niedziela, 11 marca 2018

Londyn! Coraz bardziej japoński...


Dawnoooooooooooo temu pisałam o nieco skośnym Londynie tutaj. Kilka adresów wciąż jest aktualnych, ale doszły nowe. Sporo nowych! Dlatego dzisiejszy wpis. Szperając w sieci znalazłam od groma japońskich miejsc - restauracji, barów i cukierni, w których można zjeść chyba prawie każdy japoński smakołyk. Niedawno Londonist wrzucił artykuł na temat wciąż rozrastającej się populacji Japończyków w Londynie - zerknijcie tutaj. Od razu zaznaczam, że wciąż wiele japońskich miejscówek mam dopiero w planach. Londyn jest ogromny, a czasu zawsze za mało. :)

Na pierwszy ogień polecam wybrać się do Muzeum Historii Naturalnej. Ogromny przepiękny budynek, w którym można spędzić dobrych kilka godzin (mają dinozaury!) i to całkowicie za darmo. W sekcji "Ziemia" znajduje się symulator trzęsienia ziemi. Poznajemy tam historię tragicznego zdarzenia z 1995 roku w Kobe. Dosłownie na własnej skórze można poczuć, jak bardzo trzęsła się wtedy ziemia w Japonii...



W Londynie całkiem łatwo znaleźć japońską sztukę. Kilka galerii (w tym np. Japanese Gallery) oferuje na sprzedaż japońskie dzieła sztuki, antyki, etc. Miejscem, które odkryłam tym razem, jest Sway Gallery. Galeria promuję japońską kulturę, organizuje wystawy (akurat trafiliśmy na wystawę o Fuji-san), sprzedaje dzieła sztuki oraz prowadzi concept store, w którym kupić można takie cudeńka, jak zestawy do kintsugi czy pióra w formie pędzli marki Akashiya.Galeria mieści się nieco na uboczu głównych turystycznych tras, mimo wszystko warto zajrzeć i śledzić kalendarz wydarzeń na stronie.




Przerwa na małe co nieco. Jeść i pić trzeba, więc i tym razem nie mogło odbyć się bez kuchni japońskiej/azjatyckiej. Wpadliśmy do Wagamamy, sieciówki, która oferuje całkiem smaczne dania. Zdecydowaliśmy się na makarony z warzywami i krewetkami oraz zupę miso.




Innego dnia trafiliśmy do Tombo Matcha Cafe, nie mogłam przepuścić tego miejsca po zobaczeniu ich zielonego menu w internecie. Wolałabym zacząć od razu od deseru, ale londyński atak zimy dał nam w kość i najpierw trzeba było napełnić brzuchy gorącym katsu curry. A potem było już tylko zielono - matcha latte i strawberry short cake. Na pewno Tombo jest miejscem, do którego będę zaglądać, jeśli tylko ponownie wybiorę się do Londynu. Dodam tylko, że oferują sporo japońskich herbat na sprzedaż w świetnych opakowaniach oraz kolekcję specjalną Hello Kitty. :)




W Londynie jest sporo zielonych miejsc, barów w stylu izakaya i mnóstwo innych smakowych małych rajów. Przez kilka dni mijaliśmy dziesiątki miejsc, które oferują coś japońskiego. O sushi nawet nie wspominam, bo mijanych "suszarni" nie zliczę. :) W Londynie można też samemu sobie coś japońskiego ugotować, np. w Atsuko's Kitchen.

Niemal w każdej galerii czy muzeum można natknąć się na kawałek japońskiej sztuki. W Victoria&Albert Museum ciekawej japońskiej kolekcji poświęcony jest pokój nr 45 Toshiba Gallery. W Tate Modern również wypatrzeć można kilka japońskich nazwisk, między innymi w sali prezentującej artystów z Japonii, Wielkiej Brytanii i USA, którzy wzięli udział w 1970 roku w Tokio, A view from Tokyo.


Warto śledzić również moją ulubioną Saatchi Gallery wystawiającą sztukę współczesną, w której zdarzają się japońscy artyści, np. do 6 marca można było oglądać obrazy Makiko Kudo. Nie znałam wcześniej jej prac i bardzo mi się spodobały - szczególnie kolorystyka i przedstawione motywy, nieco oniryczne i przywołujące na myśl japońskie animacje.


A na koniec wisienka na torcie, chociaż bardziej adekwatna byłaby chyba na śniegu. W urokliwej dzielnicy Kensington znajduje się Holland Park, częścią którego jest Kyoto Garden. Ogród został ufundowany przez Izbę Gospodarczą Kioto z okazji Festiwalu Japońskiego, który miał miejsce w Londynie w 1992 roku. Z kolei w 2012 roku w obrębie Kyoto Garden otwarto mały Fukushima Memorial Garden w podzięce dla narodu brytyjskiej za pomoc okazaną po tragedii w Fukushimie w marcu 2011 roku. Nie spodziewałam się, że kiedyś przyjdzie mi podziwiać ogród japoński w śniegu nie w Japonii, a w Londynie!






Zielone bambusy i sosny wyglądają obłędnie w białym śniegu, przez co zrobiłam mnóstwo zdjęć. Nie mówiąc już o palmach w innej części parku. :) Kyoto Garden, mimo że prawie całkowicie zasypany był śniegiem, sprawił na mnie wrażenie miejsca urokliwego i cichego. W stawie dostrzec można było japońskie karpie koi, woda szumiała w oblodzonej misie z wodą i pruszył śnieg. Czyste japońskie i trochę modne ostatnio wabi-sabi... ;)





Na wypad do Londynu chyba nie muszę specjalnie zachęcać, ale warto mieć w głowie, ze sporo Japonii można w tym mieście znaleźć. Nawet w Chinatown, gdzie kupić można japońskie słodycze z matcha, np. osławione Kit Katy. Ja na pewno do Lądka chciałabym wrócić jeszcze nie raz. :)

1 komentarz: