Onigiri jest bardzo popularną przekąską, często jest składnikiem bento. Będąc w Japonii niemal każdego dnia kupowaliśmy kilka i zabieraliśmy ze sobą na wędrówki po okolicy lub jazdę pociągiem. Czasami były dla nas niemałą niespodzianką, bo kanji pozostawały nie-do-rozszyfrowania. :) Onigiri sprzedawane w konbini wyglądają zwykle jakoś tak:
Otulone w wodorosty nori wyglądają smacznie i takie są. Jakiś czas zajęło nam uczenie się, jak to otworzyć tak, żeby było dobrze, żeby się wszystko nie porozwalało i można to było po ludzku zjeść. Dla niewtajemniczonych filmik instruktażowy (przy okazji pokazujący jak dostać się również do zapakowanego na wynos sushi):
Onigiri są sycące, takie kanapki ryżowe, łatwe w przygotowaniu. Nie wymagają wielu składników ani nakładów finansowych. :) Podstawa to ryż i coś do środka, nori na zewnątrz. Osobiście za sprasowanymi wodorostami nie przepadam, więc jedynie onigiri robione dla innych tak przyozdabiam.
Tym razem onigiri wypełnione łososiem i marynowaną tykwą, o której więcej już niedługo. :) Mnie zwykle wychodzą kulki a nie ładne trójkąty, do robienia których zaganiam L., dlatego pewnie w końcu kupie foremki do onigiri. Porażka, wiem, ale trzeba sobie życie umilać. :)
Japończycy nie byliby sobą, gdyby nie wymyślili pudełka na onigiri. Są takie, na onigiri różnej wielkości. Ja mam takowe, kupione za całe 105 jenów. :)
No to w drogę! :)
A ja z Córcią uwielbiamy onigiri!:) Fakt, nigdy na mieście takowych nie jadłam (w głowę zachodzę, czemu nie znajduję ich w żadnej restauracji japońskiej, do jakiej zaglądam), znam tylko wersję home-made.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z rana!
(toś mi ochotę narobiła, śniadania nie jadłam jeszcze...)
Mniam!
OdpowiedzUsuńFakt, tym razem wyszły wyjątkowo dobre. :) A moim zdaniem wersja home-made jest zawsze lepsza od takiej restauracyjnej czy sklepikowej.
OdpowiedzUsuń