wtorek, 29 stycznia 2013

Konapun.

"learn about konapun. buy konapun. be happy."

Konapun (こなぷん) to tworzenie sztucznego jedzenia, ale nie na potrzeby np. restauracji (o takim fake food pisałam tutaj), ale na potrzeby domowe, czyli dla zabawy. :) Nazwa wywodzi się od japońskiego słowa kona (粉), czyli "proszek". Pierwsze tego typu zabawki pojawiły się w Japonii już ponad 20 lat temu.


Generalnie zabawa polega na mieszaniu specjalnego proszku (alginian sodu) z wodą. Powstaje coś w rodzaju pasty/masy, z której można formować kulinarne zabaweczki. Można kupić całe zestawy do tworzenia takiego jedzenia - od miniaturowych hamburgerów po pełne wyposażenie do "gotowania" np. takoyaki. A wszystko wygląda bardzo realistycznie. Sztuczny olej nawet wrze i pryska bąbelkami. :) Jedyny minus to taki, że "konapunowego" jedzenia nie można zjeść. :)

Więcej informacji między innymi tutaj. :)

niedziela, 27 stycznia 2013

Samuraje

Nie ma to, jak iść do sklepu, żeby oglądać lodówki, a wyjść z książką. O samurajach. Asortyment marketów w naszym kraju nie przestaje mnie zadziwiać. :)


Sięgnęłam po tę książkę jedynie z zamiarem jej przejrzenia, a nie kupna - samuraje nigdy jakoś mnie aż tak nie fascynowali, abym kupowała książki na ten temat. Ale gdy tylko otworzyłam i zerknęłam na pierwsze strony, wiedziałam, że już tej książki nie odłożę na półkę. Jest to świetna publikacja dla osób nie tylko interesujących się samurajami, ale także japońskim strojem - a do tych się zaliczam. :) Na rozkładówkach mamy zdjęcie np. samuraja rozbójnika albo kobiety w letniej odzieży, a obok szczegółowy opis wraz z rysunkiem i oznaczeniem każdej części ubioru. A dlaczego w książce o samurajach pojawiają się stroje kobiece? Ponieważ książka poświęcona jest samurajom a także członkom ich klasy.


Wśród pięćdziesięciu opisanych strojów są tak interesujące jak np. samuraja chrześcijanina, mnicha-wojownika czy strażaka. Książka została napisana przez znawcę tematu, doktora Mitsuo Kure, który pracował także przy jednej z "holyłódzkich" produkcji o samurajach. Polecam!

środa, 23 stycznia 2013

Trzy małpy


Wyobrażenie trzech małp (sanbiki no saru 三匹の猿, sanzaru 三猿) zakrywających kolejno swoje uszy, usta i oczy jest znane w wielu miejscach na świecie. Pamiętam jak lata temu będąc małą dziewczynką oglądałam takie figurki w tzw. sklepach indyjskich. Wyobrażenie tych małp ma wyrażać japońskie przysłowie: mizaru, kikazaru, iwazaru (見ざる、聞かざる、言わざる) czyli „nie widzę, nie słyszę, nie mówię” w domyśle nic złego. Co można także interpretować - ktoś, kto nie słyszy zła, nie mówi nic złego i zła nie widzi, ma się przed nim uchronić.

A skąd te małpy? Prawdopodobnie z gry słów: japoński czasownik negacji "zaru" brzmi podobnie jak "saru", czyli małpa. Sanbiki no saru często określa się również mianem "trzy mądre małpy". A czasami pojawia się i czwarta małpa uosabiająca nie czynienie zła (shizaru しざる) , która przedstawiana jest z opuszczonymi lub skrzyżowanymi łapami. Całą czwórkę można podejrzeć np. tutaj.


Chyba najsłynniejsze przedstawienie sanbiki no saru można zobaczyć w chramie Tōshō-gū w Nikkō. Na budynku niepozornej stajni widnieje szereg XVII-wiecznych rzeźb z małpami, które obrazować mają cykl życia. Każdej przypisany jest opis ze zdjęciem.


Najpopularniejsze są, oczywiście, Trzy Małpy, które są niemal cały czas fotografowane.


