sobota, 4 kwietnia 2015

Szajnochy 11, sushi... i nie tylko.


Miałam dzisiaj okazję zawitać ponownie do Szajnochy 11. A to za sprawą Ani z Sebu Sushi, z którą spędziłam urocze chwile zajadając się sushi zrobionym specjalnie dla nas, fotografując i wymieniając myśli na temat japońskiej kuchni.


Do Szajnochy 11 dawniej zaglądałam dosyć regularnie, zwykle na szybki lunch. Zawsze uważałam, ze to jedno z najlepszych miejsc we Wrocławiu, gdzie można zjeść sushi - nie tylko z powodu wysublimowanych smaków, ale również miłych dla oka wnętrz (świetne hashioki z drewienek!) i fajnej obsługi. Tym bardziej ciesze się, że znowu mogłam coś w Szajnochy 11 zjeść.


Na przystawkę było pyszne kimchi, ostre, ale wyraziste w smaku. A potem na pierwszy głód dwie zupki. Wybrałam ciągle obecną w karcie Tom Kha z mlekiem kokosowym i krewetkami (pyszna, lekko pikantna i rozgrzewająca - dodam, że pasta do tej zupki jest robiona na miejscu w Szajnochy 11!), a Ania skusiła się na pikantno-kwaśny bulion z owocami morza, z nowej karty (równie pyszna, pikantna i wypełniona smakołykami zupka).


I przyszła kolej na sushi. Najpierw zostałyśmy zaskoczone nigiri z łososiem, węgorzem, tykwą i serkiem. Prze-pysz-ne! Potem przed nami wylądowała rolka z "sałatką", w której między inny doszukałam się chyba surimi. :) A na koniec rolka w z małżami. W tempurze. Nic dodać, nic ująć. Na deser zabrakło już miejsca. :)


W tak zwanym między czasie podglądałam warsztat mistrza, czyli Wita z Sebu Sushi. Różnorakie pyszności powstawały w mgnieniu oka i lądowały na czyichś talerzach. Można było jeść i jeść oczami... :)


Podsumowując. Szajnochy 11 to miejsce, do którego na pewno będę wracać częściej, bo trochę zostało przeze mnie zapomniane. Dzisiaj jednak wiele cudownych smaków przypomniało mi, że warto tu wpadać. Nie tylko na sushi. :)


P.s. Jeszcze dodam, że to właśnie Szajnochy 11 jest częścią świetnej inicjatywy Food Think Tank. Warto zerknąć. :)

2 komentarze: