O Ramen Girl of Yellow Dog zrobiło się ostatnio głośno, chyba głównie za sprawą tego artykułu. Muszę przyznać, że i ja wcześniej o tym miejscu nie słyszałam. Być może dlatego, że nie jestem z Krakowa. Nazwa mnie zaintrygowała, bo jest długa, nie do końca zrozumiała i nawiązuje do filmu, który totalnie nie przypadł mi do gustu...
Miejsce nie jest zbyt duże, ale miłe dla oka i przyjemnie siedziało się przy otwartych drzwiach w ciepły dzień. Spodobał mi się ładny common table oraz betonowe lampki. Zamówiłyśmy z K. lemoniadę, ale zaproponowano nam orzeźwiającą nowość - jeszcze nie w karcie. Nowość dobra, ale bardzo słodka i mało orzeźwiająca. Być może dlatego, że zabrakło lodu, a limonki było tyle, co kot napłakał... W ramach rekompensaty była wcześniej wspomniana lemoniada. Ciepła. I wciąż za słodka...
Ale przyszłyśmy z K. na ramen, a nie na lemoniadę. :) W menu 6 rodzajów tej zupy, a każda nazwa bardziej tajemnicza od drugiej. Skusiłam się na ramen złoty, o którym czytałam również w wyżej wymienionym artykule. K. natomiast zamówiła ramen grzybowy. Nieco się rozczarowałam. Wychodzę z założenia, że ramen to po prostu zupa z makaronem - smaczna, ale żadna to kulinarna finezja. Natomiast przychodząc do Ramen Girl spodziewałam się szału, bo makaron alkaliczny, boczek odpowiednio marynowany (marynowany przez siedem dni w elektrolitach i bergamotce, którego aż dwa kawałeczki wylądowały w moim ramenie...) etc. Oba rameny nam smakowały, ale miałam dosyć wysokie oczekiwania i pozostał spory niedosyt.
Poza ramenem w menu były jeszcze i inne dania, bardzo fantazyjnie opisane oraz desery. Chciałam spróbować karmelizowanego boczku z lodami wasabi, ale... nie było. Powód - karta jest już nieaktualna, niedługo będzie nowa, dlatego nie można już niektórych rzeczy z tej karty zamówić. No cóż... Jak pech to pech.
Podsumowując. Owszem zupy mi smakowały, ale nie zachwyciły na tyle, żebym szybko do Ramen Girl of Yellow Dog chciała wrócić. Menu rozbawiło mnie kilkakrotnie, bo opisy są naprawdę z pomysłem skonstruowane, ale trochę gubi się w nich treść, czyli samo danie. Obsługa całkiem sympatyczna i bezpośrednia. I nie policzono nam za zbyt słodkie i ciepłe napoje. :) Mimo to chyba nie będę Ramen Girl...