Ostatni krakowski łikend był pełen wrażeń. Poza wystawami i pysznymi jedzeniem, mieliśmy okazję stanąć oko w oko z... gejszą Natsu. A właściwie z Elą, która prowadzi Kostiumową Agencję Artystyczną "Gejsza-Art". W malutkim atelier mogliśmy poczuć Japonię, której było pełno wokół nas - wachlarze, parasolki, kimona, japońskie słodycze i herbata, a w tle tradycyjna muzyka. Nie można było mieć wątpliwości, że jesteśmy w krakowskiej Japonii. :)
"Gejsza-Art" prowadzi bardzo szeroką działalność, ale głównym celem jest przybliżanie kultury Japonii Polakom poprzez muzykę. W skład zespołu wchodzą cztery dziewczyny, które na potrzeby występów przeobrażają się w gejsze Haru, Natsu, Aki i Fuyu, czyli cztery pory roku. :) Stylizowane kimona, autentyczne peruki i japońskie instrumenty oraz dodatki jak wachlarze i parasolki tworzą niesamowitą całość. Jeśli dodamy jeszcze do tego tradycyjny makijaż tworzący charakterystyczna białą maskę, to efekt końcowy robi wrażenie. Wiadomo, że biała kobieta nigdy nie będzie wyglądać w kimonie tak, jak Japonka, jednak zamysłem dziewczyn nie jest przeistoczenie się w japońskie gejsze, ale kreacja. I można psioczyć, że kształt oczu nie ten (nie mówiąc już czasami o ich kolorze), że budowa ciała nie ta etc., ale i tak w shironuri (tradycyjnym białym makijażu) wszystkie mamy tak samo żółte zęby. :) Więcej o "Gejsza-Art" można dowiedzieć się z wywiadu tutaj.
Dla mnie było to bardzo interesujące spotkanie, a możliwość zobaczenia, dotknięcia, a nawet przymierzenia na przykład oryginalnych peruk - bezcenne. :) Nie jestem wielką miłośniczką tradycyjnej muzyki japońskiej, jednak nie mogę nie doceniać jej kunsztu oraz instrumentów, które już same w sobie wyglądają jak małe dzieła sztuki. Wiem już, jak to jest, gdy szarpie się struny koto, jak to jest trzymać w rękach shamisen (wszystkie posiadane przez "Gejsza-Art" zostały zrobione na zamówienie) i żałuję, że nie było więcej czasu, aby jeszcze bardziej zagłębić się w ten świat. Udało się jednak zrobić ze mnie niby gejszę. :)
Najpierw malowanie. Włosy pod siatkę, wosk na twarz i można zaczynać. Nie ukrywam, że trochę się obawiałam tej transformacji, bo jest to mało naturalne, aby pokryć białą mazią całą twarz. Okazało się jednak, że ta biała maź wcale nie taka straszna, bo ładnie pachnie i praktycznie nie czuć, że ma się ją na twarzy. Kiedy już "zbladłam", trzeba było dodać trochę koloru w kącikach oczu i na usta. I gotowe. A potem trzeba się było ubrać. A raczej - zostać ubranym. :)
Kimona różne miałam na sobie tylko kilka razy w życiu, ale zawsze było mi wygodnie. Nigdy mi nie przeszkadzały te wszystkie warstwy, pasy, sznurki etc. Jednak zupełnie inna sprawa jest z tradycyjnym obuwiem geta oraz... peruką. Jeśli nawet do chodzenia w geta można się dość szybko przyzwyczaić, to noszenie na głowie konstrukcji ważącej dwa kilogramy już takie przyjemne nie jest. Pierwszy moment w całej kreacji nie jest łatwy - trzeba wstać, złapać równowagę i nie polecieć na twarz. Potem jest już łatwiej. :)
Z tego miejsca chciałam raz jeszcze podziękować "Gejsza-Art" za cudowne spotkanie, możliwość małego doświadczenia, jak to jest być gejszą, mnóstwo śmiechu i niezapomnianych chwil. Do zobaczenia! :)
Ciekawa inicjatywa! Sama bardzo chętnie wzięłabym w czymś takim udział. I te kimona... cudne! :)
OdpowiedzUsuńFantastyczne doświadczenie, ale już wiem, że bycie gejszą, to nie dla mnie. ;)
UsuńJest klimat, świetne zdjęcia i te dwie nowe gejsze, takie... mmm :)
OdpowiedzUsuńJeju, dzięki...! ;)
Usuńświetny pomysł :D
OdpowiedzUsuńTeż nam się podobało. :)
Usuń