Małpy pełnią ważną rolę w japońskich wierzeniach, o których można poczytać tutaj, między innymi w rytuałach kōshin (庚申). Bardzo znane są wierzenia dotyczące Masaru (神猿), czyli "małpiego bóstwa" w shintō. Popularność małp, a szczególnie Trzech Małp, ma swoje odbicie również  w sferze bardziej przyziemnej - oczywiście w Nikkō kupić można pamiątki, słodycze, zabawki, amulety z wizerunkami małp. Przeważnie tych trzech. :)

Omikuji, czyli wróżby

Czekoladowe ciasteczka mochi

Breloczki-amulety

Ema, czyli wotywna tabliczka

Amulet ochronny

Więcej o trzech małpach dowiedzieć się można między innymi tutaj i tutaj. Polecam!

sobota, 19 stycznia 2013

Pięknie nie jest.

I znowu znalazłam kilka perełek, na których widać brzydką Japonię. Jest to, oczywiście, pojęcie umowne, bo dla mnie i takie obrazki mają swój urok. O czym już nie raz wspominałam. Żałuję, że chwilami zabrakło mi śmiałości, a czasami czasu lub odpowiedniej chwili, i nie uwieczniłam takich smaczków jak różowej futerkowej toalety w jednej z knajp w porcie Hiroshima. Kiczu, plastiku i tandety jest w Japonii sporo. Ale gdzie ich nie ma? :)

Budynek mieszkalny, Enoshima

Pełne bibelotów powitanie w hoteliku, który krył jeszcze więcej fikuśnych "zbieraczy kurzu", Hiroshima

Obcy atakują, Miyajima

Sklepik przy skale, Nikkō

Wejście do restauracji, Yokohama


Domeczek, Kioto

Fontanna, Enoshima

Można sobie powróżyć "po włosku", Enoshima

Wiele podobnych widzieliśmy, Enoshima

Strzelnica dla turystów, Enoshima

Szyld chyba już nieistniejącego miejsca, Kioto


sobota, 12 stycznia 2013

Thirty-Six New Views of Mount Fuji


Cykl obrazów autorstwa Seisaia* (西斎), irlandzkiego artysty kryjącego swe prawdziwe imię pod tym japońskim, przedstawia nam świętą górę Japończyków w zupełnie inny sposób niż zazwyczaj można ją podziwiać. Fuji-san kojarzy nam się z dostojnością, japońską tradycją i pięknem. W pracach Seisaia góra zostaje niejako "sprowadzona na ziemię" i wpisana we współczesny konsumpcjonizm. To ciekawe połączenie japońskiej tradycji i symboli oraz motywów dnia codziennego. Tytuł cyklu nawiązuje do prac Hokusaia, który także na 36 drzeworytach pokazał różne oblicza Fuji-san. Interesujące byłoby zestawienie prac obu artystów na jednej wystawie. Może się kiedyś doczekamy... :)


Wiecej informacji między innymi tutaj. Polecam!

*  Seisai oznacza "studio na zachodzie" i jest bezpośrednim nawiązaniem do imienia jednego z najsłyniejszych japońskich artystów - Hokusaia ("studio na północy"). 

czwartek, 10 stycznia 2013

Kwestia rozmiaru


Zabierałam się do tego filmu od miesięcy, bo podchodziłam do tematu sceptycznie. Ot, będzie głupia i mało śmieszna komedyjka, myślałam. Okazało się, że A Matter of Size jest bardzo fajnym filmem. Historia kilku otyłych panów, którzy postanawiają już więcej nie walczyć z nadwagą, a raczej spróbować ją wykorzystać, zaczynają trenować sumo. Początki, jak to zwykle bywa, są dosyć trudne, a do tego dochodzą różne problemy i rozterki życiowe głównych bohaterów, mimo to żaden z nich się nie poddaje i w końcu, dzięki sumo, wiele zyskuje. Japonii w tym filmie nie ma za dużo - sumo i japoński mistrz są niejako punktem wyjścia, powodują, że akcja "się dzieje". I może fabuła nie jest zaskakująca, ale film ma bardzo pogodny klimat, miło się go ogląda i czasami naprawdę można się porządnie zaśmiać.


Więcej o filmie między innymi tutaj. Polecam!

