawisko to, a raczej jej wykonawcy, są określani mianem japander. I jest, rzecz jasna, miejsce w sieci, gdzie poczynania takich celebrities można sobie pooglądać. Strona http://www.japander.com/ prezentuje mnóstwo reklam zrobionych w Japonii z udziałem Zachodnich twarzy znanych niemal na całym świecie. Niektóre z gwiazd pojawiają się nie jeden raz. :) A że taka praca wcale nie musi być łatwa i przyjemna, wystarczy przypomnieć sobie zmagania bohatera z japońskim światem reklamy (i nie tylko) w Lost in Translation:
Już trochę odchodząc od tematu reklam, pragnę nadmienić, że Lost in Translation to chyba mój ulubiony film. Znalazłam dziś w sieci scenę, która nie znalazła się w ostatecznej wersji filmu. To już tak na koniec dzisiejszego posta. Enjoy!
piątek, 11 grudnia 2009
Japonia jakiej nie znacie?
Na portalu Interii pojawił się artykuł dotyczący Ganguro, Yamamb i innych barwnych oraz interesujących oblicz Japonii. Tematy przeze mnie lubiane i eksplorowane od czasu do czasu. W artykule garść dość pobieżnych informacji i trochę chyba za dużo generalizacji. Proszę jednak sprawdzić samemu. :)
środa, 9 grudnia 2009
zenstyle kurisumasu
Gwiazdka za pasem. Niektórzy powoli zabierają się za dekorowanie domostwa, kupowanie prezentów. I poszukują idealnego drzewka na choinkę. Wiadomo nie o dziś, że w Japonii Święta Bożego Narodzenia to raczej Gwiazdka czy też Kurisumasu, które niewiele mają wspólnego z religijnym kontekstem tych świąt, bo i dlaczegóż by.
To jednak nie przeszkadza Japończykom doskonale się bawić. Ponoć każdy powód jest dobry. :) Ta przydługa być może dygresja prowadzi do refleksji nad Świętami Bożego Narodzenia w japońskim stylu. Oto na co natrafiłam dziś w sieci - japońskie (sic!) ozdoby choinkowe:
Pomysł nieco dziwaczny (jak dla mnie), ale stanowiący pewną kulturową ciekawostkę. Gdyby ktoś był zainteresowany, ozdoby (i inne japońskie zen rzeczy, ale nie tylko) dostępne są tutaj. Ja zostanę jednak przy bardziej tradycyjno-polskich bombkach i słomianych aniołkach. :)
p.s. O japońskiej Gwiazdce można poczytać między innymi tutaj. :)
To jednak nie przeszkadza Japończykom doskonale się bawić. Ponoć każdy powód jest dobry. :) Ta przydługa być może dygresja prowadzi do refleksji nad Świętami Bożego Narodzenia w japońskim stylu. Oto na co natrafiłam dziś w sieci - japońskie (sic!) ozdoby choinkowe:
Pomysł nieco dziwaczny (jak dla mnie), ale stanowiący pewną kulturową ciekawostkę. Gdyby ktoś był zainteresowany, ozdoby (i inne japońskie zen rzeczy, ale nie tylko) dostępne są tutaj. Ja zostanę jednak przy bardziej tradycyjno-polskich bombkach i słomianych aniołkach. :)
p.s. O japońskiej Gwiazdce można poczytać między innymi tutaj. :)
poniedziałek, 7 grudnia 2009
warszawska micha.
W związku z małym wypadem do Warszawy (miłośnikom języka japońskiego 6 grudnia 2009 i JLPT - ostatni w znanej nam formie - pozostanie na długo w pamięci :)), postanowiliśmy, oczywiście, posmakować tamtejszych japońskich smaków. W tym celu udaliśmy sie do restauracji Inaba, która bardzo się zmieniła od moich ostatnich odwiedzin dobrych parę lat temu.
W każdym razie w menu na lunch są michy. :) To moje robocze określenie potraw prostych, smacznych i bardzo sycących. Przepis prosty: potrzebna micha, ryż (japoński! :)) i coś na wierzch (wołowina w plasterkach, kotlecik, warzywa w cieście, jajko, przyprawy). Do wyboru do koloru właściwie. I jakby żywcem wyjęte z japońskiej Yoshinoya. Takich mich zdecydowanie brakuje w menu wrocławskich knajpek. Yumi!
środa, 2 grudnia 2009
paper cubesss
Coraz dłuższe i chłodniejsze wieczory trzeba jakoś konstruktywnie zapełnić. Może wycinanki z papieru? To nie origami, ale poziom trudności też jest różny. O nie, nie takie znowu zwykłe te wycinanki. Polecam świat zaklęty w sześcianie. :)
Są i odwołania do japońskiej pop kultury, a jak. :)
Trzeba sobie coś poskładać. :) Stronka odkryta dla mnie przez K. Thx. :)
Są i odwołania do japońskiej pop kultury, a jak. :)
Trzeba sobie coś poskładać. :) Stronka odkryta dla mnie przez K. Thx. :)
wtorek, 1 grudnia 2009
song na dziś #12
Trochę klasyki. Dobrej klasyki.
I jakaś tam skośna wersja. :)
Fly into the rising sun,
Faces, smiling everyone
Yeah, she is a whole new tradition
I feel it in my heart
My woman from tokyo
She makes me see
My woman from tokyo
She's so good to me
Talk about her like a queen
Dancing in a eastern dream
Yeah, she makes me feel like a river
That carries me away
My woman from tokyo
She makes me see
My woman from tokyo
She's so good to me
But i'm at home and i just don't belong ...
So far away from the garden we love
She is what moves in the soul of a dove
Soon i shall see just how black was my night
When we're alone in her city of light
Rising from the neon gloom
Shining like a crazy moon
Yeah, she turns me on like a fire
I get high
My woman from tokyo
She makes me see
My woman from tokyo
She's so good to me
(http;//www.lyricsmania.com)
I jakaś tam skośna wersja. :)
Fly into the rising sun,
Faces, smiling everyone
Yeah, she is a whole new tradition
I feel it in my heart
My woman from tokyo
She makes me see
My woman from tokyo
She's so good to me
Talk about her like a queen
Dancing in a eastern dream
Yeah, she makes me feel like a river
That carries me away
My woman from tokyo
She makes me see
My woman from tokyo
She's so good to me
But i'm at home and i just don't belong ...
So far away from the garden we love
She is what moves in the soul of a dove
Soon i shall see just how black was my night
When we're alone in her city of light
Rising from the neon gloom
Shining like a crazy moon
Yeah, she turns me on like a fire
I get high
My woman from tokyo
She makes me see
My woman from tokyo
She's so good to me
(http;//www.lyricsmania.com)
poniedziałek, 30 listopada 2009
skośne eyes
Obsesja Japończyków na punkcie oczu jest powszechnie znana. Wystarczy podejrzeć japońskie komiksy. Większość dziewczyn wyprawia różne dziwne rzeczy, aby ich oczy były większe, mniej azjatyckie - proszę przeszukać internet i podejrzeć karkołomne próby z klejem czy specjalnymi utensyliami mającymi za zadanie zlikwidować fałdę mongoloidalną, na niby rzecz jasna. Są i podejmowane próby bardziej poważne w postaci operacji plastycznych.
Od klinik aż się roi. I wystarczy popatrzeć na okładki japońskich magazynów dla pań - od razu widać, jakie trendy są w modzie. Bynajmniej nie czysto azjatyckie. :)
p.s. Coraz powszechniejszy jest i odwrotny trend - "zachodnie" dziewczyny marzą o skośnych oczach.
poniedziałek, 23 listopada 2009
smaki świata
Całkiem przypadkiem, ale z niezłym skutkiem, natknęliśmy się na delikatesy z produktami do kuchni regionalnych (jak się dowiadujemy z wizytówki) Smaki Świata. Nie mogliśmy się oprzeć i wydaliśmy trochę złotówek. Ceny takich produktów, jak wiadomo, nie są niskie, ale mimo to skusiliśmy się. Przede wszystkim długo poszukiwane przeze mnie suszone torebki tofu, które mam zamiar już niedługo wykorzystać do domowego sushi. :) Poza tym przepyszne grzybki oraz zielona herbata z dodatkiem listków wiśni. A na deser nodo ame, czyli cukierki na gardło z pszczółkowym propolisem. Smaki Świata mają szeroką ofertę, nie tylko kuchni japońskiej. Z tej można jako ciekawostkę kupić japoński majonez. Będąc w Kraju Kwitnącej Wiśni nie widziałam innego niż ten z wizerunkiem lalki Kewpie na opakowaniu.
Warto dodać, że istnieją rożne jego wersje, na przykład z wasabi. Szkoda, że majonez ten w Smakach Świata występuję jedynie w ogromnej butli, bo chciałoby się przypomnieć sobie ten smak. :)
piątek, 20 listopada 2009
unikalne.pl
Nowo odkryte ciekawe miejsce w sieci. Unikane.pl to sklep, w którym można zakupić nietuzinkowe rzeczy cieszące dom i oko. Niektóre ceny zaporowe... Mnie zachwycają lampy z serii o wdzięcznej nazwie Norm.
Takie to trochę japońsko-zenistyczno-origamowe. :) Warto rzucić okiem.
Takie to trochę japońsko-zenistyczno-origamowe. :) Warto rzucić okiem.
wtorek, 17 listopada 2009
Kami. Silence-Action.
W czasie ostatniego wypadu do Drezna (o którym już niedługo więcej), natknęłam się na wystawę, którą, niestety, tym razem ominęłam z powodu braku czasu. Kami. Silence-Action pokazuje nam świat sztuki japońskiej tworzonej na papierze. Prace takich twórców jak: Keisuke Yamaguchi, Rieko Hidaka, Naoki Funakoshi, Etsuko Fukaya, Tomoko Konoike, Natsunosuke Mise, Emiko Sawaragi Gilbert, Tomoharu Murakami, Manabu Ikeda, Yuri Shiraki, Shin Morikita, Yoshiko Furuhashi, Saburo Ota. Wystawę można oglądać do 4 stycznia, więc może raz jeszcze wybiorę się do Drezna. :) Polecam!
środa, 4 listopada 2009
song na dziś #11
Dawno już niesłyszane dźwięki. Prawie zapomniane, idealne na taki dzień jak dziś. Tsujiko Noriko.
Udało mi się nawet lata temu posłuchać Noriko live gdzieś w jakimś katowickim klubie. Dostałam nawet autograf na banknocie dziesięciozłotowym, który może krąży gdzieś jeszcze po Polsce.
To były miłe czasy z miłymi ludźmi... ech. Zdjęcie by Pe8er.
poniedziałek, 2 listopada 2009
folding paper
Obejrzałam niesamowity dokument o składaniu papieru. Between the Folds opowiada o sztuce origami i ludziach, których ta sztuka zafascynowała. To wręcz niewiarygodne, co można stworzyć z tak nie wytrzymałego wydawałoby się materiału jakim jest papier.
Różne papierowe zwierzątka, bo w takiej formie spotkałam sie po raz pierwszy z origami, fascynowały mnie za młodych lat. Dostałam nawet kiedyś książkę, jak składać, którą całkiem niedawno zdublował mi w podarunku L. :)
Nigdy jednak nie wyszłam poza obręb zoo i niewiele poza małpą, psem czy żurawiem potrafię złożyć. :) Polecam polską stronę, gdzie można dowiedzieć się chyba wszystkiego o origami oraz popodziwiać niektóre papierowe cuda. A największe na świecie muzeum poświęcone origami znajduje się nie gdzie indziej, ale właśnie w Japonii.
A na koniec wygrzebana z sieci piosnka z origami w tle. Trochę inaczej. :) Enjoy!
