poniedziałek, 9 grudnia 2019

Shirakawa, bajkowa wioska wcale nie na końcu świata

Punkt widokowy Shiroyama

Są takie miejsca, o których się marzy, które wciąż i wciąż powracają na listę to see. Dla mnie jednym z takich miejsc w Japonii (jednym z wielu, nie będę ukrywać) jest Shirakawa* (白川), malutka wioska wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. A właściwie była, bo w końcu udało mi się do niej dotrzeć. :)W moich marzeniach byłam tam zimą, chaty otulone były śniegiem, a ja popijałam zieloną herbatę siedząc w yukacie na tatami w jednej z nich. Rzeczywistość okazała się inna, bo wylądowaliśmy w Shirakawa jesienią i tylko na jeden dzień. Ale wiadomo, nie można mieć wszystkiego. :)


Shirakawa okazała się być tak urocza, jak to sobie wyobrażałam. Głównie z powodu charakterystycznych domków zbudowanych w stylu gassho-zukuri (合掌造), czyli ze stromymi dachami, które przypominać mają dłonie złożone jak do modlitwy (gassho to określenie rytualnego gestu - złożone dłonie oznaczają nie tylko modlitwę, ale również mogą odnosić się do pozdrowienia, wdzięczności czy szacunku, gdy połączone są z ukłonem). Dachy zbudowane zostały bez użycia gwoździ i pokryte są słomą z upraw z okolicznych pól. Ich konstrukcja ma zabezpieczać dom przed śniegiem, a poddasza są doskonałym miejscem na hodowlę jedwabników. Niektóre domy w wiosce liczą sobie już ponad 250 lat. Nic dziwnego, że maskotką Shirakawa jest Shirakawa-gō Kun, czyli... antropomorfizowany domek. 


Wioska jest przepięknie położna. Prowadzi do niej most przerzucony przez rzekę Shogawa i zieloną ścianę lasu. Bardzo łatwo można się tutaj dostać między innymi z Kanazawy - to był nasz punkt startowy. Bezpośredni autobus zabierze nas prosto do wioski w nieco ponad godzinę i za nieco wygórowaną cenę 1850 jenów za osobę w jedną stronę. Bilety można kupić bezpośrednio w - warto to zrobić co najmniej dzień wcześniej - bilety na dogodne godziny dosyć szybko się rozchodzą.



W Shirakawa sporo domów można zwiedzać, jest również muzeum i część typowo skansenowa. Co ważne i o czym należy pamiętać, to fakt, że wioska jest wciąż zamieszkana, a niektóre domy stanowią prywatną przestrzeń, którą trzeba uszanować. W związku z tym, że mieliśmy spędzić w Shirakawa tylko kilka godzin, postanowiliśmy zwiedzić jedynie najbardziej popularny dom rodziny Wada. Okazałe domostwo należało do jednej z najzamożniejszych i najbardziej wpływowych rodzin w wiosce. Poza tym na terenie wioski znajduje się także chram shintō oraz świątynia buddyjska, które również postanowiliśmy odwiedzić. Świątynia Myozenji ma charakterystyczny dach pokryty nie dachówką, ale strzechą i przylega do budynku, w którym mieszkają mnisi.Zabudowania można zwiedzać, ale nie skorzystaliśmy z okazji i udaliśmy się do położonego nieco dalej chramu, który okazał się być dużo ciekawszym miejscem.


 Taniec lwa na wotywnych tabliczkach ema

Chram Hachiman jest malutki i bardzo stary, a prowadzi do niego kamienna brama torii, przez którą widać zieloną ścianę lasu i piękne cedry. Na terenie chramu znajduje się Omikiden (Hala Sake), a także muzeum corocznego festiwali Doburoku, podczas którego serwowana jest Doburoku Sake wytwarzana w chramie oraz wykonywany jest taniec lwa. A to wszystko, aby chronić wioskę, mieć obfite żniwa oraz pomodlić się do bóstwa gór. Jako ciekawostkę dodam, że chram ten (oraz inne miejsca z wioski) pojawił się w grze komputerowej, mandze i anime Higurashi no Naku Koro Ni, dlatego niektóre tabliczki ema przedstawiają kawaii postaci z mang i anime. Na podstawie tej historii powstał również serial oraz film.


Tak, jak już wspomniałam, wioska jest zamieszkała, dzięki czemu można podpatrzeć codzienne czynności, np. jak wygląda naprawa poszycia dachu. Trochę to dziwne, ale i przyjemne, uczucie włóczyć się między ogródkami i nieśmiało zerkać w okna zamieszkanych domów. Wydaje się jednak, że sami mieszkańcy nic sobie już z nas turystów nie robią - chyba przywykli, ze wciąż ktoś im się kręci pod drzwiami i oknami. :)


Na miejscu można spróbować lokalnych produktów w kilku małych restauracyjkach (zjedliśmy obiad i wypiliśmy matcha late w Shiraogi) oraz zaopatrzyć się w lokalne produkty w porozrzucanych po wiosce sklepikach, w tym galaretkę o smaku sake. Skusiliśmy się na uszyty w wiosce noren, paczkę tutejszej zielonej herbaty sencha (wspaniała!) oraz typową pamiątkę dla Shirakawa, czyli laleczkę Sarubobo (さるぼぼ). Jak widać na poniższym zdjęciu Sarubobo wygląda nieco demonicznie z dużą czerwona głową pozbawioną oczu, nosa i ust. Tradycyjnie laleczki te robiły babcie dla swoich wnuczek, aby chronić je przed złymi rzeczami, zapewnić dobre życie rodzinne i bezpieczny poród. Obecnie Sarubobo są produkowane masowo w różnych kolorach i stanowią popularną pamiątkę. Więcej o lokalnych produktach tutaj.

Galaretka sake oraz laleczka Sarubobo



Shirakawa była moim niespełnionym podróżniczym marzeniem przez długi czas. Cieszę się, że w końcu udało mi się tam dotrzeć. Moim zdaniem wystarczy jeden dzień, aby poznać to miejsce, ale niewątpliwie spędzenie nocy pod jednym z charakterystycznych dachów musi być nie lada frajdą. Może kiedyś się uda. Zimą! :)

Wioska widziana z domu rodziny Wada

p.s. Po więcej informacji polecam zajrzeć na oficjalną stronę Shirakawa-gō.

*Tak naprawdę Shirakawa-gō odnosi się do nazwy całego regionu, a turyści zazwyczaj odwiedzają wioskę Ogimachi (荻町). Przyjęło się jednak nazywać to miejsce po prostu Shirakawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz