środa, 6 czerwca 2012
Jidōhanbaiki.
Jidōhanbaiki (自動販売機), czyli automaty sprzedające, są dosłownie wszędzie (na dworcach, chodnikach, w budynkach użyteczności publicznej, w parkach, na terenach świątyń) i można w nich kupić niemal wszystko. Chyba nie ma osoby odwiedzającej Japonię, która nie zdumiałaby się liczbą i asortymentem tych automatów. Kawa, papierosy, snacki to nic nowego. Ale banany, jajka, parasolki czy gazety to już coś innego. Przynajmniej dla nas*. Poza tym można w jidōhanbaiki kupić napoje gorące, tzw. zupki chińskie, ryż, kanapki, lody, bilety... Jest nawet legenda miejska, że ktoś kiedyś widział automaty sprzedające zużyte majteczki nastolatek...
Gdzieś na ulicach, Kioto.
Wygórowane ceny za puszkę z hello Kitty, Nikkō.
W Japonii jest najwięcej automatów sprzedających. Pierwszy japoński jidōhanbaiki z początku XX wieku zrobiony był z drewna i sprzedawał znaczki. Prawdziwy boom na automaty sprzedające zaczął się w latach sześćdziesiątych i trwa do dziś. Obecnie można w nich płacić nie tylko gotówką i kartami płatniczymi, ale także za pomocą telefonu komórkowego. Niekóre automaty z papierosami (i coraz częściej również z alkoholem) wymagają specjalnej karty Taspo, która weryfikuje wiek kupującego - osobom niepełnoletnim (w Japonii poniżej 20 roku życia) karty te nie są wydawane. Nie zdarzyło nam się natrafić na zepsuty jidōhanbaiki, nawet te wysłużone, zaniedbane i gdzieś poza miastem działały bez zarzutu.
Na terenie Meiji-jingu, Tokio.
Typowe automaty z napojami, Tokio.
Niedaleko zamku, Kioto.
W Japonii jedzenie i picie, gdy idziemy ulicą, nie jest mile widziane. Dlatego przy automatach, np. z napojami, zawsze stoją kosze na śmieci - osobne na butelki i osobne na puszki. Czasami są nawet stoliki, aby wygodnie usiąść, wypić i iść dalej. Podczas upalnego lata w Kioto, kiedy zwiedzaliśmy miasto głównie pieszo, już nie śmialiśmy się z automatów ustawionych co 50m, bo przy każdym musieliśmy robić przerwę na butelkę wody lub zielonej herbaty. :)
*Chociaż i w samej Japonii automaty z tym co dziwniejszym asortymentem to nie znowu taka codzienność, a niektórzy Japończycy nie wiedzą nawet o ich istnieniu. Mój sensei ze szkoły językowej był zdziwiony, gdy mu wspomniałam o automacie z bananami na dworcu Shibuya. Szkoda, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia. :)
Więcej informacji o jidōhanbaiki między innymi tutaj i tutaj.
A dla fanów strona Stowarzyszenia Japońskich Automatów Sprzedających. :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W kwestii miejskiej legendy: znalazłem "dowody" http://www.youtube.com/watch?v=iPqol5Qvq_E
OdpowiedzUsuńW każdej legendzie jest odrobina prawdy... ;)
UsuńDlaczego nasze "herbatki" w butelkach nie smakują tak z japońskich automatów ;) Przyznam, że brakuje mi tego, że były pod ręką na KAŻDYM kroku :)
OdpowiedzUsuńTez nam tego brakuje. Szczególnie w upalne dni. Ta feeria kolorów i smaków za jedyne 105 jenów... :)
Usuńja w zeszłym roku w Nakano widziałam gaciapony zawierające używane majteczki ^^ 500jenów za kulkę ;>
OdpowiedzUsuńtakże dla mnie to już przestało być legendą hehe
Ha! Czyli jednak! ;)
Usuń