Różne papierowe zwierzątka, bo w takiej formie spotkałam sie po raz pierwszy z origami, fascynowały mnie za młodych lat. Dostałam nawet kiedyś książkę, jak składać, którą całkiem niedawno zdublował mi w podarunku L. :)
Nigdy jednak nie wyszłam poza obręb zoo i niewiele poza małpą, psem czy żurawiem potrafię złożyć. :) Polecam polską stronę, gdzie można dowiedzieć się chyba wszystkiego o origami oraz popodziwiać niektóre papierowe cuda. A największe na świecie muzeum poświęcone origami znajduje się nie gdzie indziej, ale właśnie w Japonii.
A na koniec wygrzebana z sieci piosnka z origami w tle. Trochę inaczej. :) Enjoy!
sobota, 31 października 2009
skośne halołin
Wspomnień czar. :) Wygrzebałam ostatnio zdjęcia z pierwszego pobytu w Japonii. To już prawie prehistoria. :) W każdym razie miałam okazję odwiedzić wtedy świat plastiku i marzeń (oraz romantycznych randek), czyli Disneyland w Tokio. W sumie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, jednak wizyta ta miała miejsce dokładnie miejsce 19 września 2005 roku.
Japonia jest zawsze trochę bardziej do przodu. :) Happy Halloween!
Japonia jest zawsze trochę bardziej do przodu. :) Happy Halloween!
wtorek, 27 października 2009
into the sun
Obejrzałam, nie ukrywam :), ale tylko dlatego, że akcja dzieje się w Japonii. Podstarzały stróż porządku i piękna młoda Japonka w kimonie, a do tego yakuza. Bardziej schematycznie być nie mogło. Mimo to miło było popatrzeć znowu na japońskie ulice, znaczki-krzaczki i sielankowe widoki. Najśmieszniejsze było dla mnie, że Amerykanie mówili po "amerykańsku", Japończycy po japońsku, a jednak doskonale się rozumieli. Keine Grenzen. :)
Gdyby ktoś jednak był zainteresowany tym filmem, który przedwczoraj z niejakim rozbawieniem obejrzałam, to zapraszam tutaj lub tutaj. Jest i plakat:
A gdyby komuś jeszcze było mało, to jest i strona oficjalna filmu. Polecam, aby rozjaśnić szare i mokre jesienne dni. Z przymrużeniem oka. :)
Gdyby ktoś jednak był zainteresowany tym filmem, który przedwczoraj z niejakim rozbawieniem obejrzałam, to zapraszam tutaj lub tutaj. Jest i plakat:
A gdyby komuś jeszcze było mało, to jest i strona oficjalna filmu. Polecam, aby rozjaśnić szare i mokre jesienne dni. Z przymrużeniem oka. :)
komiksowo o Nippon-ie
W końcu paczka dostała się w moje ręce i już jest. Japonia widziana oczyma 20 autorów, czyli najnowsza publikacja wydawnictwa Hanami.Kompilacja krótkich form komiksowych, w których autorzy pokazują skrawek swojej Japonii. Na pewno warte zapoznania się. Każdy komiks jest inny, inna kreska i styl. Są formy bardziej i mniej japońskie, gdyż i sami autorzy są nie- i japońskiego pochodzenia. Wszystkich jednak łączy Japonia i wrażenia, wspomnienia, historie, ludzie i zdarzenia z tym krajem związane. Polecam!
czwartek, 22 października 2009
ho(s)tel kapsułowy
Już jest! Pierwszy w Polsce hotel kapsułowy na modłę japońską. Tak naprawdę jest to część Hostelu Wilson znajdującego się na warszawskim Żoliborzu. Reklamowany jest jako eko-hostel - są tu i panele słoneczne, i systemy oszczędzania wody.
