piątek, 5 października 2012

Tokio dla otaku.


Nie jestem otaku. Znam jedną mangę, którą lubię, no może dwie, i kilka anime. Niewiele więcej też widziałam - i to głównie pełnometrażowe. Ze Studia Ghibli.

Może dlatego książka Tokio dla otaku nie przypadła mi do gustu. Kiepski przewodnik, dziwnie napisana - jak dla ludzi w ogóle nie znających świata (np. podkreślanie, że wybierając się do Japonii trzeba wziąć paszport - a może tylko dla mnie to rzecz oczywista?). Autorzy podają w sumie niewiele informacji, a wszystko w telegraficznym skrócie i nie do końca jasno, np. w jednym miejscu piszą o trudnościach płacenia kartą kredytową, by po chwili zapewniać, że kartami City Banku można płacić "w bardzo wielu miejscach". Rady typu "po wylądowaniu przestawcie swoje zegarki" i zadzwońcie do rodziny, a "Kiedy będziecie dzwonić, pamiętajcie o różnicy czasowej, miejcie trochę serca i nie budźcie ludzi o czwartej rano. Nie zapomnijcie o nikim z rodziny", jakoś do mnie nie przemawiają...

Jeśli chodzi o część główną i tytułową, to raczej fani mang i anime powinni ocenić, bo autorzy wymieniają po kolei miejsca związane ze znanymi tytułami. Sposób podania tych wiadomości nieco mnie raził i zniechęcił do czytania - wszystko zostało wypunktowane i wypisane jedno pod drugim z małym rozwinięciem. A potem rozdział o miejscach spoza Tokio i na koniec wykaz świąt, znanych postaci i tytułów. Nic specjalnego moim zdaniem... Książka wydana jest w fajnym formacie na ładnym papierze. Ale cóż z tego, jeśli wszystkie zdjęcia są czarno-białe, co kompletnie mi do wydawnictwa o managch i anime nie pasuje. Mnie Tokio dla otaku rozczarowało. Nie polecam.

Więcej informacji na stronie wydawnictwa.

(Cyt. za: Cesar Asencio Monroig, Laura Villanueva Pueyo, Tokio dla otaku, Warszawa 2012, s. 21.)

2 komentarze:

  1. To jest nas dwie - ja również za tą pozycją nie przepadam, choć otaku jestem (ale w innej dziedzinie niż Japonia ;)

    OdpowiedzUsuń