Książeczki z cyklu Japan In Your Pocket zawsze mi się podobały. Przyciągały wzrok na półce, bo ich okładki były bardzo kolorowe. Podczas ostatniego pobytu w Japonii postanowiłam więc zakupić sobie jedną z nich. Wybór nie był łatwy, ale ostatecznie wypadło na Say It In Japanese.
Pierwsza jej część to właściwie takie mini rozmówki na każdy temat. Mogą okazać się przydatne i bardzo dobrze służą jako powtórka w podróży. :) Druga cześć zawiera między innymi wyrażenia idiomatyczne, trochę onomatopei (temat, do którego jeszcze kiedyś powrócę, bo mnie nieustannie zachwyca w języku japońskim) oraz zwroty i słowa związane z japońską kulturą. Można spróbować nie połamać sobie języka przy hayakuchi kotoba. Jeden z moich ulubionych przykładów to:
Aka-pajama, ao-pajama, ki-pajama,
czyli "czerwona piżama, niebieska piżama, żółta piżama". :) I gdzie tu sens, można by zapytać. :) Polecam zapoznać się z tą serią, jeśli nadarzy się okazja.
piątek, 30 lipca 2010
wtorek, 27 lipca 2010
Akitsu shima
Przypadkiem trafiłam w sieci na hasło "Akitsu shima". Postanowiłam nieco zgłębić temat i okazało się, że to dawna nazwa Japonii. Oznacza "Wyspę Ważek": shima, czyli wyspa, oraz akitsu, słowo, którym kiedyś określano ważki w języku japońskim. Okazuje się, iż ten niewielki owad ma bardzo wiele znaczeń w japońskiej kulturze. Uważany jest za symbol nieśmiertelności i odnowy, siły, odwagi i szczęścia, ale również niepewności. Ważka jest także częstym motywem w sztuce i poezji japońskiej. Tutaj kilka kolorowych okazów w obiektywie złapanych przez L.
Latem w Japonii ważki spotyka się na porządku dziennym, jeśli tyko znajdujemy się przy jakimś zbiorniku/zbiorniczku wodnym. :) Polecam krótki artykuł w magazynie NIPPONIA na ten temat.
Latem w Japonii ważki spotyka się na porządku dziennym, jeśli tyko znajdujemy się przy jakimś zbiorniku/zbiorniczku wodnym. :) Polecam krótki artykuł w magazynie NIPPONIA na ten temat.
niedziela, 25 lipca 2010
Spotkanie z Polską
Tematyka odnosząca się do zderzenia różnych kultur jest zawsze dla mnie ciekawa. Szczególnie, jeśli dotyczy naszego kręgu kulturowego i Japonii, kraju, jak się wydaje, zgoła innego. INNEGO wręcz. :) Ostatnio dostało mi się (dzięki B. :)) książkę, gdzie dochodzi do takiego małego zderzenia Polski z Japonią właśnie. Nie od dziś wiadomo, że nasze postrzeganie INNEGO tak naprawdę więcej mówi o nas samych.
Jak czytamy we słowie wstępnym napisanym przez Krzysztofa Zanussiego:
"Zderzenie z kulturą tak inną od naszej zostawiło we mnie poczucie pokory wobec odmienności, która mnie przerasta, której nie zdołam nigdy do końca zrozumieć ani tym bardziej ocenić. Dzięki temu, że kilkumiesięczny pobyt na stypendium w Japonii uformował we mnie poczucie pewnej nieśmiałości wobec świata, który na pierwszy rzut oka jest zupełnie niezrozumiały, łatwiej mi było później pogodzić się z odmiennością innych, nawet wiele bliższych kultur.
Moja japońska rozmówczyni odbywa podróż w odwrotnym kierunku. Odkrywa Polskę przez swoją japońskość. Jej pytania wydają mi się ciekawsze niż moje odpowiedzi, bo właśnie w tych pytaniach odnajduję odmienność myślenia, inną wrażliwość i inną estetykę. Każde z tych odkryć pozwala mi lepiej zrozumieć moją własną kulturę, a równocześnie przybliża zagadkowe tropy myślenia ludzi tak szczególnych jak Japończycy."
Książka zwiera rozmowy przeprowadzone z kilkoma postaciami polskiej kultury, między innymi z Krystynaą Jandą, Adamem Michnikiem i Arkadiusem. Może nie jest to porywająca lektura, ale czyta się z zaciekawieniem. Dla mnie właśnie to odkrywanie inności, także w nas samych, jest najbardziej interesujące. Polecam!
