Jest takie, dość ukryte, miejsce we Wrocławiu, w którym co jakiś czas zaopatrujemy się w gyozę. Uwielbiamy. :) Powoli dojrzewamy do próby zrobienia gyozy samodzielnie (choć wykorzystując gotowe ciasto w postaci krążków), ale pewnie minie jeszcze trochę czasu zanim to nastąpi. :) We wspomnianym sklepiku zakupiliśmy także koreańską pastę miso, tofu oraz wodorosty, aby przygotować zupkę miso-shiru (味噌汁).
Co potrzebujemy:
paczka pierożków
pasta miso
wodorosty (najlepiej wakame)
tofu
sos sojowy
Tym razem gyoza z farszem z kimchi. Ten koreański dodatek (?) do potraw to zazwyczaj kiszona kapusta pekińska lub chińska z pastą z ostrych papryczek, która ma mocny pikatny smak. Kimchi jest idealne na przystawkę. Gyozę smażymy na patelni aż sie zarumieni - nie trzeba wcześniej pierożków gotować, co bardzo ułatwia ich przygotowanie. Z kolei wodorosty płuczemy, a następnie dodajemy do zupki miso razem z tofu, które kroimy na małe kawałki. Lepsze będzie bardziej twarde tofu, aby kawałki zachowały swój kształt. Miso-shiru podajemy na ciepło, a do pierożków zawsze dobry będzie sos sojowy.
Noren (暖簾) to materiałowa "zasłonka", podzielona rozcięciami na kilka frgamentów, którą dostrzec można najczęściej przed wejściem do restauracji czy sklepu, w łaźniach publicznych, ale czasami także w prywatnych domach, wewnątrz części mieszkalnej. Noren wieszany wewnątrz najczęściej oddziela dwa pomieszczenia od siebie lub dzieli większą przestrzeń na mniejsze części. Pełni również funkcję estetyczną, czasami jest zawieszany np. na ścianie jako ozdoba. Noren zawieszany przed wejściem chroni wnętrze przed pyłem, kurzem i deszczem. Służy również jako reklama danego miejsca oraz informuje, czy jest ono otwarte - jeśli noren wisi nad wejściem oznacza to, że tak. Po dniu pracy jest zwijany i chowany do środka. Jeśli noren "znika" w ciągu dnia znad wejścia do restauracji, oznacza to, że akurat w danym momencie przygotowywane jest jedzenie.
Noren jest wizytówką danego biznesu, symbolem jego reputacji i dobrego imienia, dlatego czasami, jeśli dochodzi do sprzedaży sklepu, restauracji etc., noren jest także częścią transakcji i należy za niego dodatkowo zapłacić. Ponadto jeśli uczeń osiagnął odpowiednie umiejętności w danej dziedzinie mógł używać tego samego norenu, co jego mistrz. "Podzielenie norenu" (noren wake 暖簾分け) oficjalnie go do tego uprawniało. Obecnie dotyczy to w głównej mierze filli restauracji, które działają pod jednym szyldem-norenem.
Sklepik z wyrobami z tradycyjnych materiałów, Uji.
Noreny miały być już używane w starożytnej Japonii, w okresie Jomon, pełniąc wtedy rolę ochrony przed wiatrem. Popularne stały się w epoce Heian, kiedy zaczęto ich używać na co dzień do odgradzania przestrzeni wewnątrz domów oraz zawieszano je przed wejściem, aby chroniły pzred wiatrem, kurzem i deszczem. Już w okresie Muromachi noreny funkcjonowały jako reklamy sklepów i restauracji i coraz częściej były zawieszane przed wejściem. Pojawiały sie na nich także nazwiska rodowe.
Sklepik z ceramiką, Nikkō.
Enoshima.
Noreny mogą mieć różną formę, najczęściej są to kwadratowe lub prostokątne kawałki materiału. Zwykle jest ich trzy, pięć lub siedem. Nie mają określonej długości - niektóre noreny zakrywają jedynie połowę drzwi lub okna(takie często zawieszane sa w sushi barach), inne są od nich dłuższe. Tradycyjnie noreny wytwarzano z białym lub kobaltowym wzorem i także dzisiaj są one popularne. Często motywy umieszczane na norenach nawiazują do japońskiej tradycji. Najczęściej wykonuje się je z lnu, konopii i bawełny. Współczesny design także wpływa na ich produkcję - są takie z koronkami, z papieru, z motywami popkultury nie tylko japońskiej, ale i zachodniej. Do wyboru, do koloru.
Sengaku-ji (泉岳寺) to buddyjska świątynia znana w głównej mierze z pochowanych tutaj 47 samurajów, którzy w 1702 roku popełnili rytualne samobójstwo (seppuku). Pochowany jest tutaj także ich pan Asano Naganori, któremu wiernie służyli do końca. Te historię zna niemal każdy Japończyk, a także wielu ludzi spoza Kraju Kwitnącej Wiśni, między innymi dzięki kulturze popularnej - książkom, komiksom, filmom, nie będę więc jej przytaczać. Zainteresowanych odsyłam między innymi tutaj.
Sanmon (główna brama).
Hondō (główna hala).
Świątynia zbudowana została przez Tokugawę Ieyasu, a raczej na jego polecenie :), w 1612 roku. W epoce Edo stanowiła jedną z trzech najważniejszych świątyń buddyjskich w dawnym Tokio. Doszczętnie spłonęła po 30 latach istnienia, ale odbudowano ją - w miejscu, w którym stoi do dziś.
Suikinkutsu (水琴窟), naczynie wydające dźwięk podobny do japońskiego koto(箏).
Teren świątynny nie jest zbyt duży, ale bardzo dobrze utrzymany i widać, że jest to zadbane miejsce. Byliśmy tam z L. około ósmej rano i raz po raz wchodziliśmy w drogę pomocnikom świątynnym, którzy zamiatali, wycierali i sprzątali każdy zakątek Sengaku-ji. Było bardzo spokojnie, co pozwoliło nam bez pośpiechu obejść teren świątyni i w ciszy przyjrzeć się grobom sławnych roninów. Polecam więc wybrać się do Sengaku-ji z samego rana - już około dziewiątej bywa tłoczno, nawet w dni powszednie.
Rozpiska grobów 47 samurajów.
Na terenie Sengaku-ji można udać się po wpis goshuinchō, który tutaj kosztuje "co łaska", a także zapalić kadzidełko (senkō 線香) okazując w ten sposób szacunek dla miejsca i pochowanych samurajów. Każdego roku 14 grudnia odbywa się festiwal upamiętniający ich poświęcenie i honorowy czyn. Festiwal przyciąga masę ludzi. Nic dziwnego, ponieważ Sengaku-ji jest miesjce z historią, prawdziwą historią, która do dziś porusza.
"Wybuchnąłem śmiechem. I naprawdę śmiałem się długo, szczerze. Jeżeli cokolwiek było dla mnie pewne, to to, że nigdy nie pójdę na turniej sumo - bo to szczyt wszystkiego, czego nienawidziłem w Japonii, góra złego smaku, Fudżi odrazy."
Zapasy z życiem to historia chłopaka mieszkającego na ulicach Tokio. Codziennie spotyka on na swej drodze mężczyznę, który powtarza mu, że widzi w nim grubego gościa i namawia na obejrzenie zawodów sumo. Chłopak początkowo stawia opór, ale z czasem wybiera się na zawody, które robią na nim ogromne wrażenie. Do tego okazuje się, że spotykany mężczyzna jest trenerem zawodników sumo. Chłopak staje się jego podopiecznym i z każdym treningiem zaczyna mocniej wierzyć we własne siły. Przyjemnie się czyta, jak to u Schmitta bywa, dosłownie można połknąć tę ksiażkę na raz, także z powodu jej małej objętości. Opowieść wciąga, nie ma w niej jednak zaskakująych zwrotów akcji, a i przesłania są dosć naiwne i banalne. Może jednka warto je sobie przypomnieć od czasu do czasu. Ot, taka powiastka filozoficzna z Japonią w tle. :)
Kiedy w końcu ta wyczekiwana książka dotarła do mnie, przeczytałam ją w dwa dni. Wciągnęła mnie od razu, bo mogłam raz jeszcze pospacerować po Tokio, które znam, ale odkryć także miejsca jeszcze mi nieznane, które na pewno chciałabym odwiedzić następnym razem. A poza tym przewodnik ten umożliwił mi przypomnienie sobie twórczości Murakamiego, jego książek, które przeczytałam dawno temu, a ich treść nieco uleciała już z pamięci.
"Jednym z aspektów pisarstwa Murakamigo, najbardziej przemawiającym do jego japońskich czytelników, jest umiejętność uchwycenia atmosfery życia w Tokio w późnych latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych - czasach powoli zacierających się w pamięci."
Myślę, że bardziej adekwatnym tytułem byłby "spacerownik" niż "przewodnik", ponieważ autorka opisuje Tokio, a raczej miejsca związane z bohaterami książek Murakamiego, głównie spacerując po określonej okolicy. Wyszczególnia tam miejsca znane z książek japońskiego pisarza, takie, które istnieją (lub istniały) naprawdę, oraz takie, które mogą stanowić odpowiednik miejsc opisywanych w Kronice ptaka nakręcacza czy Norwegian Wood. Dodatkowo przywoływane są cytaty opisujące restauracje, ulice, osiedla występujące w książkach Murakamiego. Mnie taki sposób narracji bardzo się spodobał.
Z książki możemy dowiedzieć się nieco również o samym pisarzu. Jego podejściu do życia, latach spędzonych w Tokio, prowadzeniu baru jazzowego, a to dzięki jego esejom, których fragmenty także zostały w przewodnik wplecione oraz pytaniom od czytelników, które kończyły każdy rozdział. A te bywały przeróżne - od listy ulubionych reżyserów Murakamiego po życie mrówek i dziewczęcość dziewczyn.
Czytając Haruki Murakami i jego Tokio momentami odnosiłam wrażenie, że książka była składana w lekkim pośpiechu - zdarzają się literówki, niejasne oznaczenia zdjęć, a czasami końcowe zdania rozdziałów wydają się być nieco sztuczne, jakby służyć miały jedynie szybkiemu zakończeniu myśli. Bardzo spodobało mi się to, że wszystkie zdjęcia zamieszczone w książce zostały zrobione przez autorkę. Są wśród nich zdjęcia mniej i bardziej udane, jednak dla mnie najważniejsze jest to, że są prawdziwe, tzn. nie "podrasowane" (chyba?) i zrobione przez osobę, która ten przewodnik/spacerownik sobie wymyśliła, spacerowała opisywanymi przez siebie trasami - była tam, widziała i uwieczniła na zdjęciu. :)
Podsumowując. Haruki Murakami i jego Tokio moim zdaniem jest książka wartą przeczytania. Nie ukrywam, że chyba jednak przede wszystkim spodoba się osobom, które lubią twórczość Murakamiego, oraz tym, które znają trochę Tokio.