środa, 13 maja 2015

I jeszcze o wystawach w Krakowie.


Pod koniec kwietnia udało mi się wyskoczyć do Krakowa i zobaczyć (poza wystawą Logiczna emocja w MOCAK-u) również dwie wystawy w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha.

Arcydzieła sztuki japońskiej w kolekcjach polskich to wystawa, na której oglądać możemy przykłady dawnej sztuki japonskiej. Wystawa została zorganizowana z okazji jubileuszu dwudziestolecia Muzeum.


Najbardziej urzekły mnie inrō, czyli tradycyjne puzderka służące do noszenia w nich małych przedmiotów, oraz netsuke, czyli miniaturowe rzeźby, które zaczęły powstawać w Japonii w XV wieku. Służyły do mocowania sakiewki (sagemono) do pasa kimona.






Na wystawie zobaczyć można również różne wizerunki Buddów.




Arcydzieła sztuki japońskiej w kolekcjach polskich to mnóstwo przedmiotów, nie tylko codziennego użytku. Cudowne kimona, zestawy przenośne do parzenia herbaty, samurajskie zbroje, porcelana, a także skupiające uwagę drzeworyty w tym słynny Hokusai i jego Pod wielką falą w Kanagawie.





Wystawę można oglądać jeszcze do 18 maja. Więcej informacji tutaj. Polecam!

Druga wystawa, której nie można już, niestety, oglądać, to Gekiga. Komiks japoński 1945-1978.


Gekiga to rodzaj komiksu, który powstał w Japonii po drugiej wojnie światowej. Miały być pokrzepienie dla młodych ludzi, których dotknęła wojenna zawierucha. Tworzono historie o zwykłych ludziach przeżywających codzienne dramaty w powojennych krajobrazach. Najsłynniejszym tytułem do dziś pozostaje Astro Boy.




Więcej informacji o wystawie tutaj.

czwartek, 7 maja 2015

Z wizytą w The Root


Do The Root wpadłam jakiś czas temu jak po ogień i zdążyłam zamówić na wynos jedną z rolek - A la tuńczyk. I się zachwyciłam. Nie tylko miłą obsługą, mini konwersacją po japońsku, ale również kolorem ryżu i smakiem całej rolki. Wiedziałam, że będę wracać. :)





Wszystkie dania, bo The Root to nie tylko sushi, ale o tym za chwilę, przygotowuje Yuji-san, rodowity Japończyk. Więc nie może być niesmacznie. Yuji-san od kilku lat jest weganinem i ma spore doświadczenie w przygotowywaniu takiej kuchni. Razem z Marceliną tworzą duet, za który mocno trzymam kciuki, bo miejsce jest urocze i smaczne. :)


The Root to połączenie różnych smaków, ale wiele z nich brzmi na japońską nutę. Nie udało mi się spróbować wszystkiego i na pewno jeszcze do The Root wrócę np. na zupkę miso. Tym razem głównie zajadałam się sushi oraz Teriyaki Tempeh. A na wynos była pyszna Japońska Paella.




Skusiłam się na cztery rolki, które zajadała ze mną M. Bardzo nam wszystkie smakowały, a w menu miałyśmy: Zielona Moc, Kiszone, Teriyaki Tempeh oraz znany mi już A la tuńczyk. Zdecydowanie Teriyaki Tempeh oraz A la tuńczyk to moi faworyci, ale nie załapałam się już na dwie pozostałe rolki, czyli I love Poland oraz Pieczara Ognia. Sushi jest również pięknie podane, a fioletowy ryż to już na pewno wizytówka The Root. Okazało się, że to nie barwiony ryż, a taki piękny kolor uzyskuje się gotując razem ryż biały i czarny. Muszę kiedyś spróbować. :)



The Root to malutkie miejsce, ale mnie to nie przeszkadza - wręcz przeciwnie, kojarzy mi się z mini knajpkami, które odwiedzałam będąc w Japonii. Wystrój lokalu jest bardzo skromny, a w związku z tym, że The Root raczej nastawione jest na dania na wynos, także w środku je się sushi i inne dania z plastikowych pojemników. Nie jest to jednak najważniejsze. Tym bardziej, że The Root broni się smakiem. Polecam zajrzeć i zjeść. :)

sobota, 2 maja 2015

Japońska logiczna emocja w MOCAK-u.


Rzutem na taśmę w przedostatni dzień trwania w końcu dotarłam do MOCAK-u (pierwszy raz i na pewno będę zaglądać - świetne miejsce!) na wystawę Logiczna emocja. Współczesna sztuka japońska. Mimo że nie można jej już oglądać w sieci dostępnych jest sporo zdjęć i teksów, więc warto się z nią zapoznać nawet wirtualnie. Muszę przyznać, że nie była to wystawa łatwa w odbiorze i na pewno warto zaznajomić się z kontekstem i myślą, jaka przyświecała artystom, których prace można było oglądać.


Dwa przeciwstawne pojęcia, czyli logika oraz emocja, na tej wystawie przenikają się i toczą ze sobą małe bitwy. Jak można przeczytać na stornie MOCAK-u "wystawa jest próbą znalezienia istoty japońskości". Trzynastu artystów ma tę japońskość reprezentować i wydaje mi się, że różnorodność form wyrazu świetnie wpisuje się w mozaikę japońskości.

                                        Teppei Kaneuji                                                                      Tatsuo Miyajima

Przedstawione prace są bardzo różne - od grafik i mang, przez ceramikę i instalacje, po plakat i fotografię, a każda stara się odpowiedzieć na pytanie: czym jest logika emocji i czy ona w ogóle istnieje? Czy emocje można rozważać logicznie? Prace japońskich artystów wychodzą z logiki, jednak wywołują w odbiorcach emocje.  


Kazunari Hattori





Polecam zajrzeć do linków lub samemu wyszukać artystów, których można było oglądać. Wystawa w MOCAK-u to tylko cząstka ich twórczości. Dużą popularnością cieszyły się wśród zwiedzających dwie ściany z przedstawieniami między innymi kotków (niestety nie pamiętam autora...), które okazały się być świetnym tłem do zdjęć. :) W MOCAK-u można było również przysiąść i zagłębić się w albumy książkowe poświęcone każdemu z wystawianych artystów.





Polecam również tę relację z otwarcia wystawy. I czekam na kolejną. :)

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Ramen Girl of Yellow Dog, czyli rzecz o zupie


O Ramen Girl of Yellow Dog zrobiło się ostatnio głośno, chyba głównie za sprawą tego artykułu. Muszę przyznać, że i ja wcześniej o tym miejscu nie słyszałam. Być może dlatego, że nie jestem z Krakowa. Nazwa mnie zaintrygowała, bo jest długa, nie do końca zrozumiała i nawiązuje do filmu, który totalnie nie przypadł mi do gustu...


Miejsce nie jest zbyt duże, ale miłe dla oka i przyjemnie siedziało się przy otwartych drzwiach w ciepły dzień. Spodobał mi się ładny common table oraz betonowe lampki. Zamówiłyśmy z K. lemoniadę, ale zaproponowano nam orzeźwiającą nowość - jeszcze nie w karcie. Nowość dobra, ale bardzo słodka i mało orzeźwiająca. Być może dlatego, że zabrakło lodu, a limonki było tyle, co kot napłakał... W ramach rekompensaty była wcześniej wspomniana lemoniada. Ciepła. I wciąż za słodka...



Ale przyszłyśmy z K. na ramen, a nie na lemoniadę. :) W menu 6 rodzajów tej zupy, a każda nazwa bardziej tajemnicza od drugiej. Skusiłam się na ramen złoty, o którym czytałam również w wyżej wymienionym artykule. K. natomiast zamówiła ramen grzybowy. Nieco się rozczarowałam. Wychodzę z założenia, że ramen to po prostu zupa z makaronem - smaczna, ale żadna to kulinarna finezja. Natomiast przychodząc do Ramen Girl spodziewałam się szału, bo makaron alkaliczny, boczek odpowiednio marynowany (marynowany przez siedem dni w elektrolitach i bergamotce, którego aż dwa kawałeczki wylądowały w moim ramenie...) etc. Oba rameny nam smakowały, ale miałam dosyć wysokie oczekiwania i pozostał spory niedosyt.



Poza ramenem w menu były jeszcze i inne dania, bardzo fantazyjnie opisane oraz desery. Chciałam spróbować karmelizowanego boczku z lodami wasabi, ale... nie było. Powód - karta jest już nieaktualna, niedługo będzie nowa, dlatego nie można już niektórych rzeczy z tej karty zamówić. No cóż... Jak pech to pech.


Podsumowując. Owszem zupy mi smakowały, ale nie zachwyciły na tyle, żebym szybko do Ramen Girl of Yellow Dog chciała wrócić. Menu rozbawiło mnie kilkakrotnie, bo opisy są naprawdę z pomysłem skonstruowane, ale trochę gubi się w nich treść, czyli samo danie. Obsługa całkiem sympatyczna i bezpośrednia. I nie policzono nam za zbyt słodkie i ciepłe napoje. :) Mimo to chyba nie będę Ramen Girl...