(Cyt. za: Chihiro Ishida, Spotkanie z Polską, Warszawa 2005, s. 7)
Jak czytamy we słowie wstępnym napisanym przez Krzysztofa Zanussiego:
"Zderzenie z kulturą tak inną od naszej zostawiło we mnie poczucie pokory wobec odmienności, która mnie przerasta, której nie zdołam nigdy do końca zrozumieć ani tym bardziej ocenić. Dzięki temu, że kilkumiesięczny pobyt na stypendium w Japonii uformował we mnie poczucie pewnej nieśmiałości wobec świata, który na pierwszy rzut oka jest zupełnie niezrozumiały, łatwiej mi było później pogodzić się z odmiennością innych, nawet wiele bliższych kultur.
Moja japońska rozmówczyni odbywa podróż w odwrotnym kierunku. Odkrywa Polskę przez swoją japońskość. Jej pytania wydają mi się ciekawsze niż moje odpowiedzi, bo właśnie w tych pytaniach odnajduję odmienność myślenia, inną wrażliwość i inną estetykę. Każde z tych odkryć pozwala mi lepiej zrozumieć moją własną kulturę, a równocześnie przybliża zagadkowe tropy myślenia ludzi tak szczególnych jak Japończycy."
Książka zwiera rozmowy przeprowadzone z kilkoma postaciami polskiej kultury, między innymi z Krystynaą Jandą, Adamem Michnikiem i Arkadiusem. Może nie jest to porywająca lektura, ale czyta się z zaciekawieniem. Dla mnie właśnie to odkrywanie inności, także w nas samych, jest najbardziej interesujące. Polecam!
(Cyt. za: Chihiro Ishida, Spotkanie z Polską, Warszawa 2005, s. 7)
czwartek, 22 lipca 2010
kakigōri
Usychając dziś z pragnienia niemalże w każdej minucie tego dnia i wspominając z rozrzewieniem japońskie vending machines z zimnymi napojami co pięć metrów, gdzieś w zakamarkach pamięci wygrzebało się kakigōri. Smakowo może nie jakiś rarytas dla mnie, ale doskonale gaszący pragnienie smakołyk.
Nie jest to skomplikowana sprawa. :) Kruszony lód polany syropem (na przykład melonowym, z zielonej herbaty, truskawkowym), czasami z dodatkiem owoców. W Japonii bardzo popularne latem, a kakigōri dostać można wszędzie tam, gdzie uda nam się wypatrzeć przedstawiony wyżej znak kanji oznaczający kōri, czyli "lód". Przysmak ten znany jest nie tylko w Japonii. I kto wie, może kolejna fala upałów w naszym kraju spowoduje, że zaczniemy się nim zajadać i my. :) Itadakimasu!
poniedziałek, 19 lipca 2010
podróże kulinarne - japonia
W dzisiejszym numerze tygodnika Newsweek mamy artykuł pani Moniki Onoszko Tańczące krewetki traktujący o jedzeniu. A jakże. :) Japońskim. Między innymi o diecie mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni pisze w swoim artykule Świat na widelcu pani Jolanta Chyłkiewicz. Oczywiście mieszkańcy Okinawy są wzmiankowani jako jedni z najbardziej długowiecznych ludzi na świecie. :)
A na deser film dokumentalny o kuchni japońskiej.
Jak czytamy na okładce filmu:
"Japonia to nie tylko kraj kwitnących wiśni, mangi, migoczących neonów Tokio, historii o gejszach i samurajach to wyjątkowa kraina misternych, harmonijnych potraw, których przygotowanie opiera się na tradycji i dopracowywanych przez lata recepturach.
Soja, ryż, ryby, owoce morza, wodorosty - Merrilees Parker, angielska przewodniczka odwiedzi Japonię, by poznać przeróżne smaki tego niezwykłego miejsca.
Zatrzyma się w Tokio, skąd uda się do Tsukiji, gdzie pozna codzienność mieszańców handlujących rybami na największym na świecie targ rybnym. Z mistrzem Romeo odkryje tajniki robienia i serwowania sushi. W Matsusaki znajdzie się na farmie produkującej najdroższą wołowinę, gdzie krowy karmi się jabłkami, poi piwem i codziennie masuje. W Kioto zajrzy do mającej 400 lat restauracji i skosztuje pieczołowicie parzonej japońskiej herbaty. Weźmie też udział w Letnim Festiwalu Ognia na górze Fudżi. Swoją podróż zakończy na przedmieściach Tokio, gdzie zobaczy jak przyrządza się fugu – trującą rybę, która może zabić, jeśli przygotuje się ją w niewłaściwy sposób."
Co prawda znane tematy i miejsca, ale na ładne obrazki zawsze jest miło popatrzeć. I poczuć smak sentymentu. :)
piątek, 16 lipca 2010
hiragana ZOO
Pomoce naukowe nie muszą być nudne i brzydkie. Co więcej mogą być bardzo kawaii. :) Taki jest też plakat zapoznający z hiraganą w zabawny i ładny dla oka sposób. Każdy znak hiragany wpisany jest w obrazek zwierzątka, w którego nazwie występuje. Do zakupienia poprzez stronę wydawnictwa MATSUMI. Polecam!
środa, 14 lipca 2010
Erin's Challenge
Na stronie The Japan Foundation natrafiłam na bardzo przyjemna pomoc naukową. :) Erin's Challenge to strona, gdzie znajdziemy krótkie lekcje języka japońskiego. Mamy filmik, który możemy rozbić sobie na skrypt oraz zapis w postaci mangi. Jakby tego było mało klikając na "dymek" w okienku komiksu odtwarzamy ponownie tekst. A na koniec ćwiczenia sprawdzające i wałkujące w nieskończoność przerobiony materiał. :) Polecam!
poniedziałek, 12 lipca 2010
kuchniowo #5
Będąc w Japonii zasmakowałam w lodach z zielonej herbaty. I nie tylko, ponieważ w Kraju Kwitnącej Wiśni można znaleźć najrozmaitsze rodzaje lodów - od całkiem zwyczajnych po takie wymysły, jak lody z wasabi czy koniną. Tych nie udało mi się spróbować, ale skosztowałam lodów sezamowych, z fasolką azuki oraz z mochi.
Ciekawych tematu zapraszam na bloga o lodach japońskich i do szperania w sieci - można się natknąć na niesamowite dziwactwa lodowe.
W Polsce w niektórych restauracjach można dostać lody z zieloną herbatą matcha, wydaje mi się jednak, że to nie to samo, co w Japonii. Niezłym substytutem są takie lody wykonane domową robotą. :) Co prawda to też nie ten sam smak, ale można już momentami wyczuć prawdziwy aromat. :) Polecam spróbować samemu. Itadakimasu!
Co potrzebujemy:
lody śmietankowe
zielona herbata matcha
świeża mięta
Co robimy:
Lody należy wyjąć z zamrażalki trochę wcześniej, aby rozmiękły. Następnie dodajemy zieloną herbatę matcha i miksujemy. Lody można udekorować świeżą miętą.
Ciekawych tematu zapraszam na bloga o lodach japońskich i do szperania w sieci - można się natknąć na niesamowite dziwactwa lodowe.
W Polsce w niektórych restauracjach można dostać lody z zieloną herbatą matcha, wydaje mi się jednak, że to nie to samo, co w Japonii. Niezłym substytutem są takie lody wykonane domową robotą. :) Co prawda to też nie ten sam smak, ale można już momentami wyczuć prawdziwy aromat. :) Polecam spróbować samemu. Itadakimasu!
Co potrzebujemy:
lody śmietankowe
zielona herbata matcha
świeża mięta
Co robimy:
Lody należy wyjąć z zamrażalki trochę wcześniej, aby rozmiękły. Następnie dodajemy zieloną herbatę matcha i miksujemy. Lody można udekorować świeżą miętą.
niedziela, 11 lipca 2010
BasicKanjiBook
W związku z tym, że tak zwane wakacje poświęcam między innymi na język japoński i próbę nadgonienia tego, co gdzieś mi umknęło, a dużą część czasu zajmuje mi powtórka (w nieskończoność...) znaków kanji, chciałam polecić książkę, do której wracam równie często jak do Minna no Nihongo.
Basic Kanji Book ma bardzo przejrzysty układ. Ciekawie wprowadza w świat znaków kanji i sprawia, że ich powtarzanie przychodzi jakby w naturalny sposób - raczej nie odczuwa się znużenia, gdyż lekcje są dość krótkie i zawierają różne ćwiczenia. Oto przykładowa strona:
Moim zdaniem Basic Kanji Book doskonale nadaje się także dla osób, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę (sic!) z językiem japońskim. Polecam!
Basic Kanji Book ma bardzo przejrzysty układ. Ciekawie wprowadza w świat znaków kanji i sprawia, że ich powtarzanie przychodzi jakby w naturalny sposób - raczej nie odczuwa się znużenia, gdyż lekcje są dość krótkie i zawierają różne ćwiczenia. Oto przykładowa strona:
Moim zdaniem Basic Kanji Book doskonale nadaje się także dla osób, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę (sic!) z językiem japońskim. Polecam!
piątek, 9 lipca 2010
run, Murakami, run
Nie będę ukrywać, że wolałabym nową powieść przeczytać, niż zbiór esejów. I to o bieganiu! O bieganiu, które jest mi całkowicie obce. Chyba że staje się czasami wyczerpująca koniecznością. Zdecydowanie wolę chód. :) O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu mogłoby się w sumie nazywać O czym mówię, kiedy mówię o pisaniu, ponieważ autor przeplata ze sobą dwa tematy - biegania i pisania. Murakami ma swój styl, który mnie, jako czytelnikowi, bardzo odpowiada. W związku z tym czytało mi się bardzo dobrze, mimo że, jak już wspomniałam, bieganie nie jest moją mocną stroną, żeby nie napisać, że żadną stroną nie jest. :) Dla mnie taki wysiłek fizyczny jest trochę niezrozumiały i momentami wręcz coś mnie zaczynało pobolewać po sugestywnych opisach zawodnika biorącego udział między innymi w stukilometrowym biegu...
"Biegnąc, nic nie robię, tylko biegnę. Zasadniczo biegnę w pustce. Innymi słowy, biegnę po to, żeby osiągnąć pustkę. Ale jak można się spodziewać, w takiej pustce myśli kryją się naturalnie. To oczywiste. W ludzkim umyśle nie może istnieć całkowita pustka."
Książka, czy też pamiętnik, daje pewien ogląd na to, jaki jest proces twórczy Murakamiego i jak on podchodzi do swojego pisarstwa i siebie jako powieściopisarza w ogóle. Poznajemy również pokrótce historię "Jak zostałem pisarzem..." czy też "Jak to wszystko się zaczęło...". Gdyby ktoś był bardziej zainteresowany osobą Murakamiego i bardziej analitycznym podejściem do jego powieści, polecam książkę Haruki Murakami i muzyka słów, która jakiś czas temu w końcu doczekała się polskiego wydania.
(Cyt. za: Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Warszawa 2010, s. 23.)
"Biegnąc, nic nie robię, tylko biegnę. Zasadniczo biegnę w pustce. Innymi słowy, biegnę po to, żeby osiągnąć pustkę. Ale jak można się spodziewać, w takiej pustce myśli kryją się naturalnie. To oczywiste. W ludzkim umyśle nie może istnieć całkowita pustka."
Książka, czy też pamiętnik, daje pewien ogląd na to, jaki jest proces twórczy Murakamiego i jak on podchodzi do swojego pisarstwa i siebie jako powieściopisarza w ogóle. Poznajemy również pokrótce historię "Jak zostałem pisarzem..." czy też "Jak to wszystko się zaczęło...". Gdyby ktoś był bardziej zainteresowany osobą Murakamiego i bardziej analitycznym podejściem do jego powieści, polecam książkę Haruki Murakami i muzyka słów, która jakiś czas temu w końcu doczekała się polskiego wydania.
(Cyt. za: Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Warszawa 2010, s. 23.)
poniedziałek, 5 lipca 2010
Skandal
Kolejna j-drama za mną. :) Tym razem nie komedia, chociaż w Skandalu nie brakuje zabawnych momentów. To drama społeczno-obyczajowo-kryminalna. A wszystko rozgrywa się wokół pięciu przyjaciółek (jak się okazuje) i ich bliskich. Skandal wciąga już od pierwszego odcinka i trzyma w napięciu do samego końca. Postacie się świetnie skonstruowane, szczególnie cztery główne bohaterki szukające tej piątej. Ale nie będę zbyt wiele zdradzać - zobaczcie sami. :) Do obejrzenia między innymi tutaj. Polecam!
