W ostatnich dniach dzięki Wydawnictwu
Literackiemu mogłam przenieść się do Benimidori i poznać historię rodu Akakuchibów.
Wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z twórczością wielokrotnie nagradzanej
japońskiej pisarki Kazuki Sakuraby.
Mimo że generalnie nie jestem fanką tego typu powieści, ogromnych sag, w
których wielowątkowa fabuła ciągnie się latami, Czerwone Dziewczyny mnie do siebie przekonały.
To przede wszystkim opowieść o
kobietach i świecie widzianym ich oczami. Saga rozpoczyna się w latach ’50-tych
XX wieku, w czasach legend, kończąc się z początkiem XXI wieku. Śledzimy
historię rodu Akakuchibów od czasów wytapiania stali i wielkich pieców tatara poprzez okres zmian społeczno-gospodarczych, aż do czasów nowoczesnego przemysłu i elektroniki. Opowieść pełna jest różnych wątków i postaci, ale wszystkie spina nazwisko
Akakuchibów, a właściwie trzy przedstawicielki rodu – przewidująca przyszłość
Manyō (babka), nieokiełznana Kemari spod znaku Ognistego Konia (córka) oraz
narratorka sagi Tōko (wnuczka).
Benimidori, fikcyjne miejsce w
prefekturze Tottori, podzielone jest na pół niewidzialną granicą, a centra
wyznaczają rezydencje dwóch rodów zwane od ich nazwisk „czerwony na górze”
(Akakuchibi, akai 赤い oznacza "czerwony") oraz „czarny na dole” (Kurobishi, kuroi 黒い oznacza "czarny").
Początkowo wydawało mi się, że konstrukcja powieści będzie opierała się właśnie na
rywalizacji tych dwóch rodzin. Jednak okazało się, że właściwie jedynie
postać Midori zwanej Złotą Rybką, córki rodu Kurobishich, i jej historia odgrywa znaczącą rolę.
Czerwone dziewczyny podzielone są na trzy części. Pierwsza opowiada historię Manyō, dziewczyny z gór, która została porzucona w Benimidori przez swoich ludzi określanych mianem Sanka. Ludzie z gór zjawiali się zawsze wzywani, gdy w wiosce umierał ktoś młody i trzeba było zająć się jego pochówkiem. Do końca nie wiemy, dlaczego Manyō została porzucona. Dziewczyna szybko odkrywa, że potrafi przewidywać przyszłość. Nie tyle może przewidywać, co została obdarowana przez los niespodziewanymi wizjami. W jednej z nich zobaczyła siebie w rezydencji "czerwony na górze". I faktycznie po latach zostaje żoną dziedzica rodu Akakuchibów, zajmującego się wyrobem stali i dającego zatrudnienie osobom z wioski.
Druga część poświęcona jest głównie Kemari, córce Manyō, oraz jej przyrodniej siostrze Momoyo. Buntownicza Kemari wychowywana razem ze swoim rodzeństwem w dostatku i swobodzie, jako nastolatka staje na czele dziewczyńskiego gangu motocyklowego. Mimo że budzi postrach i podporządkowuje sobie coraz rozleglejsze tereny, w głębi serca pozostaje wrażliwą dziewczyną targaną wieloma sprzecznościami. Kiedy w wieku 20 lat postanawia przejść na emeryturę i rozstać się z gangiem, rodzina przyjmuje jej zmianę z niemałym zdziwieniem, ale i radością. Kemari znajduje sobie nowe zajęcie i postanawia rysować mangi. Wielki sukces odnosi dzięki opowieści o "Żelaznych Aniołach", dziewczynach z gangu motocyklowego.
Ostatnia część to historia Tōko, córki Kemari, która żyje z dnia na dzień, nie ma potrzeby szukania pracy, a czas spędza na randkach ze swoim chłopakiem i nicnierobieniu. Z marazmu wyrywa ją tajemnica morderstwa, którą umierająca babka Manyō przekazuje jej w ostatnich słowach. Tōko postanawia rozwiązać zagadkę i skupia na tym całe swoje wysiłki. Wraca wspomnieniami do przeszłości, do historii życia jej babki i matki, aby ostatecznie na ostatnich kartkach książki odpowiedzieć na nurtujące ją pytanie.
To pobieżny opis i tylko głównych wątków sagi, gdzie losy wielu osób trwają i splatają się ze sobą, a każda postać została wykreowana bardzo wyraziście. Momentami żałowałam, że autorka nie
poświęciła niektórym z nich więcej uwagi. Na pewno w pamięć zapada historia
Namidy, pierworodnego syna Manyō, który skrywa swoje homoseksualne preferencje
i tragicznie ginie w górach. Wujka Kodoku, który, jak można się domyślać, jest hikikomori (chociaż słowo to nie
pada w książce) nie wychodzi ze swojego pokoju i nawet edukację zdobywa zaocznie. A także historia Czekoladki,
maskotki gangu motocyklowego, panny z dobrego domu, która na studiach
postanawia zająć się prostytucją za co zostaje skazana na dom poprawczy, gdzie
popełnia samobójstwo.
Oczywiście najwięcej uwagi poświęcone jest kobietom z
rodu Akakuchibów, a z ich historii to Kemari najbardziej mnie zainteresowała. Kibicowałam
jej zarówno, gdy przewodziła gangowi motocyklistek oraz gdy postanowiła
zrezygnować z tego zajęcia i zająć się tworzeniem mangi. Jej śmierć okazał się
być tyle nagła co tajemnicza.
Śmierć generalnie spowija ród
Akakuchibów. Wizje Manyō to przede wszystkim wizje śmierci bliskich jej osób –
pierworodnego syna Namidy, męża Yōjiego, teścia Yasuyukiego. Samobójcze śmierci Czekoladki i Momoyo,
przyrodniej siostry Kemari, także odciskają się na całej rodzinie.
"W końcu świat z każdym rokiem się kurczy. Dziś nawet odległe części gór nie sa tajemnicą, ale łańcuch Chūgoku to nawiedzone tereny. Jeśli pójdziesz jeszcze dalej, dużo dalej, nie pojawisz się już na żadnych zdjęciach lotniczych. My, ludzie z wioski, nigdy nie dotrzemy do miejsca, gdzie wciąż rosną starożytne losy Hōki."
Książka od początku mnie wciągnęła
aurą tajemnicy i niedopowiedzeń. Opowieść przepełnia realizm magiczny,
szczególnie w pierwszej części powieści. Elementy odrealnione, jak prorocze
wizje Manyō, stanowią część
codzienności rodziny Akakuchibów. Czerwone dziewczyny portretują okres transformacji i nieustannego ścierania
się starego z nowym. Każda z głównych bohaterek jest symbolem pewnej epoki:
Manyō czasów legend i zabobonów, Kemari okresu przejściowego, nowych obyczajów i
Beatlesów, a Tōko czasów nam współczesnych pełnych apatii, gdzie sama bohaterka
przyznaje, że nie ma żadnych opowieści do przekazania i dlatego jest niegodną wnuczką Manyō.
Do ostatniej strony czytało mi
się Czerwone dziewczyny z
zainteresowaniem i łatwością – styl autorki jest bardzo przystępny, powtórzeń
znanych już czytelnikowi faktów nie było zbyt wiele (chociaż nad wyraz często
autorka przypomina nam, że Złota Rybka to przezwisko Midori Kurobishi), a
zagadka morderstwa, która pojawia się w ostatniej części książki, intryguje i
potęguje jeszcze bardziej dynamikę opowieści. Bardzo podobało mi się umiejscowienie
akcji w latach, które bliższe nam są niż np. czasy samurajów etc.
Lubię czytać o współczesnych czasach, więc tym bardziej losy rodu Akakuchibów
mnie wciągnęły. Dodatkowo akcja powieści dzieje się w okresie wielu zmian
ekonomicznych i społecznych, które zachodzą w Japonii. Śledzimy losy rodu
Akakuchibów w czasach, gdy modelem rodziny staje się rodzina nuklearna,
spekulacje finansowe ogarnęły cały kraj i ekonomiczna bańka rośnie, a w mikroskali obserwujemy te przemiany w Benimidori.
Sugestywne opisy sprawiły, że nie
tylko czytałam Czerwone dziewczyny,
ale również widziałam je swoimi oczami – zmierzającą na swój ślub Manyō czy wściekłą Kemari z rozwianymi włosami
na swoim motocyklu. Także dzięki opisom krajobrazów, detali etc. Benimidori było dla mnie
namacalne i w czasie czytania książki, mogłam się chociaż jedną nogą przenieść do ówczesnej Japonii. Czerwone
dziewczyny przypomniały mi, jak cudowne jest czytanie powieści i przenoszenie się w wyimaginowany świat stworzony przez autora.
(Cyt. za: Kazuki Sakuraba, Czerwone dziewczyny, Kraków 2017, s. 174.)