Najlepszy
meronpan, jaki w życiu jadłam, gdzieś w Asakusie w Tokio.
Każda podróż do Japonii to w moim wypadku również podróż kulinarna. Aby odkrywać nowe smaki i wracać do tych ulubionych. Brakuje mi w Polsce
dango, smakołyków
matcha w tym
matcha latte, prawdziwego
wasabi, Kit Katów z chilli, bułeczek
meronpan i serowych z
konbini... Mogłabym tak jeszcze długo. :) Ostatni wyjazd do Nipponu również obfitował w kulinarne doznania. Nawet kilka udało mi się uwiecznić na zdjęciach. Jakoś dziwnym trafem tym razem obiady jadałam głównie w zapyziałych knajpach, a desery w mało japońskich kawiarniach. Chciałam Mamie pokazać również kulinarną stronę Japonii - myślę, że choć w części mi się to udało. :)
Jednym z moich ulubionych dań jest
okonomiyaki, które czasami robię sobie w domu. Była to więc świetna opcja na obiad, gdzieś po wędrówkach w Kioto. Nazwa Mr. Young Men była na tyle intrygująca, że akurat tam postanowiłyśmy zjeść. Zamówiłyśmy tradycyjne
okonomiyaki i zupkę
miso. Kiedy my zajadałyśmy się jedną porcją, obok nas starsze panie spokojnie i powoli zdążyły zjeść trzy
okonomiyaki. :)
W Matsumoto chciałam spróbować jednego z lokalnych specjałów, czyli
sanzokuyaki. To duże kawałki kurczaka smażone w głębokim oleju - danie to można zamówić w wielu miejscach w centrum miasteczka. My trafiłyśmy do niepozornej restauracji na piętrze, gdzie udało nam się
sanzokuyaki zamówić. Kelner od razu ostrzegł, że porcje są bardzo duże, więc wzięłyśmy jedną na pół. To był bardzo dobry pomysł, bo porcja była naprawdę spora. :)
Kilka razy zdarzało mi się zjeść coś w sieciówce familijnej
Denny's. Tym razem również tam z Mamą trafiłam, jak już nie chciało nam się szukać innego miejsca. Jedzenie średnie, ceny również, ale chemicznie zielona lemoniada melonowa wymiatała. :) Gdzieś w Tokio.
Pyszna zupa z makaronem soba z zielonej herbaty i warzywkami.
Mnie się trafił rybny hambaaga z papka ryżową i lotosem. W tle zielona lemoniada.
Z kolei w Narze złapał nas deszcz i tuż pod nosem Buddy z T
ōdaji posiliłyśmy się w niczym się nie wyróżniającym lokalu. Co sprawiło, że akurat tam? Na wystawie były repliki, rzecz jasna, różnego rodzaju
donburi, czyli moje ulubione michy. Są świetne szczególnie na duży głód, bo smaczne i dobrze zapełniają żołądek.
Micha z ryżem, kawałkami kurczaka i jajkiem.
Zdarza mi się również wstąpić do
McDonald's, ponieważ w Japonii mają takie cuda jak hamburger
teriyaki albo z krewetkami. Szkoda, że u nas nie można takiego spałaszować. Tym razem padło na "maka" gdzieś w Osace.
Natomiast w Kioto odkryłam perełkę. Tuż obok przystanku, z którego dojść można do Złotego Pawilonu, znajduje się knajpka z
karē raisu. Dobrym karē raisu nie pogardzę, a że była już pora na obiad, długo się nie zastanawiałam. Miejsce prowadzi japoński zasuszony staruszek, ale wciąż pełen werwy. Sam na świeżo wszystko przygotował - dwie porcje karē, a potem podał kawę w cudnej filiżance. Był przemiły, na koniec podarował nam zdjęcie Złotego Pawilonu zimą, które sam zrobił. Urocze miejsce do którego chciałabym jeszcze wrócić.
Z kolei będąc na Miyajimie nie można nie spróbować węgorza. Trochę nam zajęło znalezienie odpowiedniego miejsca, tzn. bez zaporowych cen, ale w końcu się udało. Mała restauracyjka prowadzona przez małżeństwo.Pyszny węgorz, ale polecam zjeść jednak na lądzie - na wyspie ceny są dosyć wygórowane.
A jeśli chodzi o desery? Ja najczęściej wybierałam te z
matcha, a jeśli nawet deser sam w sobie
matcha nie był, to musiała być
matcha do picia. Chyba najsmaczniejszą
matcha latte piłam w Kioto w
Tully's. Kilka razy zahaczyłyśmy o tę sieć i to świetne miejsce na szybką kawę i ciacho. Szczególnie, że mają
matchę prosto z
Uji.
Innym razem całkiem przypadkiem trafiłyśmy do kawiarni na którejś ze stacji w Tokio. Mama zamówiła zestaw o wiodącym smaku truskawki, a ja zielone ciacho - przepyszne. :)
W wielu kawiarniach deserem są naleśniki z owocami i bitą śmietaną. W końcu i ja się skusiłam - gdzieś w Narze. A Mama zamówiła kawę i lody podane z truskawkową polewą i płatkami kukurydzianymi. :)
A na koniec mój absolutny
must zawsze, kiedy tylko mam okazję wypić. Czyli
matcha latte lub
matcha frappe ze
Starbucksa. Najbliżej nas widziałam
matcha latte w Dussedorfie. Kiedy w końcu u nas...?
To nie wszystkie miejsca i nie wszystkie dania i napoje, których udało nam się spróbować tym razem w Japonii. Muszę również dodać, że wszędzie była miła obsługa, w wielu miejscach, szczególnie takich jak Starbucks, można było dogadać się po angielsku. Kulinarna przygoda nadal trwa i staram się odtwarzać niektóre smaki w domu. Z lepszym lub gorszym skutkiem. :)