sobota, 3 lipca 2010
ulica tysiąca kwiatów
Wiedziałam, że zanosi się na czytadło, już zanim sięgnęłam po tę książkę. Zrobiłam to więc świadomie, ale stwierdzam (i nie jest to tylko moje zdanie), że gdyby akcja powieści działa się w jakimkolwiek innym miejscu na świecie, to chyba nie skusiłabym się na jej czytanie. Okrucieństwa wojny pod każdą szerokością geograficzną są takie same. Groza, strach, złość i smutek na ludzkiej twarzy wypisują się podobnie. Powieść więc czyta się łatwo i większość wydaje się jakby znajoma. Różnice zawarte są jedynie w detalach dotyczących japońskich krajobrazów, mentalności i kultury.
"Gdy większość sprawnych mężczyzn dostało powołanie do wojska, ulice wypełniły się tłumem kobiet w różnym wieku. (...) Kobiety stały na rogach i prosiły inne kobiety o dodanie jednego ściegu do przeznaczonego dla członka rodziny senninbari, pasa z tysiącem ściegów z długiego kawałka tkaniny. Obāchan wyjaśniła, że babcie, żony, a nawet małe córki gromadziły się wokół popularnego talizmanu, który miał chronić życie i zdrowie żołnierza. Każdy ścieg symbolizował kobietę, która nim szyła. Po zebraniu odpowiedniej liczby ściegów pasy z tkaniny przekazywano walczącym, żeby chroniły ich przed śmiercią. Ochronne pasy nie tylko dodawały żołnierzom odwagi, lecz także napełniały pozostające w domu kobiety nadzieją, że ukochani do nich wrócą."
Jest kilka plusów Ulicy tysiąca kwiatów, które związane są z japońskimi realiami, kulturą i społeczeństwem. Można dowiedzieć się nieco o sztuce robienia masek teatru Nō i sztuce przypominającej zapasy, czyli o narodowym sporcie japońskim sumo. Dla mnie chyba właśnie te fragmenty były jednymi z najciekawszych. Będąc w Japonii nie miałam, niestety, okazji obejrzeć żadnego turnieju sumo na żywo, a podziwianie treningu zawodników również nie doszło do skutku. Udało mi się natomiast odwiedzić dzielnicę Ryōgoku, w której mieści się hala Ryōgoku Kokugikan, "stajnia" przyszłych zawodników sumo.
Już na stacji natykamy się na kilka oznak, że jest to dzielnica wielkich zawodników sumo. Przed wejściem stoi rzeźba, w głównej hali wiszą ogromne obrazy/plakaty z wizerunkami największych mistrzów, a po okolicy przechadzają się młodzi adepci sumo, których czasem można namówić na zdjęcie. :)
Wracając na Ulicę tysiąca kwiatów - to książka dobra na długie letnie upalne leniwe dni, kiedy już naprawdę nie bardzo wiadomo, co zrobić z czasem. Polecam osobom uwielbiającym czytać długaśne powieści bez zaskakujących zwrotów akcji i zakończenia. :) I dla miłośników sumo, może trochę też. Więcej na stronie wydawnictwa.
(Cyt. za: Gail Tsukiyama, Ulica tysiąca kwiatów, Warszawa 2009, 2. 78-79.)
"Gdy większość sprawnych mężczyzn dostało powołanie do wojska, ulice wypełniły się tłumem kobiet w różnym wieku. (...) Kobiety stały na rogach i prosiły inne kobiety o dodanie jednego ściegu do przeznaczonego dla członka rodziny senninbari, pasa z tysiącem ściegów z długiego kawałka tkaniny. Obāchan wyjaśniła, że babcie, żony, a nawet małe córki gromadziły się wokół popularnego talizmanu, który miał chronić życie i zdrowie żołnierza. Każdy ścieg symbolizował kobietę, która nim szyła. Po zebraniu odpowiedniej liczby ściegów pasy z tkaniny przekazywano walczącym, żeby chroniły ich przed śmiercią. Ochronne pasy nie tylko dodawały żołnierzom odwagi, lecz także napełniały pozostające w domu kobiety nadzieją, że ukochani do nich wrócą."
Jest kilka plusów Ulicy tysiąca kwiatów, które związane są z japońskimi realiami, kulturą i społeczeństwem. Można dowiedzieć się nieco o sztuce robienia masek teatru Nō i sztuce przypominającej zapasy, czyli o narodowym sporcie japońskim sumo. Dla mnie chyba właśnie te fragmenty były jednymi z najciekawszych. Będąc w Japonii nie miałam, niestety, okazji obejrzeć żadnego turnieju sumo na żywo, a podziwianie treningu zawodników również nie doszło do skutku. Udało mi się natomiast odwiedzić dzielnicę Ryōgoku, w której mieści się hala Ryōgoku Kokugikan, "stajnia" przyszłych zawodników sumo.
Już na stacji natykamy się na kilka oznak, że jest to dzielnica wielkich zawodników sumo. Przed wejściem stoi rzeźba, w głównej hali wiszą ogromne obrazy/plakaty z wizerunkami największych mistrzów, a po okolicy przechadzają się młodzi adepci sumo, których czasem można namówić na zdjęcie. :)
Wracając na Ulicę tysiąca kwiatów - to książka dobra na długie letnie upalne leniwe dni, kiedy już naprawdę nie bardzo wiadomo, co zrobić z czasem. Polecam osobom uwielbiającym czytać długaśne powieści bez zaskakujących zwrotów akcji i zakończenia. :) I dla miłośników sumo, może trochę też. Więcej na stronie wydawnictwa.
(Cyt. za: Gail Tsukiyama, Ulica tysiąca kwiatów, Warszawa 2009, 2. 78-79.)
czwartek, 1 lipca 2010
Minna no Nihongo
Wakacyjne postanowienie numer 1 - przysiąść nad językiem japońskim. Moja sensei już się czasami za głowę chwyta, no bo ja się uczę i uczę, tylko nauczyć się nie umiem. :) Więc odkurzyłam wszystkie dostępne mi książki do nihongo i od dziś zabieram się do nauki. Nauki tego, co już dawno powinnam wiedzieć...
W związku z powyższym chciałam polecić książki z serii Minna no Nihongo. W moim posiadaniu jest jedynie podręcznik Minna no nihongo I. Wiem, że to poziom 4 kyū, ale książka jest tak przyjemna w odbiorze, że często do niej wracam, żeby rozgrzać umysł przed trudniejszymi zadaniami. Każda lekcja składa się z krótkiego dialogu, przykładów gramatycznych i ćwiczeń. Książka zawiera również odpowiedzi (są i wersje bez nich), więc od razu można samego siebie sprawdzić. A oto przykładowa strona:
Minna no nihongo nie jest łatwo dostępna w Polsce. Można ją zakupić między innymi tutaj, ale cena jest nieco zaporowa. :) Mój egzemplarz nabyłam będąc kilka lat temu w Tokio w jednej z najlepszych księgarni z używanymi książkami po japońsku i angielsku Good Day Books. Gdyby ktoś się akurat wybierał, to polecam. Księgarnia mieści się w dzielnicy Ebisu, trzeba wjechać klaustrofobiczną windą bodajże na trzecie piętro, ale warto. Tak warto, że musiałam te kilka lat temu wysłać paczkę z książkami do Polski, bo mój nadbagaż byłby nie-do-zniesienia. :)
W związku z powyższym chciałam polecić książki z serii Minna no Nihongo. W moim posiadaniu jest jedynie podręcznik Minna no nihongo I. Wiem, że to poziom 4 kyū, ale książka jest tak przyjemna w odbiorze, że często do niej wracam, żeby rozgrzać umysł przed trudniejszymi zadaniami. Każda lekcja składa się z krótkiego dialogu, przykładów gramatycznych i ćwiczeń. Książka zawiera również odpowiedzi (są i wersje bez nich), więc od razu można samego siebie sprawdzić. A oto przykładowa strona:
Minna no nihongo nie jest łatwo dostępna w Polsce. Można ją zakupić między innymi tutaj, ale cena jest nieco zaporowa. :) Mój egzemplarz nabyłam będąc kilka lat temu w Tokio w jednej z najlepszych księgarni z używanymi książkami po japońsku i angielsku Good Day Books. Gdyby ktoś się akurat wybierał, to polecam. Księgarnia mieści się w dzielnicy Ebisu, trzeba wjechać klaustrofobiczną windą bodajże na trzecie piętro, ale warto. Tak warto, że musiałam te kilka lat temu wysłać paczkę z książkami do Polski, bo mój nadbagaż byłby nie-do-zniesienia. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)