Obiecałam, że następne bento zrobię w moim pudełku made in Japan. :) Trochę mi zajęło, zanim je wybrałam pośród innych i może dzisiaj zdecydowałabym się na inne. Nie wiem. Take a look.
To nie był komplet. Udało mi się dobrać pałeczki, chusteczkę i ręczniczek w kropki. W tej samej tonacji kolorystycznej. ;) Pudełko jest bardzo praktyczne, chociaż nie ma żadnych przegródek, a jedynie górną i dolną część. Górna ma dodatkowa pokrywkę. Już nie mogę się doczekać sezonu piknikowego, aby je wynieść na zewnątrz. Nie wspominałam, że na co dzień nie noszę go ze sobą, np. do pracy. Jeszcze do tego nie dojrzałam. :)
Tempura bento. Uwielbiam z L. tempurę i jak tylko jest okazja, albo i nie :), z chęcią się nią zajadamy. Zwykle używamy japońskiej mąki, ale tym razem spróbowaliśmy takiej, która sprawdziła się całkiem nieźle:
Do tempury wybraliśmy marchewkę, cebulę, czerwoną paprykę i... brukselkę.
Zaskoczeniem była dla mnie właśnie ona. W ogóle za brukselką nie przepadam, więc użycie jej do tempury wydawało mi się ryzykowne. Efekt był jednak lepszy niż się spodziewałam. :)
A poza tym L. zrobił tamagoyaki, które trochę się spiekło, ale i tak smakowało wyśmienicie. Musimy częściej je przygotowywać. Szczególnie, że w końcu udało nam się kupić specjalną kwadratową patelnię. :)
A całe bento wyglądało tak:
Do następnego razu. Ufff. :)
mniam, takie posty proszą się o dokładki ;) więcej :)
OdpowiedzUsuń