wtorek, 8 listopada 2011

do you kyoto? yes, we do.


Lubimy Kioto. Za to, że na każdym niemal kroku są pyszności z zielonej herbaty, czyli matcha (Dorotas! Czekolady wciąż szukamy...). Za to, że łatwo się tu poruszać pieszo, stopy może i mamy zdarte, ale jaka satysfakcja. :) Nie jest tak spieszno jak w Tokio. Poza tym częściej można spotkać tu gejsze lub maiko na żywo. I to te prawdziwe. :)


Doskonałą do tego okazją jest właśnie początek listopada, gdy odbywa się Gion Odori. Maiko urzekają swoim tańcem wszystkich chętnych, którzy są skłonni zapłacić kilka tysięcy jenów. My nie mamy na to ani czasu, ani funduszy. Niestety. :(


Można za to wybrać się do Pontochō oraz dzielnicy Gion właśnie, gdzie czasami uda nam się natknąć na przemykającą cichutko uliczkami gejszę lub maiko. Pontochō to nadal tradycyjna zabudowa i herbaciarnie, jednak nie jest już to ta sama uliczka, co kiedyś. W okolicy pełno barów oraz klubów dla panów if you know what I mean... Ale jedną gejszę udało nam się "ustrzelić" w biegu. Zaskoczyła nas. :)

Z kolei Gion to bardzo urokliwe miejsce pełne starych tradycyjnych sklepów oraz nowych oferujących "powrót do przyszłości". :) Niektóre swój asortyment czerpią z Chin, inne wytwarzają wszystko, co mają na sprzedaż, samodzielnie.


Można się także natknąć na różne dziwactwa, jak to miejsce na przykład z dość niewybrednymi tabliczkami ema.


Na koniec spaceru wieczorową porą udaliśmy się do starej znajomej, czyli świątyni Yasaka.


Kioto nocą jest urokliwe i dosyć ruchliwe. Pełne zapachów, smaków, głosów. Zdecydowanie w naszym rankingu japońskich miejsc plasuje się wyżej niż Tokio.

2 komentarze:

  1. Przepięknie. Żuraw pisze dość stęskniony... i pozdrawia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech... Ech... :-) Michy, super ciekawe posty, codziennie czekam z bijącym serduchem na nową relację. Przyznam się no - zazdrość ma sięga zenitu, pęknę jak balonik zanim wrócicie ;-D

    OdpowiedzUsuń