niedziela, 5 maja 2019

Dziewczyna z konbini, czyli życie nie ma instrukcji obsługi


Każde konbini* jest małym światem samym w sobie. Pracującym bez ustanku. Światem, który nigdy nie zasypia, nie zwalnia, rozbrzmiewa muzyką i wabi kolorami. Będąc w Japonii chyba nie ma szans, żeby chociaż raz nie wejść do tego świata. Ja bywam tam dosyć często. I zawsze jestem pod wrażeniem przede wszystkim obsługi - kupowałam w konbini dziesiątki, jeśli nie setki razy, i nigdy, ale to NIGDY, nie zdarzyło mi się, aby ktoś był nieuprzejmy, pomylił się albo nie chciał pomóc. 

"Ciekawie było patrzeć, jak różni ludzie - studenci, chłopak grający w zespole, mężczyźni bez stałego zatrudnienia, gospodynie domowe, licealiści ze szkół wieczorowych - są przekształcani w jednakowe stworzenia zwane ekspedientami."

Konbini są w Japonii tysiące. Najpopularniejsze sieci to Lawson, 7Eleven czy Family Mart. Są niemal na każdym rogu, a klientów nie brakuje. Mimo to konkurencja nie śpi i konbini również muszą zaskakiwać swoich klientów - czymś więcej niż promocjami i loteriami przy kasie. Ostatnio gdzieś czytałam, że sklepy sieci Lawson wprowadzają nawet sprzedaż książek. W takim oto mikro świecie akcję swojej książki Dziewczyna z konbini umieściła Sayaka Murata.

Z pozoru nasza główna bohaterka Keiko Furukura jest zwykłą japońską dziewczyną/kobietą pracującą w konbini. Oddaną swojej pracy i zawsze chętnie służącą pomocą. A jednak w oczach ludzi wokół wydaje się być nieco dziwną i nieprzystosowaną. Bo kto w wieku 36 lat nadal pracuje dorywczo? Nie ma męża, chłopaka, dzieci? Dla Keiko to stan naturalny, w którym jest jej dobrze, ale dla poukładanego społeczeństwa wychodzi poza normę, wystaje, jak gwóźdź, który należy wbić (przysłowie japońskie). Dlatego Keiko udaje. Udaje bycie normalną - w rozumieniu ogółu. Naśladuje gesty, ton głosu odpowiednie do danych sytuacji. Przeistacza się jak kameleon, by się dostosować. Dla świętego spokoju.

"Krótko po rozpoczęciu pracy w sklepie odkryłam, że ludzie są szczęśliwi, kiedy ktoś złości się z tego samego powodu, co oni. Wystarczyło wyczuć, kiedy ktoś narzeka [...] rodziła się wtedy dziwna solidarność, a inni cieszyli się z mojej złości. [...] Świetnie mi wyszło bycie człowiekiem."

Presja społeczna, aby się dostosować i żyć, jak wszyscy, jest ogromna. A wyznacznikiem normalności zdaje się być jedynie kariera oraz posiadanie partnera (i dzieci). Keiko jest tolerowanym, ale jednak dziwadłem, i niejednokrotnie musi uciekać się do kłamstwa, aby przetrwać nagonkę znajomych, rodziny, a nawet obcych sobie ludzi. Ukojenie zdaje się znajdować jedynie w dobrze sobie znanym świecie konbini.

"Zwykle o tej porze wzięłabym się za przygotowywania do następnego dnia pracy - zjadłabym karmę i poszła spać. Moje ciało należało do konbini także wtedy, gdy nie pracowałam. Teraz nie wiedziałam, co ze sobą zrobić."

Kiedy Keiko przestaje pracować w konbini, nie potrafi się odnaleźć w nowej sytuacji. Zastanawia się, czy znajdzie się dla niej miejsce, gdzie indziej. Bezustannie wraca myślami do swoich codziennych obowiązków w konbini, śni o tym miejscu, to swoista symbioza. Wydaje się, że rzeczywistość poza konbini nie ma dla niej większego znaczenia. Zmieniła swoją sytuację, aby być normalniejszą w oczach społeczeństwa, ale nie dla siebie. Słuszność tej decyzji zdają się potwierdzać wszyscy naokoło - gratulują pójścia krok na przód i trzymają kciuki. Jednak Keiko nie czuje się w nowej roli dobrze.

W swoim rozumieniu i dosłownym odbieraniu świata Keiko jest "zwierzęciem konbini" i to w tym środowisku czuje się naturalnie, bezpiecznie i pewnie. Nic dziwnego, ze jej historia zatacza małe koło i Keiko zdaje sobie sprawę, że poza konbini nie istnieje. To świat który zna i który rządzi się regułami dla niej jasnymi i akceptowanymi także przez innych. Słyszę głos konbini, mówi w pewnym momencie Keiko.

Dziewczyna z konbini porusza takie tematy jak społeczna alienacja i nieprzystosowanie. Zadaje pytanie o bycie sobą i bycie wiernym sobie wbrew presji i oczekiwań społecznych. I moim zdaniem ma wymiar uniwersalny - niekoniecznie odnosi się jedynie do społeczeństwa japońskiego. Chociaż na jego tle faktycznie taka postawa wyraźniej może kontrastować. 

Ta niepozorna objętościowo książka ma w sobie olbrzymi ładunek treści i emocji, a podążanie za głosem bohaterki jest fascynujące. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do sięgnięcia po Dziewczynę z konbini. Nie będziecie żałować.
Irasshaimase!
 
Autorka książki w jednym z japońskich konbini (zdjęcie stąd.)


*Konbini (z ang. convenience stores) to całodobowe sklepy oferujące szeroki asortyment - kupimy tu nie tylko kawę na wynos, onigiri czy bento boxy, ale mnóstwo innych artykułów spożywczych, napoi, sezonowe produkty, artykuły pierwszej potrzeby, słodycze i alkohol oraz wiele, wiele innych. W niektórych konbini nadamy również paczkę, wyślemy swój bagaż do hotelu i kupimy bilety na różne wydarzenia. Nie wspominając nawet o bankomatach, które najpewniej znajdziecie właśnie tam, możliwości wydruku zdjęć czy skopiowania dokumentów. W konbini zwykle działa również wi-fi i jest toaleta. Ceny są niskie, obsługa na najwyższym poziomie, a ponadto wiele rzeczy, które kupujemy, możemy od razu podgrzać i zabrać ze sobą lub skonsumować na miejscu.


(Cyt. za Sayaka Murata, Dziewczyna z konbini, Kraków 2019, s.18.)
(Cyt. za Sayaka Murata, Dziewczyna z konbini, Kraków 2019, s.31.) 
(Cyt. za Sayaka Murata, Dziewczyna z konbini, Kraków 2019, s.127.) 

4 komentarze:

  1. Literówka w zaproszeniu, powinno być: IrasshAImase. Poza tym przyzwoitość wymagałaby podania tłumacza (i prawo autorskie chyba też).

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak na prawdę współczuję autorce, dobrze jej samej ze sob ą, ale inni wiedzą lepiej jak ktoś ma żyć. To na prawdę smutne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie bardzo często wiedzą lepiej, niestety. ;)

      Usuń