sobota, 14 kwietnia 2018

Warszawa po japońsku da się lubić

 


Nie wpadam do stolicy zbyt często, niestety, bo wiele się tam dzieje po japońsku. Niedawno dostałam zaproszenie od Teatru Ochoty na spektakl Zatoka Suma i postanowiłam je zobaczyć, a przy okazji odwiedzić kilka innych miejsc. 

W Warszawie działa wiele japońskich restauracji, w których serwuje się dania teppanyaki, okonomiyaki, udon i, oczywiście, sushi. Całkiem często organizowane są tu wystawy i wydarzenia, więc czasami żałuję, że odległość od Wrocławia (mimo Pendolino) jest wciąż spora.

Tym razem jednak się udało, a na krótki wypad do stolicy zabrałam Mamę, która nieustannie Japonią się zachwyca od czasu podróży do Kraju Kwitnącej Wiśni. :)




Pierwszym naszym przystankiem było Centrum Popkultury Yatta. Poza Centrum Yatta.pl prowadzi sklepy (między innymi we Wrocławiu), gdzie można zaopatrzyć się w mangi, gadżety, japońskie słodycze i wiele innych rzeczy. Nie do końca ten asortyment mnie interesuje (może poza słodyczami), ale trafiłam do Centrum z powodu Keiko Kikkawa i jej prac.




Keiko jest artystką, która od kilku lat mieszka w Warszawie. Zajmuje się rysowaniem komiksów, ilustracją i animacją. Niedawno wydała mangę opowiadająca o swoim życiu w Polsce, która dzięki Yatta.pl trafiła w moje ręce. Na okładce możemy przeczytać: " Mówią, ze Japonia to dziwny kraj. Jak się okazuje, dokładnie tak samo można powiedzieć o Polsce". Czytając plansze Keiko trudno się nie zgodzić - jeśli spojrzymy na naszą codzienną polską rzeczywistość z dystansu, z lekkim przymrużeniem oka i perspektywy innej osoby (spoza tego kręgu), to bardzo szybko dojrzymy, że Polska też jest dziwna. I to bardzo. :)


Po wystawie przyszedł czas na coś dla ciała i kubków smakowych. Z Centrum spacerkiem dotarłyśmy do Matcha Tea House, zielonego miejsca na mapie Warszawy, które od dawna chciałam odwiedzić z wiadomych powodów.


Co mnie najbardziej przekonuje do tego miejsca, to spory wybór matcha przysmaków i nie tylko. Ciężko mi powiedzieć, czy w tym wypadku jakość idzie w parze z ilością (na pytanie, jakiej matcha używają, dostałam tylko lakoniczną odpowiedź, że kulinarnej), ale smakowo Matcha Tea Hous wypada całkiem dobrze. Wystrój na plus, w modnym chyba ostatnio połączeniu jasnego drewna i różowego (plus zielonego w tym wypadku). Warto dodać, że jest jedno pomieszczenie wyłożone tatami, więc można rozkoszować się herbatą po japońsku - bez butów siedząc na matach. :)



Wielu rzeczy chciałam spróbować, ale trzeba się było ograniczyć, więc padło na sernik matcha z mango, matcha latte (bez cukru - duży plus!), a Mama zamówiła malinowe ciacho i herbatę jaśminową. Sernik pycha, o świetnej konsystencji i smaku, a matcha latte dobre w smaku, może nieco zbyt cierpkie. Ciacho malinowe bardzo malinowe, a herbata jaśminowa aromatyczna. Jednym słowem miejsce godne polecenia - mimo że wciąż to nie ten poziom i smak matcha, który uwielbiam.





Nadszedł czas na kolejny spacer - tym razem do Muzeum Azji i Pacyfiku, gdzie odbywały się targi książki "Dialog z Azją". Poza licznymi wykładami i spotkaniami z autorami, była to świetna okazja, aby kupić książki o tematyce azjatyckiej równych wydawnictw i to po specjalnych cenach. Nie omieszkałam skorzystać. :)


Przy okazji spotkałam Janusza z Fundacji UMEMI, który od lat propaguję kulturę japońską i kyūdo, czyli japońskie łucznictwo ceremonialne. Fundacja organizuje liczne warsztaty i treningi - bardzo polecam się z nimi zapoznać. A jak się okazało na targach, sprzedaje także przepiękne albumy wydawnictwa Nikko Graphic Arts. Ja na razie dostępne są trzy: o herbacie japońskiej i regionie Shizuoka (planuję tam być w tym roku, więc musiałam zakupić ten album - zobaczcie tutaj jak pięknie jest wydany!), budō oraz ostatnio wydany o japońskich słodyczach wagashi. Mam nadzieję, że takie azjatyckie targi książki będą organizowane cyklicznie.






I znowu trzeba było coś zjeść.  Miałam w planach w końcu wstąpić do Uki Uki, ale okazało się, że nam Uki Uki nie po drodze. I wtedy przypomniało mi się, że kiedyś czytałam artykuł o japońskim szefie kuchni, który serwuje wyśmienite dania na jakimś warszawskim osiedlu. I tak trafiłyśmy do Sato Gotuje.


Przywitał nas świetny mural - wariacja na temat jednego z rysunków Shohei Otomo! I już wiedziałam, ze bezie dobrze. Sato Gotuje to bezpretensjonalne proste miejsce, gdzie pachnie kuchnią i panuje spory ruch.



Bardzo żałuję, BARDZO, że... nie byłam głodna. Nie miało to dla mnie sensu, aby zamawiać słynny udon Sato czy inne potrawy. Za to skończyło się na krewetkach, chrupiącym makaronie i lodach matcha. Nie żałuję, ale na pewno muszę do Sato Gotuje wrócić! 



Wystrój jest bardzo minimalistyczny, trochę taki na łapu capu, ale przy tym swojski i autentyczny. Obsługa bardzo miła i rzetelna, a w karcie sporo pyszności. Koniecznie trzeba do Sato Gotuje zajrzeć będąc w Warszawie. Bywa, że przed wejściem ustawia się kolejka... :)



A na koniec dnia powędrowałyśmy do teatru, aby obejrzeć Zatokę Suma, spektakl w reżyserii Agaty Dyczko wystawiany w Teatrze Ochoty. Przedstawienie inspirowane jest książką Pięć wcieleń kobiety w teatrze nō w przekładzie i opracowaniu profesor Jadwigi Rodowicz, którą bardzo sobie cenię (a spektakl Umiłowanie w jej reżyserii to jedno z moich najlepszych doświadczeń teatralnych).


Zatoka Suma okazała się dosyć trudną w odbiorze sztuką. Według mnie porusza ważne tematy kobiecej tożsamości i ról, jakie nakłada na kobiety społeczeństwo/kultura. Najciekawsza dla mnie postacią był androgyniczny narrator, który świetnie otworzył całość - szkoda, ze potem jego rola nieco się zmieniła, bo uważam, że był najbardziej autentyczny ze wszystkich wcieleń, jakie było nam dane tego wieczoru zobaczyć. Mimo interesujących fragmentów (jak taniec boginki czy sceny z postacią kobiety-wariatki) nie do końca mnie Zatoka Suma przekonała. Jeśli chodzi o japoński aspekt Zatoki Suma, to kilka odniesień do japońskiej kultury udało mi się wyłapać, ale myślę, że dla osób, które nie interesują się tym tematem szczególnie, będzie to dosyć trudne. 

(zdjęcie z materiałów teatru)

Nasz dzień w stolicy dobiegł końca. Było intensywnie, ciekawie i smacznie. Warszawo, będę wracać! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz