wtorek, 24 czerwca 2014

Ogrody Hama-rikyū


Nie wiem, jakim cudem, nigdy wcześniej nie trafiłam do Hama-rikyū. Owszem, chodziło mi to po głowie, ale nigdy się jakoś nie złożyło. Tym razem się udało. W końcu. I żałuję, że nie wybrałam się tam wcześniej, bo to świetne miejsce. Ogrody powstały w okresie Edo (1603-1867) i służyły między innymi jako miejsce polowań na kaczki - do dzisiaj można tu oglądać specjalne konstrukcje ziemne, gdzie chowali się myśliwi. Do Hama-rikyū można dostać się na dwa sposoby - pociągiem, np. linii JR (ze stacji JR Shimbashi po kilkunastominutowym spacerku przekroczymy most i bramę do ogrodu) lub statkiem z Asakusy.



Jeśli wybierzemy się do ogrodów statkiem, to już z daleka dostrzeżemy ich zielone tereny:


Statek płynie ok. 40 minut i kosztuje 1040 jenów (w cenie biletu jest już opłacony wstęp do ogrodów - nie ma innej opcji, ponieważ wysiada się na przystani, która jest częścią Hama-rikyū). 

Przy wejściu wita nas ponad 300-letnia sosna

Na terenie ogrodów jest mnóstwo do oglądania. Między innymi mała świątynka Inabu, wspomniane już tereny polowań na kaczki czy ogrody kwiatowe z różami, irysami i piwoniami. Każdy niemalże listek jest dokładnie fotografowany przez odwiedzających. Hama-rikyū są piękne o każdej porze roku.




Jednak najbardziej znanym widokiem, który mnie zawsze kojarzył się z tym miejscem, jest umiejscowiona na stawie herbaciarnia Nakajima Tea House, w tle której widać tokijskie biurowce. Herbaciarnia powstała w 1707 roku, w środku panuje cisza i sielankowy nastrój. Warto wejść do środka i wypić zieloną herbatę podawaną z tradycyjnymi japońskimi słodyczami (zestaw kosztuje 720 jenów, ale warto wydać te pieniądze). W środku panuje przyjemny chłód, a na zewnątrz można odpocząć w pięknych okolicznościach przyrody.




W Hama-rikyū bardzo podoba mi się zieleń kontrastująca z niebieskim niebem i szkłem biurowców. Mogłoby się wydawać, że to połączenie nie będzie dobrze grało ze sobą, ale moim zdaniem ta biurowa otoczka niczego ogrodom nie ujmuje, a wręcz stanowi intrygujący dodatek.



A na wzgórzu Fujiyama siedzieli sobie ci oto państwo. Naprawdę uroczo wyglądali i do dziś się zastanawiam, czy byli atrakcją turystyczną, czy faktycznie tak cudownie ubraną parą spędzającą leniwe popołudnie w ogrodach.


Hama-rikyū mają wiele ciekawych i urokliwych, a nawet wręcz dzikich zakątków. Pełno tam ptaków, zdarzają się koty, a w stawie mnóstwo ryb. Jest bardzo czysto i cicho, a w specjalnych miejscach można urządzić sobie piknik, np. podczas kwitnienia wiśni. Idealne miejsc dla wszystkich, którzy chcą na chwile uciec od zgiełku miasta.



Informacje praktyczne

Strona internetowa:  http://teien.tokyo-park.or.jp/en/hama-rikyu/outline.html
Czynne: codziennie 9:00 do 17:00; zamknięte między 29 grudnia a 1 stycznia
Wstęp: 300 jenów
Dojazd: pociągiem do stacji JR Shimbashi luz statkiem z Asakusy
Mapa: http://www.gojapango.com/tokyo/tokyo_poi_map.php?poi_id=1669

niedziela, 22 czerwca 2014

Sushi Day!


W związku z tym, że 18 czerwca każdego roku przypada Międzynarodowy Dzień Sushi, postanowiliśmy ze znajomymi złączyć siły i uczcić ten dzień oraz dać wyraz naszemu umiłowaniu do tego japońskiego dania rolując. Mówi się, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Nic bardziej mylnego! :)



Lista składników była bardzo długa -  ryż, zaprawa do ryżu, krewetki, kalmary, łosoś surowy i pieczony, surimi, tykwa, daikon, awokado, ogórek, mango, papryka czerwona, sałata, torebki z tofu majonez, serek... Mieszaliśmy smaki, każdy tworzył swoje własne kompozycje i efekt końcowy był powalający. 


Nie mogło się obejsć bez deseru. :) Jeszcze przed sushi na pierwszy głód poszły muffinki matcha z migdałami. A po sushi lody matcha - tym razem w ekspresowej formie, czyli lody śmietankowe zostały zmieszane z dużą porcja matcha. Nie mogło być inaczej. :) 



To była też świetna okazja, aby spróbować wasabi, które udało mi się zakupić w Matsumoto. Pod Matsumoto istnieje farma Daio Wasabi - nie udało mi się jeszcze do niej dotrzeć, ale w mieście znajduje się sklep firmowy, gdzie można zakupić pastę ze świeżego korzenia wasabi startego na tarce obciągniętej skórą rekina. Honwasabi, prawdziwe wasabi. Warto było taszczyć tę tubkę w trzech reklamówkach obłożonych lodem przez ponad dwa tygodnie. Inne wasabi już nigdy nie będzie mi smakować...



Dla mnie jednak odkryciem wieczoru był słodki sos sojowy marki Healthy Boy Brand dostępny w Kuchniach Świata (dzięki D.!) - genialny i bardzo żałuję, że nie znałam go częściej. Jest bardzo ciemny, gęsty, wygląda niemal jak czekolada i wybornie pasuje do futomaki. Nie wspominając nawet o sushi z tempurą, ale o tym muszę się jeszcze przekonać. Wkrótce. :)


p.s. Zwierzaki dzielnie nam towarzyszyły, próbowały nawet skraść rolkę czy dwie, ale musiały obejść się smakiem. Foch. :)

czwartek, 19 czerwca 2014

nius.

W dziale fotografie pojawiły się migawki z Japonii z tegorocznego wyjazdu. Można je podglądnąć tutaj, a także na FB tutaj.

Miłego oglądania!

wtorek, 17 czerwca 2014

Piękna i bokser


There’s a lot of suffering involved in being an artist. The film is a poetic reminder that the most authentic art comes out of a fierce struggle with the process of life itself.”

Dokument o parze japońskich artystów mieszkających w Nowym Jorku. O ich relacji, trudnej miłości, pracy artystycznej, ale również o rodzinie, poświęceniu i wyborach. Ushio Shinohara do osób łatwych nie należy. Nie należał nigdy. Porywczy, samolubny, artysta. Mimo to zdobył serce swojego przeciwieństwa - łagodnej artystycznej duszy Noriko. Ich historia ma już 40 lat i nadal się toczy. Nie jest to jednak miłość łatwa.

Dokument śledzi ich życie w momencie, gdy przygotowują się do pierwszej wspólnej wystawy. Jako artyści są całkowicie różni. Ushio to przedstawiciel neo-dadaizmu, a do najbardziej znanych jego prac należą rzeźby przedstawiające motocykle oraz tzw. "bokserskie obrazy" powstające poprzez uderzanie rękawicami bokserskimi z farbą w płótno. Z kolei Noriko tworzy historie miękką kreską, których bohaterami są Cutie i Bullie odzwierciedlające ich samych.  

Oglądałam ten film w oryginale, gdzie większość słów pada po japońsku, mimo to wraz z obrazami udało mi się zrozumieć przekaz. Tak myślę. :)



Zajrzyjcie również tutaj i tutaj. Polecam!

sobota, 14 czerwca 2014

Miyako Odori


Kwiecień w Kioto stoi pod znakiem tańców gejsz i maiko, czyli Miyako Odori. Każdego dnia jest okazja, aby zobaczyć na żywo tradycyjne japońskie tańce wywodzące się z Kioto, których historia sięga drugiej połowy XIX wieku. Po całym mieście porozwieszane są plakaty obwieszczające to wydarzenie, a szczególnie dużo jest ich w dzielnicy Gion, gdzie mieści się teatr. Drogę do niego wyznaczają papierowe latarnie, również informujące o tym wydarzeniu. W tym roku Miyako Odori odbyły się po raz 142 i miałam okazję je zobaczyć. 


