"Kochając swoją pracę, miejsce pracy i rodzinę, prowadzi się pełne radości, nadziei i zdrowia życie."
Na wstępie zaznaczę, iż nie dociekałam, ani nie próbowałam podpytywać autora, która japońska firma kryje się pod dużą żółtą literą K na okładce. Nie jest mi ta wiedza do niczego potrzebna, a niewiedza nie przeszkadza w odbiorze książki i perypetii głównego bohatera.
A jest nim świeżo upieczony pracownik japońskiej korporacji. Jako jedyny obcokrajowiec w liczącej kilkuset pracowników organizacji wzbudza niemałe zainteresowanie. Z dnia na dzień musi dostosować się do nowej rzeczywistości, w której nie wypada wyjść z pracy przed szefem (nawet, jeśli nie ma się już nic do roboty), a czas wolny często spędza się ze swoją nową rodziną, czyli współpracownikami. Jak można się domyśleć naszemu bohaterowi nie wszystko jest w smak.
Myślę, że pewne doświadczenia w pracy w korporacji są uniwersalne - niezależnie od tego, w jakiej korporacji się pracuje. Korporacyjne życie toczy się zgodnie z pewnymi regułami, niektóre z nich wielu uzna za absurdalne/niepotrzebne, etc. W Japonii częścią tego uniwersum bywają uniformy, rozgrzewka pracowników przed rozpoczęciem pracy czy legendarne zatrudnienie na całe życie (chociaż od jakiegoś czasu wiele firm już powoli rezygnuje z tej tradycji). To wszystko składa się na tzw. kulturę korporacyjną. Jeśli więc zdecydujemy się na pracę w takim środowisku, to chcąc nie chcąc stajemy się takiej kultury częścią i musimy podlegać jej regułom. W naszym kręgu kulturowym, gdzie pojęcie wolności i indywidualizmu, jest mocno zakorzenione, pewne aspekty pracy w japońskiej korporacji mogą powodować dysonans. Ale czy i u nas praca w tego typu organizacjach nie wiąże się z pewnymi zasadami, do których musimy się nagiąć?
A jest nim świeżo upieczony pracownik japońskiej korporacji. Jako jedyny obcokrajowiec w liczącej kilkuset pracowników organizacji wzbudza niemałe zainteresowanie. Z dnia na dzień musi dostosować się do nowej rzeczywistości, w której nie wypada wyjść z pracy przed szefem (nawet, jeśli nie ma się już nic do roboty), a czas wolny często spędza się ze swoją nową rodziną, czyli współpracownikami. Jak można się domyśleć naszemu bohaterowi nie wszystko jest w smak.
Myślę, że pewne doświadczenia w pracy w korporacji są uniwersalne - niezależnie od tego, w jakiej korporacji się pracuje. Korporacyjne życie toczy się zgodnie z pewnymi regułami, niektóre z nich wielu uzna za absurdalne/niepotrzebne, etc. W Japonii częścią tego uniwersum bywają uniformy, rozgrzewka pracowników przed rozpoczęciem pracy czy legendarne zatrudnienie na całe życie (chociaż od jakiegoś czasu wiele firm już powoli rezygnuje z tej tradycji). To wszystko składa się na tzw. kulturę korporacyjną. Jeśli więc zdecydujemy się na pracę w takim środowisku, to chcąc nie chcąc stajemy się takiej kultury częścią i musimy podlegać jej regułom. W naszym kręgu kulturowym, gdzie pojęcie wolności i indywidualizmu, jest mocno zakorzenione, pewne aspekty pracy w japońskiej korporacji mogą powodować dysonans. Ale czy i u nas praca w tego typu organizacjach nie wiąże się z pewnymi zasadami, do których musimy się nagiąć?
"Jesteś sararimanem, najemnikiem, a sarariman jest od wykonywania poleceń, zapamiętywania faktów i wykorzystywania ich w pracy (...) Wyobraźnia nie jest potrzebna, tylko pamięć. (...) I jeszcze niekiedy mocna głowa - dodał. To nie jest jakiś wyjątkowy zawód, właściwie to nie jest w ogóle zawód. To styl życia. Garnitur i białe koszule, praca od rana do wieczora, schylanie karku, posłuszeństwo, lojalność i oddanie. Pensja co miesiąc na konto, którym zarządza żona, wydzielając ci kieszonkowe, premia dwa razy w roku i kredyt na dom. Imprezy firmowe i wyjścia z klientami. Spędzanie z nimi niekiedy więcej czasu niż z rodziną".
Nasz bohater przez kilka lat poznaje tajniki pracy w firmie K. Obserwuje hierarchię wartości, zasady, według których firma funkcjonuje oraz jak traktuje się osoby, które np. postanowiły z organizacji odejść (w domyśle wykazując się rzadko spotykaną brawurą). Z opisów można by wywnioskować, że firma K. jest bezdusznym molochem, w którego trybikach uwięzieni są pracownicy. Jednak wiele zachowań wynika z japońskiej kultury (w tym kultury pracy) i bez ich znajomości umyka nam kontekst, a niektóre zachowania mogą wydać się przerysowane, jak np. ostracyzm pracownika, który postanowił z firmą K. się pożegnać i przez ostatnie swoje dni w biurze był totalnie ignorowany przez wszystkich.Część osób zapewne nie zwracało na niego uwagi, aby nie musieć podejmować trudnego dla nich tematu. Część nie wiedziała, jak inaczej zachować się w stosunku do osoby, które de facto nie była już częścią wielkiej rodziny K. A być może byli i tacy, którzy z małą zazdrością w duchu mu kibicowali i gratulowali tego odważnego kroku.
Książkę czyta się przyjemnie, jednak akcja wciąga tylko trochę. Niektóre tematy są potraktowane jedynie z grubsza, np. sytuacja i rola kobiet w firmie K. A cała narracja pląta się nieco między reportażem a powieścią. Akcja książki wraz ze zbliżaniem się do końca przyspiesza i ostatnie
miesiące są przedstawione skrótowo, a właściwie jedynym wydarzeniem,
które zapada w pamięć jest trzęsienie ziemi z marca 2011 roku. Nie do
końca czytelny był dla mnie sam koniec książki i odniosłam wrażenie, że treść nagle się urywa bez kropki na końcu.
Miałam okazję pracować w Japonii, ale było to arubaito (アルバイト), czyli praca dorywcza, oraz wolontariat, nie znam więc realiów korporacyjnego życia w Japonii z własnego doświadczenia. O sararīmanach (サラリーマン) oraz legendach pracy w japońskich firmach napisano już wiele. Temat karōshi (過労死), zatrudnienia na całe życie czy mniejszych lub większych absurdów związanych z pracą w korporacjach był szeroko eksploatowany. W tym temacie Planeta K. nie wnosi moim zdaniem nic nowego. Dla osób, które nie miały styczności z japońską kulturą Planeta K. na pewno będzie ciekawszą lekturą, niż dla tych czytelników, którzy o Japonii co nieco już wiedzą. I jak to często bywa w przypadku historii z życia wziętych, interesujące jest tutaj subiektywne spojrzenie autora na całą sytuację i firmę K. A czy się z nim zgadzamy, to już zupełnie inna sprawa.
Miałam okazję pracować w Japonii, ale było to arubaito (アルバイト), czyli praca dorywcza, oraz wolontariat, nie znam więc realiów korporacyjnego życia w Japonii z własnego doświadczenia. O sararīmanach (サラリーマン) oraz legendach pracy w japońskich firmach napisano już wiele. Temat karōshi (過労死), zatrudnienia na całe życie czy mniejszych lub większych absurdów związanych z pracą w korporacjach był szeroko eksploatowany. W tym temacie Planeta K. nie wnosi moim zdaniem nic nowego. Dla osób, które nie miały styczności z japońską kulturą Planeta K. na pewno będzie ciekawszą lekturą, niż dla tych czytelników, którzy o Japonii co nieco już wiedzą. I jak to często bywa w przypadku historii z życia wziętych, interesujące jest tutaj subiektywne spojrzenie autora na całą sytuację i firmę K. A czy się z nim zgadzamy, to już zupełnie inna sprawa.
Cyt. za: Piotr Milewski, Planeta K., Warszawa 2020, s. 36.
Cyt. za: Piotr Milewski, Planeta K., Warszawa 2020, s. 111.