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Skarbiec wiernych wasali. Wystawa


Żeby dobrze zacząć Nowy Rok pod znakiem szczęśliwej, mam nadzieję, trzynastki, udaliśmy się do Krakowa. Naszym głównym celem była otwarta w grudniu wystawa w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha "Skarbiec wiernych wasali. Dramat 47 roninów". Wystawa oparta jest o sztukę teatrów kabuki i bunraku Chūshingura opisującą wydarzenia, które rozegrały się w udziałem 47 słynnych samurajów. Na licznych drzeworytach autorstwa miedzy innymi Hokusaia i Hiroshige poznajemy akt po akcie tę historię. Osobiście bardzo lubię japońskie drzeworyty i mogę się w nie wpatrywać, jeśli nie godzinami, to na pewno przez dłuższą chwilę - podziwiać detale, pomysły twórcy i dobór kolorów. Jedyne, czego mi zabrakło na wystawie, to pokazanie strojów teatru kabuki, w których odtwarzano postacie z teatralnej sztuki, albo kilku lalek teatru bunraku. Jeśli nawet nie wszystkich, to przynajmniej kilku. :)


Polecam także rozmowę z kuratorką wystawy panią Agnieszką Gorlich.


"Artysta występuje z pozycji Innego, Obcego. Odkrywa potencjał, różnorodność, a jednocześnie i obcość nieznanego mu dotąd świata, który wbrew pozorom nie tak łatwo poddaje się globalizacji. Jest zarazem bacznym obserwatorem tej – tylko pozornie nam znanej – rzeczywistości, podejmując wątki komercjalizacji,wskazując paradoksy społeczne i kulturowe. Fascynuje go także malarskość tego odmiennego od naszego świata...".

Przy okazji trafiliśmy także na trwajacą do 20 stycznia wystawę filmów wideo z Azji "Intrude" autorstwa Wojciecha Gilewicza. Filmy zostały zrealizowane w latach 2008-2012 w czterech krajach: Chinach, Japonii, Korei i na Tajwanie. Z pozoru proste i niczym się nie wyróżniające ujęcia, ale jeśli się przyjrzeć, okazuje się, że pierwszy rzut oka bywa czasami mylący. :)


Obie wystawy polecam! :)

A już na sam koniec odnaleźliśmy, co wcale nie było trudne, krakowski słup pokoju, który stoi przy kościele św. Marcina przy ulicy Grodzkiej.


Raz na jakiś czas miło jest wybrać się do Krakowa. :)

piątek, 4 stycznia 2013

Makoto Aida

Harakiri School Girls, 2002

Makoto Aida to dosyć kontrowersyjny japoński artysta często nazywany enfant terrible japońskiego świata sztuki. Jego prace poruszają trudne tematy, odwozrowują, jak mówi sam artysta, to, co ludzie robią i już zrobili, nie są więc wytworem jego chorej wyobraźni. Najczęściej tematami jego prac jest seks, śmierć, wojna, polityka - tematy, które niejako stanowią tabu dla Japończyków. Obrazy są czasami bardzo dużych rozmiarów i zawierają wiele detali, dlatego część z nich powstawała bardzo długo, jak np. jedna z najbardziej znanych prac Ash Color Mountains:

Ash Color Mountains, 2009-2011

Moje ulubione prace to chyba rysunki z serii Edible Artificial Girls - między innymi te:



Do 31 marca w tokijskim Mori Art Museum można oglądać retrospektywną wystawę poświęconą artyście.
O Makoto Aida można poczytać między innymi tutaj i tutaj. Polecam!

wtorek, 1 stycznia 2013

Karigurashi no Arrietty


Jeszcze ramach nadrabiana zaległości z przyjemności :) obejrzałam w końcu animację Studia Ghibli Karigurashi no Arrietty, czyli Tajemniczy świat Arrietty. Opowieść oparta na książce dla dzieci autorstwa Mary Norton została przeniesiona do Japonii, ale krajobraz stanowi jedynie tło. Żyjąca pod podłogą jednego z domów rodzina Pożyczalskich popada w tarapaty, gdy o ich istnieniu dowiaduje się mały chłopiec. I... nic więcej nie zdradzę. :) Jak wszystkie animacje Studia Ghibli i ta również mi się podobała. Moim zdaniem Miyazaki i spółka mógłby opowiadać o czymkolwiek, ale to cokolwiek podane w taki sposób zawsze będzie mnie zachwycać. Przywiązanie do detalu i chęć odwzorowania rzeczywistości w najdrobniejszym szczególe zawsze przykuwa moją uwagę. Uwielbiam światy Studia Ghibli. Po prostu. :)


Więcej informacji tutaj. Polecam!