W Japonii hotele takie są popularne, ale nie aż tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Zwykle nocują w nich zmęczeni po nadgodzinach sararimani albo turyści. :) W niektórych panie nie są mile widziane. Raz udało mi się dojrzeć taki hotel po drodze, ale nie było czasu, aby zerknąć do środka. Może jeszcze kiedyś będzie okazja. Najpierw jednak zrobimy ćwiczenia na warszawskim terenie. Już za 1 euro można sobie poleżeć godzinkę w takiej kapsule w Wilson Hostel. :)
W Japonii hotele takie są popularne, ale nie aż tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Zwykle nocują w nich zmęczeni po nadgodzinach sararimani albo turyści. :) W niektórych panie nie są mile widziane. Raz udało mi się dojrzeć taki hotel po drodze, ale nie było czasu, aby zerknąć do środka. Może jeszcze kiedyś będzie okazja. Najpierw jednak zrobimy ćwiczenia na warszawskim terenie. Już za 1 euro można sobie poleżeć godzinkę w takiej kapsule w Wilson Hostel. :)
środa, 21 października 2009
milky miruku
W Polsce mamy akcję Pij mleko, będziesz wielki.
Za Wielką Woda mają z kolei Got milk? action. :)
A w Japonii... Dzięki mleku, wszyscy zdrowi.
:)
Wypatrzone gdzieś na ulicy tokijskiej czy enoshimskiej. :) Pijmy mleko. Kampai!
Za Wielką Woda mają z kolei Got milk? action. :)
A w Japonii... Dzięki mleku, wszyscy zdrowi.
:)
Wypatrzone gdzieś na ulicy tokijskiej czy enoshimskiej. :) Pijmy mleko. Kampai!
poniedziałek, 19 października 2009
blond gejsza
"-Zasady i prawa! Wszędzie tylko zasady - narzekałam bez przekonania.-Stosowałam się do wszystkich zasad, a i tak okāsan nie chce mi powiedzieć, dlaczego nie mogę zostać gejszą.
-Potrzebujemy zasad, Kathlene-san, bo tylko w ten sposób Japonia może być silna, żebyśmy my też mogły być silne, kiedy zostaniemy gejszami."
Nie spodziewałam się, że książka ta czymś mnie zaskoczy. Świadomie zdecydowałam się na czytadło z Japonią w tle licząc na kilka godzin lekkiej rozrywki. I nie przeliczyłam się. Historia jest tak schematyczna i całkowicie odarta z jakiejkolwiek tajemnicy, że to aż boli. Nie wnosi kompletnie nic nowego. Może poza ukazaniem świata gejsz od tej "ciemnej" strony zabaw seksualnych i rozpustnych myśli, jak dla mnie jednak ukazanych w zbyt upraszczający i tanio-romansowy sposób. Nie polecam, chyba że ktoś naprawdę nie wie, co zrobić z nadmiarem wolnego czasu.
(Cyt. za: Jina Bacarr, Blond gejsza, Warszawa 2008, s.83.)
-Potrzebujemy zasad, Kathlene-san, bo tylko w ten sposób Japonia może być silna, żebyśmy my też mogły być silne, kiedy zostaniemy gejszami."
Nie spodziewałam się, że książka ta czymś mnie zaskoczy. Świadomie zdecydowałam się na czytadło z Japonią w tle licząc na kilka godzin lekkiej rozrywki. I nie przeliczyłam się. Historia jest tak schematyczna i całkowicie odarta z jakiejkolwiek tajemnicy, że to aż boli. Nie wnosi kompletnie nic nowego. Może poza ukazaniem świata gejsz od tej "ciemnej" strony zabaw seksualnych i rozpustnych myśli, jak dla mnie jednak ukazanych w zbyt upraszczający i tanio-romansowy sposób. Nie polecam, chyba że ktoś naprawdę nie wie, co zrobić z nadmiarem wolnego czasu.
(Cyt. za: Jina Bacarr, Blond gejsza, Warszawa 2008, s.83.)
piątek, 16 października 2009
herbaciany manager
Całkiem przypadkiem wpadł w moje ręce najnowszy numer Manager's Life. A tu wywiad z Masakatsu Yoshidą na temat chanoyu, czyli ceremonii herbacianej. I kilka cudownie zielonych zdjęć. :)
Polecam.
wtorek, 13 października 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)