 


Spektakle odbywają się w teatrze Gion Kaburenjo. Tu obok mieści się Gion Corner, który miałam okazję już odwiedzić i zobaczyć godzinny spektakl prezentujący kilka tradycyjnych japońskich sztuk, między innymi ceremonię herbacianą i lalkowy teatr bunraku. (Więcej tutaj.) Jak tylko się okazało, że będę w Kioto w kwietniu, wiedziałam, że muszę zobaczyć Miyako Odori. W rezerwacji biletów pomogła mi obsługa ryokanu, w którym mieszkałam, a bilety odebrałam w dniu przedstawienia w kasie.



Są trzy rodzaje biletów, które kosztują dwa, cztery oraz cztery i pół tysiąca jenów. Warto wybrać tę najdroższą wersję, ponieważ wtedy w cenie mamy również herbatkę z gejszą i maiko. Po wejściu do teatru można obejrzeć małą wystawę obrazków oraz pięknych niebieskich kimon, w których występują gejsze i maiko. Czekając na swoją kolej można przejść się po urokliwym ogrodzie. Po kilku minutach nasza grupa jest zbierana razem i prowadzona drewnianym korytarzem do sali. Herbatka jest bardzo ekspresowa, bo wszystko trwa jakieś kwadrans, ale i tak warto. Udało nam się usiąść w pierwszym rzędzie, więc miałam wszystko przed oczami. 




Herbatę przygotowywała gejsza, a maiko podawała ją kilku szczęśliwcom z pierwszych rzędów. Między widzami krążyły panie w kimonach i rozdawały japońskie słodycze, a potem herbatę. Wszystko działo się bardzo szybko, a ja chłonęłam, ile mogłam. Fotografowałam, zapamiętywałam tę chwilę, smakowałam japońskiej słodyczy i pysznej matcha, a w między czasie słuchałam starszej Japonki siedzącej obok mnie, która chciała mi wszystko dokładnie wytłumaczyć. Nawet imiona gejszy i maiko. A na koniec się okazało, że talerzyk, na którym wylądował japoński przysmak nie dość, że jest ręcznie robiony i malowany, to jeszcze można go zabrać ze sobą na pamiątkę. Dla tego, ale nie tylko tego, kwadransa na pewno warto na Miyako Odori się wybrać. :)




Po szybkiej herbatce przechodzi się do innej części teatru, gdzie wszyscy czekają na otwarcie drzwi do sali. W między czasie można zakupić pamiątki z motywami Miyako Odori, które dostępne są tylko tutaj. Po kilku minutach drzwi się otwierają i możemy zajmować miejsca. Między rzędami chodzą panie z pięknie wydanym programem lub informacją, że podczas spektaklu nie wolno pod żadnym pozorem robić zdjęć. Jest dosyć głośno i czuć w  powietrzu nasze oczekiwanie. Sala jest prawie pełna, a większość widzów to chyba babcie z wnuczkami. Obcokrajowców jak na lekarstwo. Na widowni dostrzegam też jedną maiko




Słychać dzwonek, momentalnie zapada cisza, gasną światła i można zaczynać. 



Spektakl składa się z kilku części, a zmieniające się dekoracje nawiązują do różnych pór roku. Największy zachwyt wywołuje scena wiosenna z kwitnącymi wiśniami oraz zimowa ze spadającym śniegiem. Zdecydowanie warstwa wizualna wygrywa u mnie nad muzyczną, ponieważ nie przepadam za tradycyjną japońską muzyką. Ale na pewno muzyka i śpiew na żywo robią wrażenie. Na początek gejsze i maiko wychodzą po obu stronach widowni i prezentują taniec z wachlarzami uchiwa. Nie można było oderwać oczu od przepięknych niebieskich kimon. Przyznaję, że te części spektaklu, w których występowały gejsze i maiko tak ubrane, podobały mi się najbardziej.

Dla mnie Miyako Odori to kwintesencja ulotnego świata gejsz i maiko z Kioto. Godzinny spektakl przenosi nas w inny świat i czas, mimo że rozgrywa się przed naszymi oczami tu i teraz. Dopracowane ruchy, piękno kimon i nieśmiały uśmiech na scenie uchylają nam rąbka tajemnicy zamkniętego świata. Warto dla tych kilku chwil tam być.




p.s. Dla zainteresowanych tematem polecam również ten wpis o MiyakoOdori oraz zdjęcia Johna Paula Fostera, fotografa gejsz i maiko tutaj.