poniedziałek, 5 czerwca 2017

Japońskie Biennale WRO 2017

Kolejna edycja Biennale WRO za nami. Czekałam, bo moim zdaniem wydarzenie to jest istotne z punktu widzenia współczesnego człowieka - w tym roku opowiadało o nas w kontekście systemów, w których chcąc lub nie chcąc żyjemy zgadzając się na panujące w nich reguły. Z różnych powodów. A także dlatego, że i tym razem pojawili się japońscy artyści, w tym grupa GRINDER-MAN. Ale o nich trochę później. :)

Jako uczestnicy wymiany danych o sobie w społecznej sieci, szukając chwilowych sojuszy, doraźnych przymierzy, zobowiązujemy się do lojalności wobec procedur komunikacyjnych, akceptujemy nietrwałe, chwiejne, tymczasowe pozycje (post-media?).
Infrastruktura systemów, które nas kształtują i rozpracowują, nie pojawia się w polu widzialności. Nowe systemy, choć stały się środowiskiem, nie pozwalają na ogarnięcie swego zakresu, gdyż utraciły widzialność, przesłanianą obecnością „indywidualnie” używanych urządzeń.

Sztuki, wydarzeń, atrakcji było co nie miara i obawiam się, że nie dotarłam wszędzie, mimo wielkich chęci. Szczególnie, że w tym roku Biennale WRO opanowało spory kawałek Wrocławia - od Centrum Sztuki WRO, Dom Handlowy Feniks, Synagogę Pod Białym Bocianem po Dom Handlowy Renoma, Narodowe Forum Muzyki i Muzeum Narodowe.

Zacznę od Norimichi Hirakawy Znane, nieznane i (nie)odwracalne, którego wystawę z różnych życiowych zbiegów okoliczności oraz złośliwości rzeczy martwych obejrzałam dopiero za trzecim podejściem. Na wystawę składało się kilka prac, ale to właśnie praca nieodwracalne [wersja 4wymiarowa] mnie zahipnotyzowała. Niepowtarzalny wielki wybuch sprowadzający lub też wyprowadzający się z pojedynczego punktu.




Video wyświetlane na całej długości ścianie w ciemnym pomieszczeniu z pulsującą muzyką przyciągało wszystkich odwiedzających. Spędziłam tam dłuższa chwilę, ciężko się było oderwać...


W podziemiach Synagogi Pod Białym Bocianem wystawiono pracę Isamu Hirabayachi Heaven. To krótka opowieść o cyklu życia i śmierci. Początkowo nie do końca wiemy, na co patrzymy. Podziwiamy strukturę i kolory. Dopiero po pewnym czasie można się zorientować, że oglądamy rozkład żaby.




Kolejna praca tam prezentowana to The Stream VI Hiroya Sakurai. Kanał nawadniający pola ryżowe zdaje się być osobnym tworem, pełnym kolorów i wartkiej wody. Ta ostania jednak została wtłoczona w sztuczny system zbudowany przez człowieka, a my śledzimy jej nieustanną podróż.



Lubię animacje i bardzo spodobał mi się filmik Sawako Kabuki Summer's Puke is Winter's Delight. Ciężki temat zaburzeń żywieniowych pokazany w niby przyjemnej kolorowej konwencji animacji, ale jednak przepełniony niepokojącymi obrazami. Obejrzałam tę pracę dwa razy i za każdym razem nie traciła na sile przekazu. 



Zupełnie inny temat podjął w jednej ze swoich prac Shota Yamauchi. Achilles i żółw opiera się na paradoksie, który mówi o tym, iż szybszy biegacz nie jest w stanie prześcignąć najwolniejszego konkurenta, ponieważ ścigający najpierw musi dotrzeć do punktu, z którego ścigany już wyruszył. Zagmatwane. :) Artysta wciela się w awatara, a jego przestrzenią są mapy Google oraz gra Pokémon GO.







Na koniec praca i artyści, którzy najbardziej do mnie przemówili i na pewno pozostaną na stałe już w mojej głowie. Grupa GRINDER-MAN to artyści, dla których motywem przewodnim jest "tu i teraz". W swojej działalności wykorzystują choreografię, design, film i wiele innych form wyrazu. Do Wrocławia przyjechali z projektem THE MIRROR.


THE MIRROR to specyficzny sposób interakcji z samym sobą i wirtualną rzeczywistością. Założenie słuchawek i specjalnych gogli całkowicie odcina nas od świata zewnętrznego. Jesteśmy tu i teraz, czyli spełniamy główne założenie artystyczne grupy. Instalacja ma dwa wymiary - w jednym spotykamy siebie widząc swoje odbicie w lustrze, w drugim przenosimy się na ulice Tokio oraz Wrocławia (artyście specjalnie dodali te fragmenty na pokazy w czasie Biennale WRO).



Makiko-san, choreografka, która także pojawia się w video i prowadzi nas przez całą sekwencję video, opowiedziała mi o tym projekcie i podkreślała, jak ważne jest dla całej grupy, aby każdy doświadczył tego "tu i teraz", a także przekonał się, że czasami granice zacierają się. Zarówno czas, przestrzeń, jak i nas samych możemy odbierać jako coś bliskiego/znajomego, a zarazem obcego/odległego. Dla mnie było to niesamowite przeżycie i naprawdę na chwilę przeniosłam się na ulice Nipponu.



Ech, wracam na ziemię i wypatruję już kolejnej edycji. :)


p.s. Niektóre wystawy wciąż można oglądać. Polecam zajrzeć tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz