W ramach wrocławskiej odsłony Festiwalu Filmowego Pięć Smaków w końcu udało mi się zobaczyć japońskie Bez przebaczenia, czyli Yurusarezaru mono.
Amerykańskie Bez przebaczenia w reżyserii Clinta Eastwooda widziałam lata temu i do dziś uważam, ze to świetny film - pod względem historii, gry aktorskiej i generalnie filmu jako całości. Kiedy dowiedziałam się, że planowany jest japoński remake, podchodziłam do tej informacji bardzo sceptycznie. Kowboje na Dalekim Wschodzie? A jednak Yurusarezaru mono spełnił moje oczekiwania - nie jako "japońskiej kopii oryginału", ale dramacie człowieka. Bo o tym przede wszystkim jest ten film.
Akcja filmu została umiejscowiona na Hokkaido w czasach, gdy samuraje okryci hańbą tułali się po kraju i parali różnymi pracami, wielu z nich zostało rolnikami. Czasy były trudne, a na Hokkaido zjeżdżali przeróżnej maści wygnańcy, przestępcy i ludzie, którzy chcieli, aby o nich zapomniano. Wśród nich był i nasz główny bohater Jubei, zwany Jubei-zabójca.
Yurusarezaru mono, mimo że umiejscowiony w japońskich realiach, wiernie oddaje klimat i historię pokazaną w Bez przebaczenia. Nawet czas jest taki sam. W Yurusarezaru mono Jubei również ma dwóch towarzyszy - starego druha Kingo oraz Goro z ajnuskiego rodu (dzięki temu film rzuca nieco światła na trudną sytuację Ajnów). Sceneria jest, rzecz jasna, inna, ale momentami zapiera dech i nawet przytłacza. Na pewno warto obejrzeć oba filmy - oba są świetne i każdy ma w sobie to coś. Bo Yurusarezaru mono nie jest kalką Bez przebaczenia, ale innym (japońskim?) spojrzeniem na tę samą historię.
Więcej informacji na oficjalnej stronie filmu. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz