niedziela, 21 października 2012

Japantown w Paryżu.

Niestety, albo stety, już tak mam, że gdziekolwiek jestem szukam Japonii. :) Znajomi mówią, że to już zboczenie (zawodowe) i pewnie coś w tym jest. Nic więc dziwnego, że część mojej paryskiej podróży spędziłam w Japantown. I... poczułam się, jak w domu. Brzmi to może niewiarygodnie, ale język i kultura japońska są mi dużo bliższe niż Francja i język, którego ni w ząb nie rozumiem. Jaką odczułam więc ulgę, gdy mogłam po japońsku zamówić obiad i zrobić zakupy w sklepie spożywczym. :) Ale po kolei.


Bo takowe w Paryżu istnieje. Nie mylić z Chinatown, które także jest (a nawet są ponoć dwa), ale dosyć oddalone od centrum. Natomiast Japantown (日本人街 Nihonjin-gai) to samo serce Paryża. Niedaleko słynnego Luwru, Opery Garnier i stacji metra Pyramides, wzdłuż ulicy Sainte Anne widać same japońskie znaczki. Najszybciej rzucają się w oczy restauracje - jedna obok drugiej. Sushi, tempura, udon, ramen, takoyaki i bento.



Jedna z najlepszych restauracji





Na ostatnim zdjęciu JUJI-YA, wspaniałe miejsce, w którym można zjeść smaczne i niezbyt drogie bento. Pośród tylu japońskich restauracji ciężko wybrać tę jedną, w której chcemy zjeść obiad, a, ponieważ są bardziej i mniej japońskie miejsca, ponoć najlepiej udać się tam, gdzie jest największa kolejka w porze obiadowej. :) (Na tej stronie znaleźć można opisy chyba wszystkich japońskich restauracji - niestety, tylko po francusku.)

A co z zakupami? Shibuya to nie jest, ale Japantown może wiele zaoferować. Są aż dwie księgarnie Book Off, jedna na przeciw drugiej. W środku nie tylko książki do nauki języka japońskiego, ale także mnóstwo powieści, mang i czasopism.



  


Jest także Komikku - sklep z komiksami, anime i japońską muzyka, w którego wnętrzu, jak się okazało, także wiele akcesoriów do bento. Można je podejrzeć na stronie. Gdzieś wyczytałam, że niedaleko Komikku można sobie zrobić prawdziwą 100% Japanese purikurę, ale, NIESTETY, nie udało nam się znaleźć tego miejsca... Następnym razem nie przepuszczę takiej okazji. :)


W Japantown jest również kilka sklepów spożywczych, także koreańskich. Można się w nich zaopatrzyć we wszystko, co w japońskiej kuchni niezbędne - ryż w 10 kilowych workach, przyprawy i sosy, świeże warzywa etc. Bardzo brakuje mi takiego miejsca u nas. Trochę rozczarował nas słodki i przekąskowy asortyment, bo naprawdę był mały wybór i np. prawdziwych Pocky (nie mówiąc już o Panda Pocky) nie udało nam się znaleźć. 

Najstarszy market działający od 37 lat



 
 Sake

Za to były meron pany, ciasteczka kasztanowe (można było kupić nawet takie z Miyajimy!), konnyaku (galaretka) i winogronowe gumy rozpuszczalne. Yummy!


Poza jedzeniem można kupić w Japantown kimona, tradycyjne obuwie, pałeczki, puszki na herbatę, torebki i wiele innych rzeczy.


Będąc w Paryżu dało nam się trafić także na wystawę Sztuka podróżowania, na której zobaczyć można ponad 100 prac słynnego Hiroshige. Wystawę można oglądać do 17 marca. (Więcej informacji tutaj.)


Niemal co krok natykaliśmy się na coś japońskiego. W zdumienie wprawiły nas komunikaty po japońsku na niektórych liniach metra. Obfotografowaliśmy japońskiego miśka pod Wieżą Eiffela. Na wystawie u Louis Vuitton japońska projektantka Yayoi Kusama i jej słynne kropki.W turystycznych miejscach widzieliśmy instrukcje, ostrzeżenia, przewodniki w języku japońskim. Nawet nasz gospodarz miał w swoim mieszkaniu japońskie pamiątki i zdjęcia z tokijskich ulic na ścianie.


Nie wspominając nawet o Japończykach mieszkających w Paryżu oraz tłumach japońskich turystów. Widać, nie taki syndrom paryski straszny, jak go malują...

6 komentarzy:

  1. Omo ja chce do Paryża teraz.... ;; chociaż francuskiego strasznie nie lubię XD

    i właśnie, mam pytanie - co to jest to konnyaku? XD bo będąc w Japonii zostałam zaciągnięta do Yamagaty do jakiegoś miejsca gdzie to sprzedawali i zmuszona do próbowania różnych wersji tego a dalej nie wiem co to jest ^^;;;;;;;;;;;;;;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że takich Japantown jest więcej w Europie, np.także w Londynie. :)

      Co do konnyaku, to mnie zawsze tłumaczono, że to taka galaretka - i w sumie tak jest, chociaż te konnyaku, które jadłam były dużo bardziej zbite i twardsze. Miałam okazję jeść słodkie konnyaku, np. z zielonej herbaty, jak te na zdjęciu produktów, które kupiliśmy. Więcej o konnyaku tutaj: http://en.wikipedia.org/wiki/Konjac.

      Usuń
    2. Londyn zdecydowanie bardziej zachęcająco brzmi ^o^

      Hm~ niech będzie takie wytłumaczenie^^' ja jadłam to jako nabite na patyk kulki >o< i teraz już nawet nie pamiętam jak to smakowało m(_ _)m
      i dziękuje *^^*

      Usuń
  2. Też mam jakiś dziwny uraz do francuskiego (ale i tak musiałam go uczyć się w liceum). Niemniej jednak dzięki tobie odkryłam kolejny powód, by tam jechać ;) Świetne zdjęcia i opisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Osobiście urazu nie mam do tego języka, ale po prostu go nie znam i łatwiej mi było porozumiewać się łamanym japońskim. :)

      Usuń