czwartek, 29 grudnia 2011

nakanaka.

Dawno już nie sushiowalismy na mieście. Może dlatego trochę dziś zaszaleliśmy. Nie bez znaczenia były także kupny zniżkowe - przyznaję bez bicia. :) Wybraliśmy się do restauracji Naka Naka. Nigdy jakoś nie było nam po drodze, ale w końcu, za namową K&M, udało nam się tam dotrzeć. I było co świętować. :)



Wnętrze miłe dla oka, niezbyt duże i dość typowe, jak dla japońskich restauracji w Polsce. Podobał mi się motyw z odbitkami gazet na ścianach. Obsługa w porządku - trochę jednak zdziwił nas fakt, że menu musieliśmy podać na kilka godzin przed pojawieniem się w restauracji.


Ale przejdziemy do sushi. :) Było pysznie. Kappa Maki, California Maki z łososiem teriyaki, najróżniejsze Futomaki. Zamówiliśmy aż cztery różne zestawy i mimo że pierwsze wrażenie było powalające (ilością i kolorami na talerzach), to nie przejedliśmy się za bardzo. Warto polecić także napój, nasz ulubiony, aloesowy. Na pewno trzeba będzie do Naka Naka jeszcze wrócić. Wkrótce. :)

3 komentarze:

  1. O, narobiłaś mi smaka ;) Naka Naka na końću świata (dla mnie) ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Beze mnie? :O :/ :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chwaląc się powoli wspinamy się na wyżyny sushiowego homemade. :) Magda, zapraszamy kiedyś do nas na sushi albo przytargam ze sobą na Babskie Party - wciąż czekam na ciasto. ;) Dorotas, sprzątaj chatę, wpadniemy. Przynosząc zieloną śmierć. :D

    OdpowiedzUsuń