sobota, 1 lutego 2014

Kurczak karaage


Karaage (唐揚げ) to nie tyle potrawa, co sposób przyrządzania mięsa i owoców morza. Produkty są najpierw marynowane, a potem smażone na głębokim oleju. Jednak często mówi się o kurczaku karaage i zwykle termin ten właśnie z tym daniem jest kojarzony. O popularności tego rodzaju potraw świadczyć może także istnienie w Japonii Stowarzyszenia Karaage.


Posiłkowałam się głównie dwoma przepisami - z Japońskiej Kuchni Karoliny oraz z Just One Cookbook. Muszę przyznać, że kurczak karaage bardzo przypadł nam do gustu, a dodatkowo, to świetnie danie do bento. :)


Co potrzebujemy:

500g mięsa z udek kurczaka
mąka ziemniaczana
olej
do marynaty: świeży imbir, sos sojowy, mirin (może być również sake lub białe wino), czosnek, cukier

Co robimy:

Wykonanie marynaty jest bardzo proste - dwie łyżki sosu sojowego łączymy z płaską łyżeczką cukru, dwoma startymi ząbkami czosnku, startym kawałkiem imbiru i jedną łyżką mirinu. Zamarynowanego kurczaka wkładamy do woreczka lub pudełka i chowamy do lodówki. Należy marynować je co najmniej kilka godzin. Nasz spędził w lodówce prawie 24 godziny - chcieliśmy, aby się dobrze "przejadł".

Po wyjęciu kurczaka z lodówki, obtaczamy kawałki w mące i smażymy na głębokim bardzo rozgrzanym oleju aż się zarumienią.Odkładamy kawałki na ręczniki papierowe, aby obciekły z nadmiaru oleju. A potem jemy. Nawet bez żadnych dodatków kurczak karaage smakuje wybornie. :)

Itadakimasu!



czwartek, 23 stycznia 2014

The Sky Crawlers


Oglądam tę anime od lat. I nie chodzi o to, że widziałam ją kilka razy. Wręcz przeciwnie. Ani razu w całości. Aż do teraz. :) Pierwszy raz zetknęłam się z The Sky Crawlers będąc któregoś razu w Japonii - akurat anime to wchodziło do kin. Mnóstwo było różnych akcji promocyjnych, między innymi na ulicach rozdawano takie oto chusteczki:


Anime powstało na podstawie serii powieści Hiroshi Mori. Zyskała ona tak dużą popularność, że powstały gry, komiksy i anime właśnie. The Sky Crawlers wyreżyserował słynny Mamoru Oishii, odpowiedzialny między innymi za takie produkcje jak Ghost In The Shell czy Avalon, o którym kiedyś może więcej.

Zarówno fabuła, jak i wykonanie, The Sky Crawlers bardzo mi się podobały i z chęcią przeczytałabym powieści, na kanwie których powstało anime. Po krótce. W czasach pokoju prywatne firmy angażują pilotów, którzy toczą ze sobą podniebne walki, aby rozładować społeczne napięcia w narodach przyzwyczajonych do wojen i agresji. Pilotami są tzw. Kildreni, genetycznie zmodyfikowani, aby nigdy nie dorosnąć. Jednak mimo aparycji dziecka dojrzewają psychicznie.



The Sky Crawlers zachwycają formą. Sceny rozgrywające się na ziemi są spokojne, ciche, ale i pełne emocji. Natomiast te dziejące się w czasie podniebnych walk pełne są dynamizmu, napięcia i świetnie poprowadzone. Osobiście miałam wrażenie, że akcja dzieje się w latach '40, nie do końca potrafię powiedzieć dlaczego. :)

Jest też trochę polskich akcentów. W anime pojawia się Kraków i Warszawa, są polskie napisy, znaki drogowe, a nawet pada kilka polskich słów. Warto wspomnieć, że muzykę (świetną) do anime stworzył Kenji Kawai, a jeden z utworów nosi tytuł Krakow.



Więcej informacji na oficjalnej stronie. Polecam bardzo!

piątek, 17 stycznia 2014

Japonizmy #2

The Ameya (1893)

Zdjęcie tego obrazu od kilku dni krąży po sieci. Nie ukrywam, że mnie bardzo ta praca zachwyciła. Postanowiłam więc zgłębić temat. :)

Autorem jest amerykański malarz Robert Fredrick Blum. Urodził się w 1857 roku. Spędził w Japonii ponad trzy lata zgłębiając kulturę i sztukę tego kraju. Tworzył również ilustracje dla serii artykułów o japońskim życiu. Był jednym z pierwszych artystów, którym udało się odwiedzić ten kraj po otwarciu granic dla obcokrajowców. Kraj Kwitnącej Wiśni był źródłem inspiracji dla wielu jego prac - tworzył portrety, pejzaże, rysunki. Dzięki nim możemy zerknąć na XIX-wieczną Japonię. Zmarł w Nowym Jorku w 1903 roku. 

The Flower Market Tokyo (1891-1892)

Street Scene in Ikao

Jego prace mnie zachwycają, szczególnie sceny z ulic jak właśnie The Ameya czy Street Scene in Ikao, gdzie jest mnóstwo detali. Podoba mi się kolorystyka i ujęcie tematu. Bardzo lubię też obraz The Picture Book - urzeka kimono i cała koncepcja pracy.

The Picture Book (1891-1893)

Repose

A Geisha at Her Toilet (1890)

Również rysunki, prace czarno-białe  mają swój urok. Musze przyznać, że podobają mi się chyba wszystkie prace, które udało mi się zobaczyć. Naprawdę nie wiem, jak mogłam przeoczyć twórczość Roberta Fredricka Bluma. Niestety, nie stać mnie nawet na rysunek. :) 

Temple Grounds with Buddhist Shrine, Uyeno Park (1890)

                        Japanese Tea Party                                                      Yeddo 

Zachęcam do zapoznania się z jego twórczością. Warto. :)

środa, 15 stycznia 2014

47 roninów


Powiem szczerze, że nastawiałam sie na totalną szmirę, bo chyba nikt, kto obejrzał trailer, naiwnie nie sądził, że będzie to filmowy majstersztyk. I muszę przyznać, że mile się rozczarowałam. Ale tylko trochę. :)

Film jest wariacją na temat. Historia 47 roninów była tylko pretekstem do jego stworzenia i została tak przetworzona, aby znalazło się w niej miejsce dla Keanu Reevesa oraz (czarnej) magii, której jest tu co nie miara. Mamy demony, mnichów Tengu i wiedźmy. Rzucanie uroków, las duchów i magiczne stwory. Dzieje się. :) Moim zdaniem film jest jednak w wielu miejscach niedopracowany, wątki są słabo zarysowane, a aktorstwo średnie, nie uświadczmy także jakiś złożonych dialogów czy głębszej myśli. Za to momentami jest dosyć zabawnie, ale właściwie dzięki jednej z postaci.

Doborowa obsada - jeden z moich ulubionych japońskich aktorów Hiroyuki Sanada, pamiętana przeze ze mnie między innymi z filmu Babel Rinko Kikuchi, Tadanobu Asano jako pan Kira. Można sie zastanawiać, dlaczego tylu świetnych japońskich aktorów wzięło udział w tym projekcie. Bo poza tymi wymienionymi przeze mnie wprawne oko widza dostrzeże jeszcze kilka całkiem znanych japońskich twarzy. Trochę rozczaruję osoby, które ekscytują się osobą Ricka Genesta, czy też raczej Zombie Boy'a, ponieważ na ekranie dosłownie pojawia się i znika. I wreszcie mamy Keanu Reevesa, amerykańskiego aktora z domieszką azjatyckiej krwi, który gra, jak zwykle. :)

Podsumowując. Są zwroty akcji, jest dramat i romans, walka i poświęcenie. Jednak 47 roninów to film na pograniczu tandety/kiczu, którą maskuje się kilkoma sztuczkami. Są ładne widoki (szczególnie ujął mnie zarośnięty Daibutsu, którego bohaterowie mijają w drodze), piękne stroje (nie zawsze akuratne, ale przyznać muszę, że stylizowane kimona głównej bohaterki były interesujące) i tzw. efekty specjalne - oglądałam film w 2D, bo za 3D nie przepadam, więc do końca tego elementu filmu nie potrafię ocenić. Myślę jednak, że jeśli odpowiednio podejdziemy do tego filmu, to oglądanie 47 roninów jest niezłą zabawą. :)


Więcej informacji na oficjalnej stronie filmu.

wtorek, 14 stycznia 2014

Gruzińskie ciasto z herbatą


Szukałam czegoś na ząb. Na szybko i na słodko. Zazwyczaj moje eksperymentowanie w kuchni bierze się stąd, że nie lubię marnować jedzenia. Więc najpierw sprawdzam, co mam w szafkach, a potem szukam przepisu i wykorzystuję go według uznania. Tak było i tym razem. :)


Trafiłam na gruzińskie ciasto z herbatą. A że Gruzja od jakiegoś czasu kołacze mi się po głowie i raz po raz daje mi znaki, i że padło magiczne słowo "herbata", zaczęłam zgłębiać temat. A dlaczego ciasto to wylądowało na JB? A to dlatego, że czarną herbatę zastąpiłam zieloną sencha. Bazowałam na tym przepisie, jak zwykle robiąc coś po swojemu. :)

Co potrzebujemy:

zielona herbata sencha
2 jajka
szklanka cukru brązowego
2 szklanki mąki
płatki migdałów
cynamon
oliwa
soda

Co robimy:

Zaparzamy mocną herbatę (będziemy potrzebować 200ml). Łączymy cukier z jajkami i ucieramy na płynną masę. W drugiej misce łączymy mąkę, sodę, migdały i cynamon (pół łyżeczki). Kiedy herbata nieco ostygnie (może być ciepła), łączymy ją z jajkami i cukrem, a następnie wciąż mieszając dodajemy mąkę. Ciasto wlewamy do formy i pieczmy w 180 stopniach przez ok. 45 minut.

Wyszło pyszne i lekkie ciacho z lekką zielona nutą. :)