Niedawno zaproszono mnie do zabawy, której zasady są, wydawałoby się, proste. :) Należy wymienić 10 rzeczy, które się lubi. I tu zaczynają się schody, bo ilekroć zaczynałam tworzyć taką listę, nie zamykała się ona w 10. :) Postanowiłam więc przenieść tę zabawę na grunt japoński. Mimo to nadal było ciężko. :) Poniżej przedstawiam kilka z takich rzeczy, które akurat w tej chwili przyszły mi na myśl. Bo w Japonii jest wiele rzeczy, które lubię. I wiele takich, których polubić jest mi trudno. :)
1. Niebo nad Hiroshimą.
2. Dźwięk bębnów taiko.
3. Tereny świątynne w tokijskiej dzielnicy Asakusa.
4. Daniele w Narze.
5. Sushi!
6. Matsuri.
7. Detale japońskich dachów.
8. Bramy torii.
9. Tradycyjna zabudowa.
10. Kimona.
To jedynie skrawek tego wszystkiego, co jest dla mnie w Japonii ciekawe, fascynujące, co lubię, za czym tęsknię. Jednym tchem mogłabym wymienić jeszcze książki Murakamiego, muzykę Hikki, smak i zapach zielonej herbaty matcha, transport kolejowy, twórczość Kitano, ogrody, japońską modę uliczną, znaki kanji, obento, manhole... I tak dalej. :) Kto następny do zabawy? Misa? :) Zapraszam!
środa, 29 września 2010
wtorek, 28 września 2010
Japoński dramat telewizyjny
Książka ta wpadła mi w oko i z nadzieją po nią sięgnęłam, bo myślałam, że będzie o moich ulubionych j-doramach. :) Okazało się, że nie, ale temat i tak jest ciekawy, nawet tylko dlatego, że jeszcze nie spotkałam się z podobnym opracowaniem.
"Podczas gdy jeszcze przez kilka powojennych dziesięcioleci w Japonii literatura była wielką nauczycielką i źródłem wiedzy o świecie duchowym człowieka, to wraz ze wzrostem poczytności opowiadań rysunkowych, jak również zainteresowaniem powieściami i dramatami telewizyjnymi pozycja ta została osłabiona. Rola opowiadań i powieści - zwłaszcza o tematyce rodzinnej - przeniesionych do telewizji była ogromna w drugiej połowie XX wieku. Telewizyjny przekaz żywej mowy bohaterów usytuowanych w przestrzeni wizualizowanej (w toku lektury książek - wyobrażonej) odwoływał się do wewnętrznych przeżyć widzów i słuchaczy, przede wszystkim jako członków drobnomieszczańskiej rodziny na dorobku."
Książka przedstawia czytelnikowi świat japońskiego teatru telewizji, a także taiga-dorama, czyli długaśnych dramatów historycznych. :) Już sama osoba autora jest doskonałą rekomendacją. :) Polecam!
(Fragment książki ze strony wydawnictwa.)
"Podczas gdy jeszcze przez kilka powojennych dziesięcioleci w Japonii literatura była wielką nauczycielką i źródłem wiedzy o świecie duchowym człowieka, to wraz ze wzrostem poczytności opowiadań rysunkowych, jak również zainteresowaniem powieściami i dramatami telewizyjnymi pozycja ta została osłabiona. Rola opowiadań i powieści - zwłaszcza o tematyce rodzinnej - przeniesionych do telewizji była ogromna w drugiej połowie XX wieku. Telewizyjny przekaz żywej mowy bohaterów usytuowanych w przestrzeni wizualizowanej (w toku lektury książek - wyobrażonej) odwoływał się do wewnętrznych przeżyć widzów i słuchaczy, przede wszystkim jako członków drobnomieszczańskiej rodziny na dorobku."
Książka przedstawia czytelnikowi świat japońskiego teatru telewizji, a także taiga-dorama, czyli długaśnych dramatów historycznych. :) Już sama osoba autora jest doskonałą rekomendacją. :) Polecam!
(Fragment książki ze strony wydawnictwa.)
czwartek, 23 września 2010
polandia
Przypadkiem trafiłam w sieci na serię filmików Polandia. Obcokrajowcy z różnych części świata opowiadają w nich pokrótce o swoich doświadczeniach związanych z mieszkaniem w Polsce. Jest i przedstawicielka Japonii:
Polecam!
Polecam!
wtorek, 21 września 2010
Pict-O-Graphix
Jako że moja znajomość języka japońskiego wciąż i wciąż, niestety, pozostawia tak bardzo wiele do życzenia, co jakiś czas funduję sobie jakąś pomoc naukową, która może jakoś przyspieszy przyswajanie wiedzy. Takie myślenie często bywa zgubne, gdyż najlepszą metodą nauki jest po prostu nauka, czyli na przykład wkuwanie słówek, a nie chowanie książki na noc pod poduszkę z nadzieją, że rano będziemy pera pera* po japońsku. :)
I tak trafiłam na dwie książki Kana Pict-O-Graphix oraz Kanji Pict-O-Graphix autorstwa Michaela Rowley-a. Ich założeniem jest nauka znaków poprzez kojarzenie ich z jakimiś historiami, rysunkami jakoś z nimi powiązanymi. Metoda ta to mnemotechnika, która sprawdza się u wielu osób. U mnie, jak do tej pory, nie bardzo. :)
Na lekcjach japońskiego zdarzało się, że jakiś znak kanji rozkładaliśmy na elementy składowe tworząc w ten sposób pewnego rodzaju krótką opowieść. Na przykład "tani" zapisujemy w języku japońskim znakiem 安, który z kolei składa się z dwóch elementów: 宀 ("dach") oraz 女 ("kobieta"), czyli "tani" to "kobieta pod dachem". Przyznać muszę, że nie bardzo spodobała mi się ta historyjka. :) [O zupełnie innej interpretacji tego znaku można przeczytać tutaj.]
Taka metoda zapamiętywania budziła zawsze we mnie pewien sceptycyzm. Stwierdziłam jednak, że skoro nic innego nie pomaga, to może jednak warto spróbować. I tak książki te pojawiły się na mojej półce. :) Pierwsza jest malusieńka rozmiarowo, więc doskonale się wszędzie mieści. Na każdej stronie mamy znak hiragany i katakany, którym przyporządkowano obrazki mające się jakoś z danym znakiem kojarzyć. Druga opiera się na tym samym pomyślę, jednak rysunki są bardziej rozbudowane, a znaki kanji pogrupowane są tematycznie. Przykładowa strona poniżej:
Czy polecam? Jeszcze nie wiem. :) Ganbatte ne!
* mówić płynnie
I tak trafiłam na dwie książki Kana Pict-O-Graphix oraz Kanji Pict-O-Graphix autorstwa Michaela Rowley-a. Ich założeniem jest nauka znaków poprzez kojarzenie ich z jakimiś historiami, rysunkami jakoś z nimi powiązanymi. Metoda ta to mnemotechnika, która sprawdza się u wielu osób. U mnie, jak do tej pory, nie bardzo. :)
Na lekcjach japońskiego zdarzało się, że jakiś znak kanji rozkładaliśmy na elementy składowe tworząc w ten sposób pewnego rodzaju krótką opowieść. Na przykład "tani" zapisujemy w języku japońskim znakiem 安, który z kolei składa się z dwóch elementów: 宀 ("dach") oraz 女 ("kobieta"), czyli "tani" to "kobieta pod dachem". Przyznać muszę, że nie bardzo spodobała mi się ta historyjka. :) [O zupełnie innej interpretacji tego znaku można przeczytać tutaj.]
Taka metoda zapamiętywania budziła zawsze we mnie pewien sceptycyzm. Stwierdziłam jednak, że skoro nic innego nie pomaga, to może jednak warto spróbować. I tak książki te pojawiły się na mojej półce. :) Pierwsza jest malusieńka rozmiarowo, więc doskonale się wszędzie mieści. Na każdej stronie mamy znak hiragany i katakany, którym przyporządkowano obrazki mające się jakoś z danym znakiem kojarzyć. Druga opiera się na tym samym pomyślę, jednak rysunki są bardziej rozbudowane, a znaki kanji pogrupowane są tematycznie. Przykładowa strona poniżej:
Czy polecam? Jeszcze nie wiem. :) Ganbatte ne!
* mówić płynnie
sobota, 18 września 2010
Dragon Zakura
Kolejna j-dorama za mną. Znowu trafiło na szkolną poniekąd tematykę, ale osoba Abe Hiroshi w głównej roli przeważyła nad wyborem. :) W Dragon Zakura wszystko kręci się wokół specjalnie utworzonej klasy, której uczniowie postanowili dostać się na Tōdai. Tak, ten Tōdai, czyli Tōkyō Daigaku - Uniwersytet Tokijski. Trzeba dodać, że klasa ta powstała w najgorszej szkole, której uczniowie postrzegani są jako totalni głupole bez przyszłości. A wszystkim zawiaduje prawnik Kenji Sakuragi, który w czasach swej młodości należał do gangu. Potem jednak postanowił zmienić swoje życie, zdał piekielnie trudne, jak się uważa w Japonii, egzaminy na Tōdai, którego z całego serca nie cierpi. Wie jednak, że w społeczeństwie japońskim każdy, kto ukończył ten uniwersytet, jest kimś. Nawet jeżeli nic sobą nie reprezentuje...
Postanawia więc pokazać młodym ludziom, jak pokonać system. Stosując nietuzinkowe, ale jak się okazuje całkiem skuteczne, metody nauczania powoli pomaga uwierzyć uczniom, że są w stanie, mimo opinii innych, dostać się na Tōdai. I zmienić swoje życie. Nie zdradzę, jak potoczą się losy bohaterów serialu - warto przekonać się samemu. :)
Postanawia więc pokazać młodym ludziom, jak pokonać system. Stosując nietuzinkowe, ale jak się okazuje całkiem skuteczne, metody nauczania powoli pomaga uwierzyć uczniom, że są w stanie, mimo opinii innych, dostać się na Tōdai. I zmienić swoje życie. Nie zdradzę, jak potoczą się losy bohaterów serialu - warto przekonać się samemu. :)
środa, 15 września 2010
Leksykon konesera. Japonia
Osobom zainteresowanym Krajem Kwitnącej Wiśni autor powyższego leksykonu jest dobrze znany. Przyznaję, że czytałam może ze dwie książki pana Henryka Sochy, ale głównie dlatego, że tematyka przez niego poruszana nie do końca mnie ciekawi, na przykład samuraje. Inaczej jest jednak z najnowszą publikacją. To zbiór rzeczy. Myślę, że tak hasłowo można by opisać ten leksykon. To przedmioty, które są w pewien sposób symbolami Japonii i poprzez pryzmat których ciągle ten kraj poznajemy, między innymi kimono, fude (pędzel), taiko (bęben) czy kane (dzwon). Książka jest bardzo ładnie wydana i zawiera mnóstwo kolorowych zdjęć. Nie zdążyłam jej przeczytać "od deski do deski", a jedynie pobieżnie przejrzeć. Wydaje mi się jednak godna uwagi. Jedyne, co na tę chwile mnie drażni, to wykorzystanie dziwnej czcionki małej litery t (nie udało mi się ustalić jaki to rodzaj), która zaburza czytanie i bardziej irytuje niż zachwyca. Moim zdaniem Leksykon konesera. Japonia warto mieć w swoich zbiorach, aby od czasu do czasu, gdy przyjdzie nam ochota lub zajdzie taka potrzeba, móc po niego swobodnie sięgnąć. Podobne zdanie mam o książce Kultura Japonii. Słownik autorstwa pani Jolanty Tubielewicz. Rzecz podstawowa na półce wszystkich miłośników Japonii. :)
niedziela, 12 września 2010
song na dziś #19
kotoba ni wa naranai omoi o dakiagete
namae o sagashiteta
kurayami to yoake no sukima ni hitorikiri
hashiru you ni nobiteiku
musuu no inori no hitotsu ga koko ni aru no
60(rokujuu)oku no kodoku ga miageteru
hateshinai sora ni me o korasu
chippoke na negaigoto to kakaete
maarui hoshi ni aoi hi ga tomoru
yunibaasu
tsukiakari no shita ni mado akari wa ikutsu
onaji hoshi no ue ni mado akari wa ikutsu
kazoeru hitotsuzutsu
massugu ni nobiteiku
hontou no kotae wa jibun no naka ni aru no
60(rokujuu)oku no kodoku ga miageteru
hateshinai sora ni me o korasu
kagiri aru sono inochi moyashite
maarui hoshi ni aoi hi ga tomoru
yunibaasu
aoi hi o matou yunibaasu
(http://www.nostalgic-lavender.net/maaya/universe.html)
piątek, 10 września 2010
not so kawaii
Kultura kawaii, czyli wszystkiego, co "milusie, słodkie, kochane" etc., jest nieodzowną częścią japońskiej rzeczywistości. Widać ją wszędzie - od ubrań i dodatków, przez gadżety do komórek, do maskotek policji. Nawet tak, wydawałoby się, nieistotne z punktu widzenia estetyki elementy jak barierki drogowe mogą być kawaii. Fani/zwolennicy wcale nie należą do najmłodszych mieszkańców Kraju Kwitnących Wiśni - nierzadko widzi się babunie z torbą na zakupy z wizerunkiem Hello Kitty czy starszego pana z zawieszkami przy komórce. :)
Dziś natrafiłam w sieci na kawaii trochę inaczej, czyli na kawaii not. Na pierwszy rzut oka bardziej kawaii być nie może - kolorystyka i postacie są idealnie wpisane w ten nurt. Natomiast już teksty pojawiające się w komiksach tak bardzo kawaii nie są. :) Niektóre są wręcz żenujące, chyba że ktoś lubi taki rodzaj humoru... Są jednak i takie przykłady, które mnie rozbawiły i mimo wszystko nadal kawaii są. Moim zdaniem. :)
Autorką jest Meghan Murphy, która zajmuje się ilustracją. Część komiksów zebrała w książkę, na którą między innymi składa się także horoskop kawaii not, manifest kawaii not oraz naklejki. :) Do kupienia między innymi tutaj.
Dziś natrafiłam w sieci na kawaii trochę inaczej, czyli na kawaii not. Na pierwszy rzut oka bardziej kawaii być nie może - kolorystyka i postacie są idealnie wpisane w ten nurt. Natomiast już teksty pojawiające się w komiksach tak bardzo kawaii nie są. :) Niektóre są wręcz żenujące, chyba że ktoś lubi taki rodzaj humoru... Są jednak i takie przykłady, które mnie rozbawiły i mimo wszystko nadal kawaii są. Moim zdaniem. :)
Autorką jest Meghan Murphy, która zajmuje się ilustracją. Część komiksów zebrała w książkę, na którą między innymi składa się także horoskop kawaii not, manifest kawaii not oraz naklejki. :) Do kupienia między innymi tutaj.
poniedziałek, 6 września 2010
manhole once again!
W dzisiejszym wydaniu gazety Metro króciutki artykuł o studzienkach japońskich. Temat już przeze mnie wzmiankowany, ponieważ sama uległam urokowi tych małych japońskich dziełek sztuki. :) W artykule mowa jest o blogu brytyjskiego artysty Remo Camerota, który zebrał zdjęcia japońskich studzienek w cudny album. I tym samym uprzedził jedno z moich marzeń wydawniczych. :) Teraz pozostaje już tylko gdzieś ten album zdobyć. Można też odziać się w jedną z koszulek projektu artysty. Do kupienia tutaj.
niedziela, 5 września 2010
I Survived A Japanese Game Show
Przypadkiem będąc w gościach u osób, które mają więcej niż trzy kanały telewizyjne :), natrafiłam na amerykańską produkcję typu reality show. Z ciekawości obejrzałam odcinek, który okazał się być pierwszym. A do oglądania skusiło mnie to, iż akcja programu działa się w Japonii.
Prowadzący japoński teleturniej Rome Kanda.
Sędzia o kamiennej twarzy i znamiennym imieniu Bob.
Prowadzący program Tony Sano.
Oraz Mama-san, kobieta trzymająca krótko uczestników programu.
Nie jest to produkcja wysokich lotów. Kto zetknął się z japońską telewizją, a z teleturniejami w szczególności, wie, o co chodzi. Można to lubić, czemu nie?. Natomiast dla mnie jest to przede wszystkim kulturowa ciekawostka. :) Mamy tutaj dosłownie bandę nieokrzesanych Amerykanów, którzy starają się odnaleźć w tym "dziwnym zupełnie-innym-od-naszego" kraju. Nie tyle więc interesujące są dla mnie same konkurencje i rywalizacja, co zetknięcie tych dwóch różnych światów i kultur - Stanów Zjednoczonych i Japonii. Momentami bywa wręcz żenująco, ale jako lekka rozrywka (?) na wolne sobotnie popołudnie w sam raz. :) I Survived A Japanese Game Show nie cieszył się zbyt wielka popularnością i po dwóch sezonach został zdjęty z anteny. Do zobaczenia między innymi tutaj:
Prowadzący japoński teleturniej Rome Kanda.
