Każde konbini* jest małym światem samym w sobie. Pracującym bez ustanku. Światem, który nigdy nie zasypia, nie zwalnia, rozbrzmiewa muzyką i wabi kolorami. Będąc w Japonii chyba nie ma szans, żeby chociaż raz nie wejść do tego świata. Ja bywam tam dosyć często. I zawsze jestem pod wrażeniem przede wszystkim obsługi - kupowałam w konbini dziesiątki, jeśli nie setki razy, i nigdy, ale to NIGDY, nie zdarzyło mi się, aby ktoś był nieuprzejmy, pomylił się albo nie chciał pomóc.
"Ciekawie było patrzeć, jak różni ludzie - studenci, chłopak grający w zespole, mężczyźni bez stałego zatrudnienia, gospodynie domowe, licealiści ze szkół wieczorowych - są przekształcani w jednakowe stworzenia zwane ekspedientami."
Konbini są w Japonii tysiące. Najpopularniejsze sieci to Lawson, 7Eleven czy Family Mart. Są niemal na każdym rogu, a klientów nie brakuje. Mimo to konkurencja nie śpi i konbini również muszą zaskakiwać swoich klientów - czymś więcej niż promocjami i loteriami przy kasie. Ostatnio gdzieś czytałam, że sklepy sieci Lawson wprowadzają nawet sprzedaż książek. W takim oto mikro świecie akcję swojej książki Dziewczyna z konbini umieściła Sayaka Murata.
Z pozoru nasza główna bohaterka Keiko Furukura jest zwykłą japońską dziewczyną/kobietą pracującą w konbini.
Oddaną swojej pracy i zawsze chętnie służącą pomocą. A jednak w oczach
ludzi wokół wydaje się być nieco dziwną i nieprzystosowaną. Bo kto w
wieku 36 lat nadal pracuje dorywczo? Nie ma męża, chłopaka, dzieci? Dla
Keiko to stan naturalny, w którym jest jej dobrze, ale dla poukładanego
społeczeństwa wychodzi poza normę, wystaje, jak gwóźdź, który należy
wbić (przysłowie japońskie). Dlatego Keiko udaje. Udaje bycie normalną -
w rozumieniu ogółu. Naśladuje gesty, ton głosu odpowiednie do danych
sytuacji. Przeistacza się jak kameleon, by się dostosować. Dla świętego
spokoju.
"Krótko
po rozpoczęciu pracy w sklepie odkryłam, że ludzie są szczęśliwi, kiedy
ktoś złości się z tego samego powodu, co oni. Wystarczyło wyczuć, kiedy
ktoś narzeka [...] rodziła się wtedy dziwna solidarność, a inni
cieszyli się z mojej złości. [...] Świetnie mi wyszło bycie
człowiekiem."
Presja
społeczna, aby się dostosować i żyć, jak wszyscy, jest ogromna. A
wyznacznikiem normalności zdaje się być jedynie kariera oraz posiadanie
partnera (i dzieci). Keiko jest tolerowanym, ale jednak dziwadłem, i
niejednokrotnie musi uciekać się do kłamstwa, aby przetrwać nagonkę
znajomych, rodziny, a nawet obcych sobie ludzi. Ukojenie zdaje się
znajdować jedynie w dobrze sobie znanym świecie konbini.
"Zwykle
o tej porze wzięłabym się za przygotowywania do następnego dnia pracy -
zjadłabym karmę i poszła spać. Moje ciało należało do konbini także
wtedy, gdy nie pracowałam. Teraz nie wiedziałam, co ze sobą zrobić."
Kiedy Keiko przestaje pracować w konbini,
nie potrafi się odnaleźć w nowej sytuacji. Zastanawia się, czy znajdzie
się dla niej miejsce, gdzie indziej. Bezustannie wraca myślami do
swoich codziennych obowiązków w konbini, śni o tym miejscu, to swoista symbioza. Wydaje się, że rzeczywistość poza konbini
nie ma dla niej większego znaczenia. Zmieniła swoją sytuację, aby być
normalniejszą w oczach społeczeństwa, ale nie dla siebie. Słuszność tej decyzji zdają się potwierdzać wszyscy naokoło - gratulują pójścia krok
na przód i trzymają kciuki. Jednak Keiko nie czuje się w nowej roli dobrze.
W swoim rozumieniu i dosłownym odbieraniu świata Keiko jest "zwierzęciem konbini"
i to w tym środowisku czuje się naturalnie, bezpiecznie i pewnie. Nic
dziwnego, ze jej historia zatacza małe koło i Keiko zdaje sobie sprawę,
że poza konbini nie istnieje. To świat który zna i który rządzi się regułami dla niej jasnymi i akceptowanymi także przez innych. Słyszę głos konbini, mówi w pewnym momencie Keiko.
Dziewczyna z konbini
porusza takie tematy jak społeczna alienacja i nieprzystosowanie.
Zadaje pytanie o bycie sobą i bycie wiernym sobie wbrew presji i
oczekiwań społecznych. I moim zdaniem ma wymiar uniwersalny -
niekoniecznie odnosi się jedynie do społeczeństwa japońskiego. Chociaż
na jego tle faktycznie taka postawa wyraźniej może kontrastować.
Ta
niepozorna objętościowo książka ma w sobie
olbrzymi ładunek treści i emocji, a podążanie za głosem bohaterki jest
fascynujące. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do sięgnięcia po Dziewczynę z konbini. Nie będziecie żałować.
Irasshaimase!
Autorka książki w jednym z japońskich konbini (zdjęcie stąd.)
*Konbini (z ang. convenience stores) to całodobowe sklepy oferujące szeroki asortyment - kupimy tu nie tylko kawę na wynos, onigiri czy bento boxy,
ale mnóstwo innych artykułów spożywczych, napoi, sezonowe produkty,
artykuły pierwszej potrzeby, słodycze i alkohol oraz wiele, wiele
innych. W niektórych konbini nadamy również paczkę, wyślemy swój
bagaż do hotelu i kupimy bilety na różne wydarzenia. Nie wspominając
nawet o bankomatach, które najpewniej znajdziecie właśnie tam,
możliwości wydruku zdjęć czy skopiowania dokumentów. W konbini
zwykle działa również wi-fi i jest toaleta. Ceny są niskie, obsługa na
najwyższym poziomie, a ponadto wiele rzeczy, które kupujemy, możemy od
razu podgrzać i zabrać ze sobą lub skonsumować na miejscu.
(Cyt. za Sayaka Murata, Dziewczyna z konbini, Kraków 2019, s.18.)
(Cyt. za Sayaka Murata, Dziewczyna z konbini, Kraków 2019, s.31.)
(Cyt. za Sayaka Murata, Dziewczyna z konbini, Kraków 2019, s.127.)
Literówka w zaproszeniu, powinno być: IrasshAImase. Poza tym przyzwoitość wymagałaby podania tłumacza (i prawo autorskie chyba też).
OdpowiedzUsuńJuż poprawione, dziękuję za czujność. :)
UsuńTak na prawdę współczuję autorce, dobrze jej samej ze sob ą, ale inni wiedzą lepiej jak ktoś ma żyć. To na prawdę smutne.
OdpowiedzUsuńLudzie bardzo często wiedzą lepiej, niestety. ;)
Usuń