sobota, 25 października 2014

Skośnie w Berlinie


Berlin okazał się być bardziej japoński niż myślałam. :) Poza cudownymi herbacianymi miejscówkami, odwiedziliśmy dwie japońskie restauracje. Na pierwszy ogień poszła Hashi.


Ostrzyłam sobie żeby na to miejsce już od dawna. Zaciekawiło mnie wnętrze oraz możliwość zjedzenia bento. Hashi mieści się w fajnym miejscu, na styku trzech ulic i niedaleko opisywanej już przeze mnie Mamechi, do której blisko na deser. Nazwa lokalu oznacza po japońsku pałeczki i trudno ich w środku nie zauważyć - wystarczy spojrzeć w górę. :)




Wnętrza (szczególnie podobały mi się ławki i kolorystyka), atmosfera i obsługa świetne. Tym większe było moje rozczarowanie, kiedy spróbowałam przyniesionych nam dań.Zamówiliśmy dwa rodzaje bento - z kurczakiem teriyaki oraz z kurczakiem kaarage. A do picia japońskie piwo oraz herbatę oolong (jak ja tęsknię za tym smakiem!). Przy kasie wypatrzyliśmy ciasteczka matcha - musiałam spróbować. I były pyszne. :)




Bento ładnie i szybko podane, poza kurczakiem był ryż, sałatka, pikle, sałatka ziemniaczana i edamame. W zestawie była również pyszna zupka miso. Największym rozczarowaniem był ryż (suchy i jakby odgrzewany) oraz kurczak - zarówno teriyaki (ugotowane mięso polane sosem), jak i kaarage (panierka w ogóle nie była chrupiąca i jakaś taka bez smaku).


Drugiego dnia postanowiliśmy zajrzeć do Kuchi, miejsca, które znalazłam w sieci i które od razu urzekło mnie swoim wnętrzem. Nie rozczarowałam się. Mimo że z zewnątrz Kuchi wygląda bardzo niepozornie i w pierwszej chwili nie zauważyliśmy wejścia, to w środku jest przecudnie. Nie udało się zrobić fajnych zdjęć, bo w środku było pełno ludzi - w każdym razie wnętrze jest przytulne. Można usiać przy barze, małych stolikach lub przy długich ławach razem z nieznajomymi. Najbardziej podobały mi się materiały tradycyjne użyte jako tapety na ścianach. Cudo. :)




Do Kuchi przyszliśmy na michę, czyli donburi. Jedna micha była z kurczakiem teriyaki (przepyszny, aromatyczny i chrupiący), a druga z tempura(dawno nie jadłam tak dobrych krewetek w tempurze). Najpierw jednak dostaliśmy znowu pyszną zupkę miso oraz genialną herbatę ze świeżym imbirem.







Hashi dałabym jeszcze drugą szanse, jeśli będzie okazji, to jednak Kuchi pozostaje jak na razie moim faworytem. Za wnętrza, obsługę i pyszne jedzenie pięknie podane.

Nie ukrywam, że miejsca  z herbatą, głownie matchą, oraz japońskie restauracje były moim głównym celem. Ale co rusz Berlin dawał nam jakieś japońskie znaki. :)

A to przy berlińskim murze w East Side Gallery





A to w różnych wystawach sklepowych.







Berlin na pewno ma "japoński" potencjał. Dla mnie najważniejszymi miejsca pozostają Matcha Shop oraz Mamecha, ale pewnie i inne kulinarne miejsca zasługują na uwagę. Trochę rozczarowało mnie UNIQLO, ponieważ liczyłam na jakieś fajne koszulki, ale asortyment mają dużo mniejszy niż sklepy w Japonii. No i rozmiarówka inna. :)

Było kilka również bento elementów, ale o tym za jakiś czas na JBB. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz