poniedziałek, 7 lipca 2014

Breathing Earth.


Nie spodziewałam się, że ten film tak mnie zachwyci. Wizualnie i muzycznie oraz podejściem do znanych nam wszystkim idei ochrony natury i większej baczności na nią. Wybrałam się na ten film z Karoliną z Podróże Japonia i obie wyszłyśmy z kina zachwycone.


Susumu Shingu tworzy rzeźby/instalacje, których piękno uwidacznia napędzający je wiatr. "Wiatr jest absolutem", jak mówi sam artysta, a jego facynacja tym zjawiskiem widoczna jest przez cały czas. Towarzyszymy jemu i jego żonie w podróży po całym świecie, gdzie szuka on idealnego miejsca dla swojej wiatrowej wioski - projektu Breathing Earth. Miejsca ekologicznego, gdzie ludzie o tym samym spojrzeniu na naturę mogliby się spotykać i wymieniać myśli. Odwiedzamy między innymi Niemcy, Turcję i Meksyk. 

Poznajemy również samego artystę i jego prace pokazywane w wielu miejscach na świecie. Przybywających do Japonii na lotnisko Kansai w Osace wita instalacja  Boundless Sky, a w Nowym Jorku można podziwiać Distant Sky. Jego prace znajdują się również we Francji i Stanach Zjednoczonych.

Z kolei relacja Susumu Shingu z żoną przypomniała mi inny dokument o parze japońskich artystów, który niedawno udało mi się obejrzeć - Cutie and the Boxer. Warto obejrzeć oba dokumenty, aby podejrzeć artystyczne życie dwóch różnych japonskich par - żyjących w innych artystycznych rzeczywistościach i tworzących zgoła odmienne rzeczy.

Film jest pięknie nakręcony, a muzyka podkreśla jeszcze obrazy, od ktorych trudno oderwać wzrok. Idea artysty została moim zdaniem w cudowny sposób pokazana w tym filmie. I mimo swojej dziecięcej naiwności przemawia do mnie i mam nadzieję, że projekt Breathing Earth zostanie kiedyś zrealizowany.



Więcej informacji na stronie artysty. Bardzo polecam!

sobota, 5 lipca 2014

Fantazyjne światy Masayoshi Mizuho


Zazwyczaj sztuka prostoty, estetyka wabi-sabi, stonowanych kolorów i pustej przestrzeni do mnie przemawia. A jednak prace Masayoshi Mizuho mają dla mnie w sobie to coś. Coś, co przywołuje marzenia senne i zabiera nas w bajkowy świat.Japonia na jego ilustracjach jest przepiękna, kusi kolorami i przyciąga wzrok.


Inspirują go podróże po Japonii, a napotkane krajobrazy przemienia w wielobarwne ilustracje. A na nich lasy, góry, jeziora, fauna i flora przedstawione w cudownych kolorach, które są znakiem charakterystycznym jego prac. Ma niepowtarzalny styl, którym opisuje Japonię taka, jaką nie każdy widzi.


Więcej informacji i prac do podglądnięcia na stronie artysty.

niedziela, 29 czerwca 2014

Veni, vidi, vici... Fuji!


Jeszcze do niedawna nie lubiłam Fuji. Nie cierpiałam jej wręcz, irytowała mnie, bo ciągle gdzieś mi się chowała. Na ileż to punktów widokowych nie weszłam, żeby ją zobaczyć. I nawet nie zamajaczyła gdzieś tam na horyzoncie. Wiele razy była wręcz na wyciągnięcie reki, np. w Hakone, gdzie tylko ona postanowiła znowu schować się za chmurami. Więc i tym razem nie robiłam sobie wielkich nadziei, ale postanowiłam Fuji zaskoczyć. Z samego rana.


Naszym pierwszym przystankiem była stacja Shimo-Yoshida na trasie do Kawaguchiko, naszego głównego celu podróży. Pogoda nam sprzyjała, niebo było całkiem niebieskie, ale dosyć ostre słońce, mimo to byłam dobrej myśli. Już w połowie drogi z pociągu witała nas Fuji i od razu cała moja niechęć do niej przeszła. :) Naszym celem była wspinaczka na wzgórze, gdzie znajduje się pagoda Chureito i jeden z najbardziej znanych widoków Fuji. Droga ze stacji zajmuje kilkanaście minut sielskimi ścieżkami, gdzie ludzie żyją sobie jak gdyby nigdy nic z Fuji za oknem. 

 

A na górze było tak. 

Mimo że pora była wczesna, już roiło się od fotografów bardziej i mniej profesjonalnych, którzy chcieli uchwycić to samo - Fuji, pagodę i kwitnące wiśnie.

 

Nie chciało nam się stamtąd ruszać. Widoki są naprawdę przepiękne, panuje cisza i spokój, to jedno z moich ulubionych miejsc w Japonii. Jednak już po godzinie chmury zaczęły zasłaniać naszą Fuji i nim dotarłyśmy nad jezioro Kawaguchi, nie było po niej śladu. Mimo to wciąż można ją było dostrzec niemal wszędzie, nawet pod nogami.



Także podczas podróży w te rejony nie da się zapomnieć, że tutaj króluje Fuji. W jedną stronę udało nam się pojechać Fujisan Exspressem. Wygodny, chociaż nieco drogi, i szybki transport, a wszędzie wokół Fuji - na siedzeniach, na ekranach i na samym pociągu. Ale i innych pociągach linii Fujikyuko znajdziemy symbole tej świętej góry Japończyków.


Fuji od wieków inspiruje artystów - od wielkich dzieł Hokusai i jego 36 widoków na górę Fuji, po współczesny design, którego takie przykłady jak koperty, ręczniczki czy opakowania chusteczek znane są na całym świecie. Są też śliczne mydełka, krakersy czy szklanki. Wystarczy zerknąć tutaj, aby zobaczyć wiele innych przykładów.

I mnie trochę dopadło to Fuji szaleństwo i (poza kolejnym brelokiem z Hello Kitty - tym razem w objęciach z Fuji), zafundowałam sobie tez paczkę Fuji ciastek. Pyszne waniliowe i czekoladowe ptysie mini.

Kit Katy o smaku sernika z truskawkami sprzedawane w pudełkach o kształcie Fuji. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat ten smak z Fuji miałby się kojarzyć.

A na koniec przepyszna kawa i ciasteczka (tutaj matcha i truskawkowe) od Fujiyama Cookie. Warto wybrać się do tego uroczego miejsca nad Kawaguchiko.



Fuji kusi i może w końcu kiedyś zdecyduję się na zdobycie szczytu. Na razie jednak w zupełności wystarcza mi spoglądanie na nią z daleka. :)