Autor Marcin Bruczkowski dał mi się poznać przypadkiem kilka lat temu, gdy sięgnęłam po pierwszą jego książkę
Bezsenność w Tokio. Pochłonęłam ją błyskawicznie. Wciągnął mnie styl, umiejscowienie akcji i perypetie bohaterów na tle japońskiej kultury. Słowem podobało mi się.

Sięgnęłam więc po kolejną "japońską" powieść Z
agubieni w Tokio. I tu niestety przeżyłam rozczarowanie. Jak dla mnie zbyt mało było w niej Japonii, a akcja nie wciągnęła mnie ani trochę. Szkoda.

Z nadzieją sięgnęłam po trzecią książkę (właściwie czwartą w dorobku pana Bruczkowskiego, ale pominęłam
Singapur czwarta rano tegoż autora, więc dla mnie ta czwarta jest trzecią :))
Radio Yokohama.

I niestety kolejne rozczarowanie. Akcja zupełnie mnie nie wciągnęła. Może dlatego, że radio jest mi bliskie jako słuchaczowi i nigdy nie byłam "po drugiej stronie". Może znowu za mało tu dla mnie Japonii, jej krajobrazów oplatających tę skośną mentalność.
"Hai - odpowiedział Yoshi, w tym krótkim słowie zawierając uwagę, zrozumienie, potwierdzenie, akceptację, stanowczość, chęć działania, skupienie, entuzjazm, powagę, odpowiedzialność, gotowość dalszej współpracy i solidarność duchową. Czyli wszystko, co w tę jedną sylabę upchnęło dwa tysiące lat kultury japońskiej."Kilka smaczków się znalazło, ale chyba najciekawsze dla mnie były te części książki nazwane przez autora
Interludium. Nie wiem, czemu tak do końca służyły i jak dla mnie były nieco oderwane od głównej treści, ale podobały mi się.
Podsumowując. Czekam na kolejną "japońską" powieść. A zagorzałych fanów zapraszam na
stronę autora, gdzie więcej o jego twórczości, oraz do Wrocławia - bodajże w maju Bruczkowski-san zawita do naszego pięknego miasta. :)
(cyt. za: Marcin Bruczkowski,
Radio Yokohama, Warszawa 2008, s. 48.)