piątek, 7 października 2016

Tańcząc w ciemnościach, czyli butoh według Aya Irizuki


Dzięki uprzejmości organizatorów Avant Art Festival mam możliwość uczestniczenia we wszystkich wydarzeniach tegorocznej edycji. Przygotowuję post całościowy z festiwalu, jednak postanowiłam już teraz poświęcić osobny wpis jednemu szczególnemu dla mnie wydarzeniu.


Aya Irizuki to japońska tancerka, aktorka i artystka wizualna. Kojarzona z nurtem ankoku butoh (暗黒舞踏; "taniec mroku" czy też "taniec ciemności"), którego uczyła się pod okiem twórcy tego stylu Tatsumi Hijikaty. Mnie znana jest przede wszystkim z cudownego filmu Hanami - Kwiat Wiśni*. Już wtedy sceny z jej udziałem przykuwały mój wzrok i zapadały w pamięć. Tym bardziej ucieszyłam się, gdy zobaczyłam w programie festiwalu jej występ.



Nie da się oglądać butoh w oderwaniu od cielesności/fizyczności. Wiele razy pisałam, że oglądając butoh Daisuke Yoshimoto trudno mi czasami nie myśleć o bólu fizycznym i nie koncentrować się na ciele artysty. Ciało jest narzędziem, które moim zdaniem w butoh jest esencją przekazu. Nie inaczej było i tym razem, chociaż odniosłam wrażenie, że Thread Clay Ayi Irizuki było nieco łatwiejsze w odbiorze niż butoh, które miałam okazję oglądać wcześniej.



Wydarzenie miało miejsce na scenie Dworca Świebodzkiego. Miałam już okazję oglądać spektakle butoh w tym miejscu i moim zdaniem idealnie się ono do tego nadaje. Thread Clay to spektakl "w którym zwierzę z głębin morza prowadzi widzów w podróż od ciemnego dna do jasności zrozumienia istoty rzeczy".





Od pierwszych scen Thread Clay hipnotyzuje. Zarówno w warstwie wizualnej, jak i dźwiękowej. Nie mogłam oderwać wzroku od artystki śledząc każdy jej ruch. Precyzja, siła i sceniczne kostiumy tworzyły spójną całość. Aya Irizuki na scenie prezentowała się pięknie.


Thread Clay można podzielić na trzy części - muzycznie i wizualnie. Przez pierwszą przeprowadza nas postać w masce, z osłoniętym ciałem i twarzą. Następnie w ciszy artystka całkowicie ukrywa się pod czarnym okryciem - dostrzegamy tylko jej białe dłonie. Trzecia część odsłania artystkę i jej postać. Kostium, przywodzący mi trochę na myśl żadną konkretną, ale jednak postać z japonskiej animacji, z długim białym trenem/ogonem (?) i czerwonymi włosami z dwoma niby różkami uosabiać miał morską istotę.


Jeśli kiedyś jeszcze się uda, to na pewno zobaczę butoh w wykonaniu Ayi Irizuki ponownie. Czekam na taką okazję. Już teraz. :)



* Drugim filmem, w którym można zobaczyć Ayę Irizuki, jest Fukushima, moja miłość w reżyserii tej samej Doris Dörrie. Na mojej liście must see. :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz