Przypadkiem trafiłam na Hotaburi no Mori e (蛍火の杜へ) i zaczęłam oglądać. Historia bardzo szybko mnie wciągnęła, bo od pierwszych scen spodobała mi się kreska i klimat opowieści.
Poznajemy Hotaru, która opowiada o swojej przyjaźni z Ginem, chłopcem którego poznała pewnego lata w lesie. Jak się okazuje Gin nie jest zwykłym chłopakiem, nie jest także yōkai (postacie, duchy czy demony z japońskiego folkloru), jak początkowo podejrzewa Hotaru, a kimś pomiędzy. To właśnie Gin ratuje Hotaru, gdy ta gubi się w lesie i tak zaczyna się ich opowieść. Każdego roku Hotaru wraca w czasie wakacji do lasu, aby spotkać się z Ginem. Spędzają razem czas, poznają się, jednak nie mogę nawet podać sobie ręki, gdyż dotknięcie przez człowieka spowoduje, że Gin zniknie. Mijają lata, Hotaru dojrzewa i zdaje sobie sprawę, że jej uczucia do Gina nie są tylko wyrazem sympatii i przywiązania.
Jak to często bywa Hotaburi no Mori e jest adaptacją mangi o tym samym tytule, która powstała z ręki Yuki Midorikawy. Akcja dzieje się w prefekturze Kumamoto w istniejącym naprawdę chramie shintō Kamishikimi Kumanoimasu. I nie bez powodu, i wcale się nie dziwię, bo sama miałam takie skojarzenia, Hotaburi no Mori e porównywano z animacjami Hayao Miyazakiego i Makoto Shinkai. Wizualnie jest pięknie, sceny i sami bohaterowie oraz ich historia urzeka. To opowieść o ulotności chwili, nastrojowa, ale i momentami zabawna, a moim zdaniem również o tym, że każda napotkana przez nas osoba w jakiś sposób nas zmienia i czasami pozostaje w nas na zawsze. Nawet jeśli już dawno przy nas jej nie ma. Anime trwa około 40 minut i osobiście lubię takie krótsze formy, ale tym razem trochę żałuję, że nie mogłam pozostać w świecie Hotaru no Mori e troszkę dłużej...
Bardzo spodobała mi się ta ilustracja z głównym i bohaterami. Niestety, nie znalazłam autora...
Więcej informacji na oficjalnej stronie. Polecam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj tak. :)
UsuńWart uwagi jest jeszcze "Natsume Yuujinchou", zresztą na podstawie mangi tej samej autorki i z tym samym reżyserem. :)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem co jest w tych japońskich animacjach, ale bardzo mnie wzruszają, albo po prostu rozstrajają nerwy. Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek płakała na filmie, a oglądając "Hotarubi..." czy kilka filmów od Ghibli bez chustek się nie obeszło. Ale na pierwszym miejscu "Wilcze dzieci", film z potencjałem ale trochę mu zabrakło do miana bardzo dobre, a mimo to za każdym razem piekielnie mnie wzrusza.
Co do "Hotarubi...", bardzo ładna muzyka i niezły dubbing z tego co pamiętam. Szkoda, że tylko 40 minut. :)
Dziękuję za rekomendację - "Natsume..." na pewno obejrzę, a "Wilcze dzieci znam", tez jedna z moich ulubionych animacji: http://japoniablizej.blogspot.com/2014/09/wilcze-dzieci.html. :)
Usuń