sobota, 5 grudnia 2015

Umiłowanie/Dead Walk Love


Umiłowanie/Dead Walk Love. Najnowsza premiera Teatru Pieśni Kozła to spektakl inspirowany opowiadaniem "Umiłowanie ojczyzny" japońskiego twórcy Yukio Mishimy. Nie miałam jeszcze okazji go przeczytać, ale mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda. Szczególnie, że losy pisarza oraz stworzonego przez niego bohatera - porucznika Takeyamy Shinji - kończą się tak samo tragicznie. Obaj popełnili seppuku, czyli rytualne samobójstwo, które często miało związek z przywiązaniem to wyższych idei i stanowiło również formę manifestacji osobistych przekonań. Dla mnie Umiłowanie ma kilka wymiarów - to opowieść o patriotyzmie, opowieść o wyzwalającej śmierci i opowieść o miłości. A także, jak mówi sama reżyserka Jadwiga Rodowicz-Czechowska: "Historia małżeństwa z opowiadania Mishimy przeniesiona na scenę, staje się metaforą niemożności ucieczki ani od systemu, w którym funkcjonuje człowiek, ani od kultury, z której się wywodzi" (cytat stąd).


Zachwyciłam się WSZYSTKIM. Salą w Starym Klasztorze, w której odgrywano tę historię. Scenografią, której głównym elementem były maty tatami wyznaczające przestrzeń zmieniającą się wraz z rozwojem akcji. Aktorami (Julianna Bloodgood i Rafal Habel), którzy nie tylko, ale również wizualnie, pasowali mi do ról. Strojami, które były japońskie, ale bez przesady i sztampy, która, niestety często w takich przypadkach się pojawia. Muzyką (Macieja Rychłego), oszczędną, ale przenikającą i doskonale ilustrującą emocje bohaterów. Uwielbiam bębny, a te odgrywały tutaj sporą rolę. Ich dźwięk wypełniał przestrzeń, a scena, w której główna bohaterka - uderza pięściami w sposób, w jaki gra się na japońskich bębnach taiko, zaskoczyła mnie i na długo pozostanie w mojej pamięci. Powtórzę więc - zachwyciłam się WSZYSTKIM. I nie ma w tym żadnej przesady. Dawno już nie byłam na spektaklu, który tak mnie poruszył. I nie tylko dlatego, że "to coś japońskiego".


Umiłowanie zrealizowane zostało w odwołaniu do japońskiej estetyki, pojęcia pustki oraz minimalizmu formy.  Po spektaklu udało mi się zamienić kilka słów z panią reżyser, która potwierdziła moje domysły o japońskie inspiracje między innymi z butoh. Dzięki temu Umiłowanie ma kilka warstw, które w czasie trwania spektaklu z ciekawością odkrywałam. Przez większość spektaklu bohaterowie milczą (jak dla mnie mogliby nawet nic nie mówić), a ich emocje wyraża nie tylko mimika twarzy, ale i całe ich ciała, które doskonale się uzupełniają i łączą w całość. To przejmująco zrealizowana historia. Tragizm sytuacji miesza się z namiętnością, a ogromne emocje ze spokojem i przyjęciem tego, co przyniósł bohaterom los. Z wielką chęcią zobaczę Umiłowanie jeszcze nie jeden raz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz