Yamate (山手) to ta część Yokohamy, która została przeznaczona dla obcokrajowców, gdy Yokohama otworzyła swój port na świat w połowie XIX wieku. Ta specjalnie zaprojektowana dzielnica gościła głównie osoby zajmujące się handlem, między innymi jedwabiem. Do dziś znajduje się tam wiele miejsc związanych z białymi barbarzyńcami. Historia tego miejsca bardzo mnie zainteresowała i na pewno chciałabym przyjrzeć się jej bliżej.
W końcu udało mi się dotrzeć do Yamate, części miasta określanej również jako "The Bluff" (urwisko, skarpa). Zdecydowanie jest to miejsce na jednodniową wycieczkę, jeśli chcemy zobaczyć wszystko. A jest co oglądać. Na wzgórzu, poza rezydencjami w różnych stylach, znajdują się korty tenisowe mające być kolebką tego sportu w Japonii, katedra, dwie międzynarodowe szkoły, cmentarz oraz park, z którego roztacza się widok na port. To przyjemna mieszkalna okolica z parkami i kafejkami.
Na wzgórze weszłyśmy trochę przypadkiem, bo nie mogłyśmy znaleźć żadnych oznaczeń. Ale dzięki temu najpierw trafiłyśmy na ulicę Motomachi. Jest tam nieco zachodnio, kilka domów, sklepów wygląda jakby były niemalże wyjęte z jakiejś europejskiej uliczki. Ponoć wzdłuż całej trasy porozmieszczane są poidełka dla zwierząt, więc jest to również dobre miejsce na spacer ze swoim pupilem. Będąc już na wzgórzu najpierw trafiłyśmy na korty tenisowe (znajduje się tam również Muzeum Tenisa) i jedną ze szkół, a potem do katedry.
Udało nam się zwiedzić także trzy domy z siedmiu istniejących, nad którymi piecze sprawuje Yamate Seiyoukan. Najpierw trafiłyśmy do Berick Hall. Wspaniały dom w hiszpańskim stylu zbudowany w 1930 roku. W środku piękne schody, łazienki z retro korkami przy kranach, a do obejrzenia między innymi sypialnia, pokój dziecka i gabinet pana domu. Cudowne czarno-białe posadzki, ogromna sala (balowa?) z fortepianem i okna z okiennicami. To największa rezydencja w Yamate i na pewno warta uwagi.
Następnie wstąpiłyśmy do Ehrismann Residence. Budynek powstał w 1926 roku i znajdował się w innym miejscu - w obecne został przeniesiony w 1990 roku. W środku dosyć pusto. Możemy zerknąć między innymi na makietę całej okolicy Yamate, jadalnię, pokój do rysowania i sypialnię.
Na koniec udało nam się jeszcze zobaczyć Bluff No. 234. Przyjemny dom, w którym znajdują się cztery identyczne pod względem metrażu apartamenty. Zachwycił mnie salonik na parterze z fotelami i gramofonem.
Większość zachowanych rezydencji można oglądać za darmo, należy jedynie zdjąć buty i zamienić je na kapcie. Poczułam się trochę jak w polskich muzeach za dawnych lat. :) W każdym domu można przystawić sobie pamiątkową pieczątkę w notesiku albo zaopatrzyć się w specjalną mapkę (tylko w języku japońskim), gdzie jest specjalne miejsce na pieczątki z odwiedzanych miejsc. Polecam również zajrzeć do Yamate Museum, chociażby z zewnątrz. Cudowny bajkowy budynek otoczony ogródkiem.
Zaraz obok znajduje się również cmentarz, na którym pochowanych jest ponad cztery tysiące obcokrajowców z czterdziestu różnych krajów. Niestety, nie miałyśmy już czasu, aby tam zajrzeć.
Yamate oferuje jeszcze wiele ciekawych miejsc, między innymi Muzeum Zabawek i całoroczny sklep z ozdobami bożenarodzeniowymi Christmas Toys oraz Muzeum Kotów. Warto wybrać się do parku (Minato no Mieru Oka Koen) na Francuskim Wzgórzu i spojrzeć na port, a także zajrzeć do francuskiej kafejki niedaleko cmentarza. Jest jeszcze wiele do zobaczenia i między innymi dlatego chciałabym jeszcze kiedyś do Yamate wrócić.
Zupełnie jak nie Japonia :-) Taki mały Frankfurt.
OdpowiedzUsuńDokładnie, ale z japońskimi smaczkami. I to lubię. :)
Usuń