Wybraliśmy się dziś odwiedzić rodzinkę Yamazak-ich. :) K&K&O&K&A pozdrawiamy!!! I dziękujemy za gościnę, pyszne karē raisu (カレーライス) i proszek. :) A że rodzinka mieszka nieopodal Yokohamy, to postanowiliśmy połączyć jedno z drugim.
Na pierwszy ogień poszła świątynia Shomyoji. Oj, ciężko się było do niej dostać, ale z pomocą starszej pani z koban-u (tak, policja w Japonii służy głównie jako informacja turystyczna), i jej magicznie wyczarowanej spod lady mapki dotarliśmy. :) Cudowne miejsce. Sielankowe, ciężko nam było stamtąd ruszyć dalej.
Następnym przystankiem było Chinatown, które uwielbiamy. Głównie za cudowne smaki między innymi nikuman-ów, czyli buł na parze z nadzieniem mięsnym lub słodkim, jak poniższy nikuman pandowy.
Generalnie pandy (i wróżbici wszelakiej maści) są znakiem firmowym Chinatown, o czym wspominałam już przy poprzednim pobycie w Japonii tutaj. Ale kilka zdjęć nie zawadzi. Kawaii. :)
A na koniec kilka zdjęć Yokohamy by night. :)
p.s.Internet w naszym miejscu pomieszkiwania w Tokio jest gorzej niż straszny, więc ciężko jest nam się komunikować ze światem zewnętrznym. Stąd i relacje na blogu krótkie i mało treściwe... Prosimy o cierpliwość. Ale za to komórka L. działa. :)
Bardzo ciekawie przekazujesz i pokazujesz to co widzisz i czuc duze zaiteresowanie tym krajem.Drobiazgow nie czepiam sie,ale mam do Ciebie jedna prosbe.Po powrocie do kraju tylko nie opowiadaj,ze w Tokio ,czy w Japonii internet jest powolny,szwankuje i godzinami nie mozna podlaczyc sie.Ty za ten najszybszy i niezawodny po prostu nie placisz!Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSakura, dziękuję za słowa uznania. O internecie pisałam jedynie w kontekście miejsca, w którym mieszkaliśmy w Tokio, co jest zaznaczone w tekście. Dla odmiany w Kioto internet był bez zarzutu. I też za darmo. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń