wtorek, 27 kwietnia 2010
poradnik (na) Japończyków
Interesująca, mała książeczka, zawierająca w większości kwiatki i smaczki dotyczące życia społecznego Japończyków. Przeczytana już dawnooo temu, ale jakoś tak wpadła mi dziś w ręce. Nawet pozaznaczane są co ciekawe fragmenty.
"W Japonii wręcza się >>bezwartościowe<< prezenty i przedstawia się innym swoich >>głupich<< braci. Wygłaszanym uwagom i podejmowanym działaniom towarzyszą zawsze wyraz żalu z powodu tego, że ich podmiot >>do niczego się nie przydał<<.
Cała sztuka polega na tym, żeby w obliczu takich deklaracji czytać między wierszami, a właściwie zupełnie pominąć słowa i skoncentrować się na tym, co >>nie wypowiedziane<<. Po prostu nie można być dobrze ułożonym Japończykiem, jeśli nie jest się zdolnym do słownych wybuchów skromności. Dla Japończyków stopień ucywilizowania danej osoby mierzony jest tym, jak dalece potrafi ona - nawet jeśli nie w głębi duszy, to przynajmniej w słowach - pochylić się aż do ziemi i skurczyć w uniżonej pokorze."
W książeczce tej jest dużo prawdy - można tak przypuszczać, skoro dwoje autorów to właśnie Japończycy. :) Ale też przypomniało mi się, co mnie trochę drażniło w tym poradniku. Momentami wszystko jest takie trochę przerysowane. Tak mi się przynajmniej wydaje. :) Polecam!
(Cyt. za: Noriko Hama, Sahoko Kaji, Jonthan Rice, Poradnik ksenofoba. Japończycy, Warszawa 2001, s. 23-24.)
piątek, 23 kwietnia 2010
obento
Wiosna przyszła, wrocławskie wiśnie ponoć już kwitną, hanami czas zacząć! A nie ma hanami, bez obento. Takie sushi-owe bento, które mieliśmy okazję spożywać w shinkansenie do Kioto. Uprzedzam pytania o tę "zieloną sztuczną trawę", odsyłając tutaj. :)
Bento, czy też obento (cudom, jakie czasami są wymyślane, aby tylko je urozmaicić, należy się szacunek :)), to zapakowane porcje jedzenia, które można wziąć ze sobą w podróż, do pracy i szkoły na lunch czy po prostu, aby zjeść coś na świeżym powietrzu, na przykład podczas wspomnianego już hanami. Ale to wszystko nie jest takie proste, bo robienie bento to prawdziwa sztuka.
Szczególnie japońskie mamy specjalizują się w bento dla swoich dzieci. Z jedzenia można wyczarować praktycznie wszystko, ale najlepiej żeby było kawaii. :) Samych akcesoriów do "przerabiania" jedzenia i pakowania jest z milion. Każdy duży dom towarowy ma specjalne stoisko. Ja raz jeden się skusiłam. Róż i Hello Kitty to przecież kwintesencja dobrego bento. :) Już niedługo będzie je można wypróbować.
Zajączki, świnki, Hello Kitty, postacie Disney-a i z japońskich animacji, to tylko niektóre formy, kształty i kolory pojawiające się w bento-pudełkach. Oczywiście, są i bento bardziej wysublimowane, bardziej klasyczne, bardziej tradycyjnie japońskie, ale te nie są już takie fajne. :)
Zdjęcia pochodzą z japońskiej książki o bento, skany zrobione dawno temu i nie pamiętam już, jaka to książka. W sieci można znaleźć niezliczone zdjęcia. A to jedna z moich ulubionych stron w sieci o bento i wszelkich akcesoriach. :) A tutaj ciekawy artykuł o historii bento. Polecam!
A to smaczek na koniec znaleziony gdzieś w sieci. Zjadliwy Miyazaki. ;)
Bento, czy też obento (cudom, jakie czasami są wymyślane, aby tylko je urozmaicić, należy się szacunek :)), to zapakowane porcje jedzenia, które można wziąć ze sobą w podróż, do pracy i szkoły na lunch czy po prostu, aby zjeść coś na świeżym powietrzu, na przykład podczas wspomnianego już hanami. Ale to wszystko nie jest takie proste, bo robienie bento to prawdziwa sztuka.
Szczególnie japońskie mamy specjalizują się w bento dla swoich dzieci. Z jedzenia można wyczarować praktycznie wszystko, ale najlepiej żeby było kawaii. :) Samych akcesoriów do "przerabiania" jedzenia i pakowania jest z milion. Każdy duży dom towarowy ma specjalne stoisko. Ja raz jeden się skusiłam. Róż i Hello Kitty to przecież kwintesencja dobrego bento. :) Już niedługo będzie je można wypróbować.
Zajączki, świnki, Hello Kitty, postacie Disney-a i z japońskich animacji, to tylko niektóre formy, kształty i kolory pojawiające się w bento-pudełkach. Oczywiście, są i bento bardziej wysublimowane, bardziej klasyczne, bardziej tradycyjnie japońskie, ale te nie są już takie fajne. :)
Zdjęcia pochodzą z japońskiej książki o bento, skany zrobione dawno temu i nie pamiętam już, jaka to książka. W sieci można znaleźć niezliczone zdjęcia. A to jedna z moich ulubionych stron w sieci o bento i wszelkich akcesoriach. :) A tutaj ciekawy artykuł o historii bento. Polecam!
A to smaczek na koniec znaleziony gdzieś w sieci. Zjadliwy Miyazaki. ;)
wtorek, 20 kwietnia 2010
GTO
Trafiłam na tę j-dramą szukając czegoś do obejrzenia. Ot tak sobie. :) Obejrzałam, mimo że niezbyt mi się podobało. Postacie są, jak dla mnie, strasznie irytujące. :) A ten Onizuka wcale nie jest kawaii. :)
Były szef gangu motocyklowego postanawia zostać najlepszym nauczycielem w Japonii. Założenie niezłe, sami przyznacie. :) Perypetie bohaterów są nico szokujące, bo mamy i enjo-kōsai, czyli płatne randki, i niedoszłe samobójstwo, ale rozwiązania bardzo przewidywalne i sztampowe.
Na początku, jak to zwykle bywa, była manga. Do poczytania tutaj. Potem anime, które można było oglądać także w Polsce. I na końcu serial. A nawet chyba nakręcono i film pełnometrażowy. I jeszcze polska strona na temat GTO. Finito. :)
Były szef gangu motocyklowego postanawia zostać najlepszym nauczycielem w Japonii. Założenie niezłe, sami przyznacie. :) Perypetie bohaterów są nico szokujące, bo mamy i enjo-kōsai, czyli płatne randki, i niedoszłe samobójstwo, ale rozwiązania bardzo przewidywalne i sztampowe.
Na początku, jak to zwykle bywa, była manga. Do poczytania tutaj. Potem anime, które można było oglądać także w Polsce. I na końcu serial. A nawet chyba nakręcono i film pełnometrażowy. I jeszcze polska strona na temat GTO. Finito. :)
czwartek, 15 kwietnia 2010
point-and-speak
Kilka lat temu będąc w Japan, polecono mi książki z serii "POINT-AND-SPEAK". Skusiłam się na english edition, bo wersji dla języka polskiego (jest takowa, a jak), wtedy nie udało mi się dostać. Seria ta służy nie tylko obcokrajowcom chcącym nauczyć się japońskiego, ale także Japończykom, którzy chcą zgłębić tajniki innych języków.
Cały myk polega na tym, iż chodzimy sobie z takową książką na przykład po Tokio i gdy chcemy o coś zapytać, a nie bardzo nam idzie, możemy posłużyć się właśnie tą pomocą naukową. Zaleca się nawet wskazać (point) daną frazą i dopiero mówić (speak). :) W razie gdyby nasz akcent był mało japoński chyba... :)
Ostatnio wydawnictwo poszło o krok dalej. Książka jest już mało praktyczna - komu by się chciało nosić, skoro jest sporo gadżetów, które łatwo mogą ją zastąpić. Szczególnie w Japonii. :) Stąd pomysł na "TOUCH-AND-TALK". Jeśli ktoś jest szczęśliwym posiadaczem iPhone'a może ściągnąć sobie taką aplikację i używać do woli włócząc się po tokijskich na ten przykład ulicach. :)
Książki są dostępne jedynie w Japonii. Można je zamówić za pośrednictwem strony wydawcy. Polecam!
poniedziałek, 12 kwietnia 2010
let's read!
W najnowszym wydaniu TRAVELER-a ponownie coś o Japonii, a tak konkretniej to o Tokio. I to w cyklu "Najseksowniejszych miejsc na świecie". (sic!)
Pewnie to przez te wszystkie perwersyjne rozrywki mizu shōbai oraz love hotele. :) No i są jeszcze przybytki zwane Condomania. Chyba nie ma potrzeby tłumaczyć...
Seksualność i podejście do ciała oraz nagości różni się nieco od podejścia Zachodniego świata. Zachęcam zapoznać się z lekturami na ten temat. Mimo wszystko określenie "seksowny" jakoś mi nie do końca do Tokio pasuje.
Tekst w TRAVELER-ze napisany jest przez panią Dorotę Hałasę, więc polecam. Tak jak i jej książkę Życie codzienne w Tokio.
Także miesięcznik PODRÓŻE nawiązuje do Kraju Kwitnącej Wiśni pisząc o hanami, czyli o "oglądaniu kwiatów". W domyśle chodzi rzecz jasna o sakurę, czyli wiśnię.
Japończycy mają fioła na punkcie hanami. Jakkolwiek by to nie brzmiało, nie da się tego inaczej określić. Rok rocznie telewizja, gazety i inne media przedstawiają prognozy kwitnienia, aby można było zaplanować oglądanie co do dnia i niemal godziny. Polecam zeszłoroczny artykuł w Metropolis Magazine.
Jak już kiedyś wspominałam, hanami w Japonii to moje niespełnione wciąż marzenie podróżnicze. Nie wiem, czy Dorotas pamięta o polish hanami pod małymi wiśniami. :) Może TA majówka?
Pewnie to przez te wszystkie perwersyjne rozrywki mizu shōbai oraz love hotele. :) No i są jeszcze przybytki zwane Condomania. Chyba nie ma potrzeby tłumaczyć...
Seksualność i podejście do ciała oraz nagości różni się nieco od podejścia Zachodniego świata. Zachęcam zapoznać się z lekturami na ten temat. Mimo wszystko określenie "seksowny" jakoś mi nie do końca do Tokio pasuje.
Tekst w TRAVELER-ze napisany jest przez panią Dorotę Hałasę, więc polecam. Tak jak i jej książkę Życie codzienne w Tokio.
Także miesięcznik PODRÓŻE nawiązuje do Kraju Kwitnącej Wiśni pisząc o hanami, czyli o "oglądaniu kwiatów". W domyśle chodzi rzecz jasna o sakurę, czyli wiśnię.
Japończycy mają fioła na punkcie hanami. Jakkolwiek by to nie brzmiało, nie da się tego inaczej określić. Rok rocznie telewizja, gazety i inne media przedstawiają prognozy kwitnienia, aby można było zaplanować oglądanie co do dnia i niemal godziny. Polecam zeszłoroczny artykuł w Metropolis Magazine.
Jak już kiedyś wspominałam, hanami w Japonii to moje niespełnione wciąż marzenie podróżnicze. Nie wiem, czy Dorotas pamięta o polish hanami pod małymi wiśniami. :) Może TA majówka?
piątek, 9 kwietnia 2010
w pogoni za dalekim głosem
Spójrz na mnie proszę
to ja, równie samotny
- schyłek jesieni
To haiku jest niejako motywem książki W pogoni za dalekim głosem. Przeczytałam jednym tchem, bo czyta się świetnie i szybko. Historia wciąga. Pełna jest nieodmówień, oczekiwania i lekkiej grozy, a już na pewno odrobiny niepokoju. Więcej zdradzać nie będę, bo nie chcę zniechęcić swoją umiejętnością nie-opowiadania historii. :)
Ale jeszcze cytat taki, bo nie mogłam sobie odmówić kolejnego spojrzenia na świat widziany przez pryzmat my-Japończycy kontra oni, czyli reszta świata:
"W takim razie to sprawka tego Banglijczyka. Na pewno wypowiedział jakieś zaklęcie. Ci cudzoziemcy! Nawet nie wiemy, co oni potrafią. Hindusi podobno umieją lewitować. Gdybyśmy pozwolili im mieszkać w Japonii, musielibyśmy zaakceptować ich zwyczaje i całkiem inne, nieznane życie. Na wszystko musielibyśmy się zgodzić. Nie wiem, czy jesteśmy na to gotowi."
Z prozą Taichi Yamady spotkałam się już wcześniej przy okazji przeczytania książki Obcy. Obie lektury są bardzo japońskie w swej japońskości. Mnie czytało się przyjemnie, więc polecam! :)
(Cyt. za: Taichi Yamada, W pogoni za dalekim głosem, Warszawa 2008, s. 43.)
to ja, równie samotny
- schyłek jesieni
To haiku jest niejako motywem książki W pogoni za dalekim głosem. Przeczytałam jednym tchem, bo czyta się świetnie i szybko. Historia wciąga. Pełna jest nieodmówień, oczekiwania i lekkiej grozy, a już na pewno odrobiny niepokoju. Więcej zdradzać nie będę, bo nie chcę zniechęcić swoją umiejętnością nie-opowiadania historii. :)
Ale jeszcze cytat taki, bo nie mogłam sobie odmówić kolejnego spojrzenia na świat widziany przez pryzmat my-Japończycy kontra oni, czyli reszta świata:
"W takim razie to sprawka tego Banglijczyka. Na pewno wypowiedział jakieś zaklęcie. Ci cudzoziemcy! Nawet nie wiemy, co oni potrafią. Hindusi podobno umieją lewitować. Gdybyśmy pozwolili im mieszkać w Japonii, musielibyśmy zaakceptować ich zwyczaje i całkiem inne, nieznane życie. Na wszystko musielibyśmy się zgodzić. Nie wiem, czy jesteśmy na to gotowi."
Z prozą Taichi Yamady spotkałam się już wcześniej przy okazji przeczytania książki Obcy. Obie lektury są bardzo japońskie w swej japońskości. Mnie czytało się przyjemnie, więc polecam! :)
(Cyt. za: Taichi Yamada, W pogoni za dalekim głosem, Warszawa 2008, s. 43.)
wtorek, 6 kwietnia 2010
Nippon Connection 2010
Już po raz dziesiąty mamy okazję zapoznać się z kinem, ale nie tylko, z Japonii. I to tuż za miedzą, bo we Frankfurcie. :) Nippon Connection to wydarzenie, na które w tym roku znowu nie uda mi się wybrać. :/ A zapowiada się ciekawie. Tegoroczny program tutaj. Pozazdrościć tym, którzy się wybiorą. :)
poniedziałek, 5 kwietnia 2010
so, what the heck is that?
The Japan Times ma ciekawą kolumnę prowadzoną przez Alice Gordenker So, what the heck is that?. Dostaje ona listy od ludzi, którzy chcą wyjaśnić pewne japońskie dziwactwa (?), znaleźć odpowiedź na pytania o rzeczy, które gdzieś udało im się wypatrzeć, a nie mają pojęcia, o co chodzi. Odpowiedzi są bardzo rzeczowe. Można się dowiedzieć niemal wszystkiego na dany temat. A tych jest wiele i są bardzo zróżnicowane - od moich ulubionych manholi i nie-do-płukania ryż (musenmai), po pamiątkowe "złote kupki" i kolorowe kule na złodziei. :) Polecam!
sobota, 3 kwietnia 2010
it's a dog's world
Wiadomo nie od dziś, że straszna ze mnie miłośniczka psów wszelakich, bokserów jednak w szczególności. :) Ostatnio temat posiadania psa jest jakby żywszy. Dziś natrafiłam na świetny artykuł w DF o animal pastorze. Zachwyconam. I podziwiam skrycie.
Równocześnie trafiłam w sieci na wiadomość o rosnącej liczbie porzucanych psów w Japonii. Jeżeli chodzi o pieski temat w Japonii wyglądał on zawsze dość specyficznie. Wciąż niektórzy sądzą, że w Japonii jedzenie psów jest na porządku dziennym... Będąc tam natrafiałam tylko na same pozytywne aspekty dotyczące posiadania psa w Japonii. Oczywiście, kolejna moda została podkręcona do maksimum - fryzjerzy dla psów, sklepy z ubrankami, wożenie piesków w wózkach. Przykłady można by mnożyć. Ale zawsze wszelkie te dziwactwa były niejako podyktowane miłością właścicieli do czworonogów. Przynajmniej po części. Okazuje się jednak, że kolejna moda w Japonii zaczyna przemijać, a psa nie da się wyrzucić jak sukienki z poprzedniego sezonu. Niechciane psiaki trafiają więc do schronisk, gdzie na znalezienie nowego domu mają jedynie tydzień. Po tym czasie trafiają do Psiego Nieba. Czy wygląda ono tak, jak specjalne psie pokoje w ryokanie Kikunoya niedaleko jeziora Biwa w Japonii?
W Japonii stawia się pomniki psom (i nie mam na myśli tutaj jedynie Hachiko), gloryfikuje się ich bohaterskie dokonania. Psi biznes rozwinięty jest na niewyobrażalnym poziomie.
Japonia to kraj wielu sprzeczności. Niestety, psiaków dotyczy jedna z nich. Shoganai.
Równocześnie trafiłam w sieci na wiadomość o rosnącej liczbie porzucanych psów w Japonii. Jeżeli chodzi o pieski temat w Japonii wyglądał on zawsze dość specyficznie. Wciąż niektórzy sądzą, że w Japonii jedzenie psów jest na porządku dziennym... Będąc tam natrafiałam tylko na same pozytywne aspekty dotyczące posiadania psa w Japonii. Oczywiście, kolejna moda została podkręcona do maksimum - fryzjerzy dla psów, sklepy z ubrankami, wożenie piesków w wózkach. Przykłady można by mnożyć. Ale zawsze wszelkie te dziwactwa były niejako podyktowane miłością właścicieli do czworonogów. Przynajmniej po części. Okazuje się jednak, że kolejna moda w Japonii zaczyna przemijać, a psa nie da się wyrzucić jak sukienki z poprzedniego sezonu. Niechciane psiaki trafiają więc do schronisk, gdzie na znalezienie nowego domu mają jedynie tydzień. Po tym czasie trafiają do Psiego Nieba. Czy wygląda ono tak, jak specjalne psie pokoje w ryokanie Kikunoya niedaleko jeziora Biwa w Japonii?
W Japonii stawia się pomniki psom (i nie mam na myśli tutaj jedynie Hachiko), gloryfikuje się ich bohaterskie dokonania. Psi biznes rozwinięty jest na niewyobrażalnym poziomie.
Japonia to kraj wielu sprzeczności. Niestety, psiaków dotyczy jedna z nich. Shoganai.
Subskrybuj:
Posty (Atom)