W Japonii istnieją trzy Chinatown - w Nagasaki, Kobe i Yokohamie. Wszystkie zaczęły się formować na początku XIX wieku, kiedy w Japonii osiedlali się Chińczycy. Obecnie nie są to już tylko miejsca zamieszkania Chińczyków, a raczej miejsca turystyczne, gdzie istnieje wiele restauracji, sklepów i chińskich usługodawców, np. wróżbitów i grawerów.
Wschodnia brama
Chinatown w Yokohamie (横浜中華街, Yokohama Chūkagai), które uwielbiam, jest największym Chinatown nie tylko w Japonii, ale i całej Azji. Zlokalizowane w centrum miasta każdego dnia przyciąga tysiące osób. Japończycy zwykle przyjeżdżają tutaj na zakupy oraz aby zjeść coś z kuchni chińskiej. Na sushi nie ma tu co liczyć. :)
Chinatown to tylko niewielki skrawek Yokohamy, drugiego, co do wielkości, miasta w Japonii. Składa się z głównej trzystu metrowej ulicy Chukagai Odori oraz wielu mniejszych. W obrębie "chińskiego miasteczka" znajdują się cztery bramy główne oraz sześć mniejszych (tzw. paifang) , dwie świątynie buddyjskie, mnóstwo sklepów i restauracji (ponad sześćset...).
Jedna z mniejszych bram
Brama Techno-Mon i Dai Sekai, czyli China Museum
Świątynia Mazu Miao (横滨妈祖庙)
Świątynia Kwan Tai
Chinatown już na pierwszy rzut oka jest inne (niż Japonia). Panuje gwar i mały chaos. Pełno ludzi, brak wyraźnej granicy między chodnikiem a ulicą, mnóstwo straganów, smaków i zapachów. I jeszcze więcej kabli nad głową. Wszystko na wyciągniecie ręki. I kusi.
Niemal 1001 drobiazgów...
A może chińskie wdzianko dla pieska?
Sklep z herbatą
Można sobie powróżyć tak...
lub tak
A za tysiąc jenów możemy mieć smoka na komórce...
A co można zjeść w Chinatown? Chyba prawie wszystko - ciężko było się czasami oprzeć i nie próbować kolejnych nowych dla nas rzeczy. :)
Bardzo słodkie kulki z sezamem
Chińskie buły, czyli bao z nadzieniem słodkim, mięsnym lub warzywnym.
Pyszne napoje herbaciane bubble tea
Kaczkę...?
A tutaj siadaliśmy i spokojnie pałaszowaliśmy smakołyki
Restauracja jest nie tyle na każdym rogu, co jedna przy drugiej. Każda kusi menu wystawionymi na zewnątrz, czasami na zewnątrz przedstawiciel danego miejsca nawołuje i poleca specjały, rozdawane są ulotki, a niekiedy nawet próbki dań. Chcąc nie chcąc prędzej czy później coś zjemy.
Świąteczne dekoracje widziałam w kilku miejscach - lampki, gwiazdki, a nawet mikołaje. Nie dowiedziałam się, co ma wspólnego Gwiazdka z Chinatown...
I wszędzie natykamy się na pandy - chyba w każdej możliwej postaci. :) Ciastka, maskotki, parasole, kubki, koszulki, kapcie...
Sklepik ze wszystkim, co "pandowe"
Puma? Panda? Whatever...
Strasznie smutna i leciwa mechaniczna panda w jednej z restauracji
Nawet Hello Kitty jest tu pandą...
Buły ze słodkim nadzieniem
Chinatown w Yokohamie to świetne miejsce na spędzenie wolnego czasu. Jest, co oglądać, co zjeść i wypić, i co kupić. Kilka większych i mniejszych uliczek obwieszonych lampionami, a gdzie się nie skręci - niespodzianka. Mały zaimprowizowany targ, sklepiki z "chińszczyzną", herbaciarnie, a, jeśli dobrze trafimy, to weźmiemy udział w jakimś chińskim święcie, np. obchodach Nowego Roku. I trzeba uważać, bo ta chińsko-japońska feeria barw, smaków i zapachów może nas wciągnąć na dłużej...
Szkoda, że we Wrocławiu nie mamy takiego 'miasteczka'. W Łodzi przy Piotrkowskiej był skwerek chiński i podawali tam najlepsze sajgonki jakie w życiu jadłam.
OdpowiedzUsuńTeż żałuję - to by było coś. :)
Usuń