Sędzia o kamiennej twarzy i znamiennym imieniu Bob.
Prowadzący program Tony Sano.
Oraz Mama-san, kobieta trzymająca krótko uczestników programu.
Nie jest to produkcja wysokich lotów. Kto zetknął się z japońską telewizją, a z teleturniejami w szczególności, wie, o co chodzi. Można to lubić, czemu nie?. Natomiast dla mnie jest to przede wszystkim kulturowa ciekawostka. :) Mamy tutaj dosłownie bandę nieokrzesanych Amerykanów, którzy starają się odnaleźć w tym "dziwnym zupełnie-innym-od-naszego" kraju. Nie tyle więc interesujące są dla mnie same konkurencje i rywalizacja, co zetknięcie tych dwóch różnych światów i kultur - Stanów Zjednoczonych i Japonii. Momentami bywa wręcz żenująco, ale jako lekka rozrywka (?) na wolne sobotnie popołudnie w sam raz. :) I Survived A Japanese Game Show nie cieszył się zbyt wielka popularnością i po dwóch sezonach został zdjęty z anteny. Do zobaczenia między innymi tutaj:
piątek, 3 września 2010
KyotoGirls
Zdjęcie zrobione w tak zwanym biegu na jednej z ulic Kioto, niedaleko dzielnicy Gion. Przypomniałam dziś sobie o nim i jakoś tak się zachwyciłam trochę. :) I się tym moim małym zachwytem postanowiłam podzielić. Detale są, jak zwykle, przeurocze. I, jeśli mnie oczy nie mylą, wszystkie trzy mają ten sam model sukienki. :)
Trzeba będzie odkurzyć temat (Gothic) Lolit. :) Ja ne!
Trzeba będzie odkurzyć temat (Gothic) Lolit. :) Ja ne!
środa, 1 września 2010
kaizen
Ostatnio Domi (dziękuję :)) podesłała mi link do artykuł Kaizen w twoim biurze. Może kierowała się moim obecnym miejscem pracy? A może po prostu stwierdziła, że jak o Japonii, to z pewnością się ucieszę. :) Zaciekawiona postanowiłam nieco zgłębić temat. :) Jest trochę książek traktujących o filozofii kaizen, nie tylko w kontekście pracy, ale i życia osobistego. Na przykład ta:
Z tego, co wyczytałam, dość pobieżnie, nie ukrywam, w filozofii kaizen (改善) chodzi o ciągłe doskonalenie, także się. :) Zasadniczym pytaniem jest: "dlaczego?", które powinno się zadawać przynajmniej pięć razy, tzw. metoda 5 why. Doskonalenie ma odbywać się między innymi poprzez wyeliminowanie muda (ムダ), czyli "odpadów, resztek, marnotrastwa" etc. Dla chcących zgłębić temat polecam stronę, gdzie wszystkie najważniejsze elementy kaizen są przedstawione w zrozumiały sposób. Nie brak i ładnych japońskich w stylu rysuneczków. :)
(Komiks ze strony: http://www.pncgroup.org/services/2_sixsigma.html)
Z tego, co wyczytałam, dość pobieżnie, nie ukrywam, w filozofii kaizen (改善) chodzi o ciągłe doskonalenie, także się. :) Zasadniczym pytaniem jest: "dlaczego?", które powinno się zadawać przynajmniej pięć razy, tzw. metoda 5 why. Doskonalenie ma odbywać się między innymi poprzez wyeliminowanie muda (ムダ), czyli "odpadów, resztek, marnotrastwa" etc. Dla chcących zgłębić temat polecam stronę, gdzie wszystkie najważniejsze elementy kaizen są przedstawione w zrozumiały sposób. Nie brak i ładnych japońskich w stylu rysuneczków. :)
(Komiks ze strony: http://www.pncgroup.org/services/2_sixsigma.html)
Subskrybuj:
Posty (Atom)